sobota, 31 maja 2014

Koszykówka~ Kris

- Jesteś pewna? To nie jest takie łatwe.- powiedział SeHun z lekko uniesioną prawą brwią. Staliśmy właśnie na boisku koło mojego domu. SeHun był moim najlepszym przyjacielem już od czasów przedszkola. Ciągle się kłóciliśmy i dogryzaliśmy sobie, ale wiedziałam, że zawszę mogę na niego liczyć. Właśnie tak było w tym momencie.
Wu Yi Fan, mój chłopak jest kapitanem szkolnej drużyny koszykarskiej. Zaczęliśmy się spotykać ze sobą już rok temu. Nie wiedziałam jak to się stało, bo bardzo się od siebie różniliśmy, ale mimo to wiedziałam, że go kocham i on kocha mnie. I chyba tylko to się liczyło prawda?
Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i nauczyć się grać w kosza i właśnie po to zadzwoniłam do SeHun’a. Był również w szkolnej drużynie więc mógł mi pomóc.
- Jezu przestań już gadać i naucz mnie!- jęknęłam poprawiając swoje krótkie spodenki.
- No jak chcesz. Zadzwoniłem po LuHan’a i Xiumina.- powiedział po chwili.- Będziemy mogli zagrać dwóch na dwóch.

Okazało się, że jestem w tym lepsza niż myślałam. Byłam w drużynie razem z SeHun’em i pokonaliśmy Xiumin’a i LuHan’a! Przegrali po całości!! BUAHAHA!
- Nie wiedziałem, że jesteś w tym taka dobra.- zaśmiał się zdyszany Baozi.
- Ja też nie!- zaśmiałam się zadowolona z siebie.- Muszę już iść. Jestem umówiona z Krisem.- powiedziałam, pożegnałam się z nimi i szybko pobiegłam do domu wziąć prysznic i się przebrać. Mieliśmy zrobić sobie dzisiaj maraton filmowy u niego w domu.
Uśmiechnęłam się gdy tylko zobaczyłam co dla nas przygotował. Mnóstwo świeczek zapachowych, miski z przekąskami, rozłożona kanapa żeby było nam wygodniej, dużo poduszek.
Kris włączył mój ulubiony film „Pamiętnik”, objął mnie ramieniem i mocno do siebie przytulił. Chłopak bardzo rzadko mówił o uczuciach, ale nigdy nie narzekałam na to, że mi ich nie okazuje. Bo robił to naprawdę na każdym kroku. Można było je wyczuć w tym jak delikatnie chwyta mnie za rękę, obejmuje lub po prostu się do mnie uśmiecha.
Oparłam głowę o jego ramię i… ZASNĘŁAM!! Przez to, że większość dnia grałam z chłopakami w kosza moje mięśnie bolały, a ja ku mojemu zdziwieniu byłam strasznie zmęczona.
W końcu po długim czasie udało się nam spotkać, bo obydwoje ostatnio byliśmy zabiegani, a ja po prostu zasnęłam!
Obudziłam się dopiero następnego dnia. Obok mnie leżał Kris, który smacznie sobie spał, a ja przerażona spojrzałam na zegarek. Była szósta rano, a ja na noc nie wróciłam do domu. Nikomu nic nie mówiłam więc teraz pewnie umierają z przerażenia. W zawrotnym tempie wybiegłam z domu chłopaka zostawiając mu na stoliku tylko krótką wiadomość.

Ostatnimi czasy coraz częściej spotykałam się z SeHun’em aby potrenować. Sprawiało mi to nie małą frajdę. Zawszę się przy tym śmialiśmy, a czasami nawet mogliśmy poważne porozmawiać. Niestety Kris ostatnio zrobił się jakiś dziwny.
Mówił mniej niż zwykle i cały czas kiedy byliśmy razem dziwnie mi się przyglądał jakby czekał na to czy coś mu powiem.
Dziwne…

- No to jeszcze jeden rzut i koniec.- powiedział SeHun i cicho się zaśmiał kiedy trafiłam do kosza za trzy punkty.- Jesteś w tym na serio niezła.
- Niezła?- uniosłam jedną brew.
- No dobra. Świetnie ci to idzie.- równocześnie wybuchliśmy głośnym śmiechem.- To idziemy na lody?
- Jasne.- zgodziłam się wiedząc, że Kris jest dzisiaj zajęty. Wzięłam z ziemi moją torebkę i ruszyliśmy do pobliskiego parku gdzie znajdowała się nasza ulubiona budka z lodami. Pracował tam od zawszę taki przemiły starszy pan, który za każdym razem kiedy nas widział mówił, że „Jesteśmy taką uroczą parą”. Zawszę wtedy się śmialiśmy i nie wykręcaliśmy się. Nawet jeśli byśmy zaprzeczyli to i tak do tego pana nic nie dociera. Ale i tak był cudowny, bo co jakiś czas nie musieliśmy jako stali klienci płacić.
Spędziłam z SeHun’em cały dzień. Świetnie się razem bawiliśmy. Tak jak zawszę z resztą. Kiedy się ściemniło chłopak odprowadził mnie do domu i sam ruszył do siebie.
Kiedy tylko weszłam do swojego pokoju wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Krisa. Minęły wieki zanim odebrał co wcześniej się nie zdarzało.
- Cześć.- powiedziałam z uśmiechem.
- No…- mruknął cicho. Od razu zorientowałam się, że coś jest nie tak.- Co tam?- zapytał jakby od niechcenia.
- Coś się stało?
- Nie.
Przez dziesięć minut próbowałam go jakoś rozruszać. Zadawałam mu mnóstwo pytań, a on tylko na nie odpowiadał. Nic więcej.
- Co się z tobą dzieje!- krzyknęłam w końcu.
- Nic.
- Jak to nic? Nic nie mówisz tylko warczysz! O co ci chodzi?
- Nie mam ochoty na rozmowę. Cześć.
I się rozłączył.
Zatkało mnie.
Pierwszy raz zrobił coś takiego. Mimo woli do oczu naszły mi łzy. Nie wiedząc co zrobić wybrałam numer SeHun’a. Źle się czułam, że po raz kolejny muszę go poprosić o pomoc, ale nic innego nie przyszło mi do głowy.
- Co się stało?- zapytał kiedy usłyszał mój lekko piskliwy od płaczu głos.
- Możemy pogadać?

***
Kris nie odezwał się przez kolejne kilka dni, a ja przepłakałam chyba wszystkie noce. Nawet nie wiedziałam o co mu chodzi. Jak miałam z nim rozmawiać jak nie mam pojęcia co się stało lub co zrobiłam źle…
Ruszyłam po lekcjach do Sali gimnastycznej gdzie drużyna koszykówki miała trening. Niepewnie weszłam do środka, a mój wzrok od razu powędrował do całej drużyny. Biegali po boisku już lekko spoceni, ale całkowicie skupieni. 
Po chwili wpatrywania się w nich zorientowałam się, że w moją stronę biegnie SeHun. Przywitał się ze mną radośnie, pieszczotliwie czochrając moje włosy ułożone w luźny koc.
Z drugiego końca boiska przyglądał się nam Kris. Chyba nie był zbyt zadowolony z tego, że uśmiecham się do przyjaciela.
- Pogadaj z nim, bo inaczej wykończy całą drużynę.- szepnął SeHun.- Od dwóch godzin nic innego nie robimy! Nie mieliśmy nawet pięciu minut przerwy!
- Możesz mnie nazywać waszym wybawicielem.- zaśmiałam się po czym wzięłam głęboki oddech i ruszyłam do blondyna pewnym krokiem.- Możemy pogadać?- zapytałam.
- Jestem teraz trochę zajęty.- odmruknął.
- Nie. Teraz macie przerwę!- krzyknęłam na co reszta drużyny od razu opadła na parkiet. Wyglądali na wycieńczonych.- Musimy pogadać.

Wyszliśmy z Sali i zamknęliśmy się w szatni na tyłach. Chłopak unikał mojego wzroku zupełnie obojętnie.
- Co się stało?- zapytałam.
- Nic się nie stało. Ile razy mam ci powtarzać?
- O co jesteś wściekły!?- wykrzyknęłam w końcu.- Co zrobiłam nie tak?!
- Jeszcze się pytasz?- spojrzał na mnie, a ja zamarłam.
- O co ci chodzi?
- Nigdy nie masz dla mnie czasu! Cały czas się mijamy! Ja mam treningi, a kiedy już w końcu mam wolne to ty robisz akurat coś innego! I to w dodatku cały czas z SeHun’em!- wykrzyknął wściekły.
- Słucham?
- Widziałem was.
- Co?- nic nie mogłam z tego zrozumieć. Przecież nigdy nic z SeHun’em nie robiłam za jego plecami…
Treningi koszykówki- pomyślałam.
- Co najmniej sześć razy. Pod twoim blokiem.- warknął.- I w parku.
- Ale…- zaczęłam.- Ja chciałam ci zrobić niespodziankę!- wykrzyknęłam, a do moich oczu naszły łzy. Byłam wściekła więc to normalne.
- Ta… Jasne.
- Chciałam się nauczyć grać w kosza!- chwyciłam leżący obok mnie ręcznik i cisnęłam nim w twarz chłopaka.- Dla ciebie!
Chłopak zamarł. Jego oczy były teraz większe niż denko od szklanki, a usta lekko rozchylone.
- Przecież…
- Chciałam ci pokazać, że też coś umiem. Chciałam żebyś był ze mnie dumny, że potrafię robić to co ty kochasz! Moglibyśmy wspólnie pograć od czasu do czasu!- nie wytrzymałam i popłakałam się.
- Ja… Naprawdę?- wyglądał jakby nic do niego nie docierało.
Staliśmy tak w ciszy. Ja cicho chlipałam pod nosem, a chłopak z wykrzywioną w bólu twarzą tylko mi się przyglądał.
- Wu Yi Fan…- szepnęłam.- Jesteś skończonym dupkiem.- zaskoczyłam go tym.- Trzeba było powiedzieć, że jesteś zazdrosny o SeHun’a!
- Ja nie jestem…- przerwał, bo dotarło do niego, że jednak jest zazdrosny.
- Nie masz o co! To mój najlepszy przyjaciel, ale nic więcej nigdy między nami nie było!
Chłopak nie wytrzymał i jednym sprawnym skokiem znalazł się przy mnie. Objął mnie delikatnie mocno do siebie przytulając. Stałam sztywno nie chcąc odwzajemnić uścisku. Byłam na niego wściekła i nie wybaczę mu tak łatwo.- Nie chce z tobą rozmawiać. Puść mnie.
- Przepraszam. Naprawdę przepraszam.- szepnął.- Nie jestem za dobry w wyrażaniu uczuć. Wiesz o tym. Ale masz rację byłem zazdrosny, przyznaje. Ale… Kocham cię.
W końcu podniosłam ręce i oplotłam je wokół jego pasa. Pierwszy raz to powiedział… 
Odsunęłam się od niego aby spojrzeć mu w oczy. Mówił całkiem szczerze…
- Wybaczę ci tylko pod jednym warunkiem.- powiedziałam z grobową miną.
- Jakim?- wyglądał na trochę wystraszonego.- Zrobię wszystko.
- Musisz wygrać ze mną mecz koszykówki!- w końcu zaśmiałam się dźwięcznie wycierając resztkę łez z moich policzków. Chłopak wysferzył zęby w szerokim uśmiechu po czym porwał mnie na ręce i pocałował z całą możliwą czułością.
- Dla ciebie wszystko ślicznotko.
- Powiem ci coś jeszcze.
- Słucham?- powiedział odstawiając mnie na ziemię.
- Koszykówka is my style! 








~Ohorat

piątek, 30 maja 2014

Chora... ~Kai.

                Szłaś małymi ścieżkami w parku, pogoda była piękna. Ani za gorąco, ani też nie zimno. Tak idealnie. Nienawidziłaś upałów, ale gdy było chłodno też fajnie nie było. Zastanawiałaś się co zrobić ze swoim życiem. Zbliżały się wakacje, miałaś zacząć dorywczą pracę w niewielkiej kawiarence. Byłaś też zapisana na kilka lekcji tańca. Cóż wypadałoby się czegoś nauczyć, przed ostatnią klasą. Czekał cię duży bal w przyszłym roku szkolnym jakoś zaraz po wakacjach. Termin został dobrany specjalnie tak, aby uczniowie później mogli skupić się na nauce do egzaminów. Cóż wszystkie te plany trzeba było przekreślić. Jedna wizyta kontrolna wywróciła twój świat do góry nogami. Było niewiele rzeczy, których mogłaś żałować, że nie zrobiłaś, ale to już i tak nie miało znaczenia. Zostało tak niewiele czasu, musiałaś zrobić tyle… A raczej chciałaś zrobić wiele, czyli spędzić ten krótki okres czasu jaki miałaś najlepiej jak można było. Jednym słowem, tak aby nikt nie był smutny. Tego nie potrzebowałaś w tym momencie… Smutku…
                - Kai proszę cię! Już mi prawie wychodzi!- poprosiłaś po raz kolejny chłopaka, aby nie przerywał waszego treningu. Jakiś czas temu poprosiłaś by nauczył cię pewnego układu tanecznego. To była już piąta godzina treningu! Miałaś dość fizycznie, ale czułaś, że dziś nareszcie uda ci się to opanować.
                Kai był twoim najlepszym przyjacielem. Znałaś go już kilka lat, dzięki temu że jego rodzice zostali wspólnikami twoich niewielkiej firmy transportowej. Zawsze marzyłaś by tańczyć jak on, lecz nigdy nie miałaś okazji do tego. Bardzo dużo czasu poświęcałaś się na pisanie różnorodnych opowiadań. Kilka z nich zdobyły nagrody w konkursach. Nigdy nie wysyłałaś prac na nie, ale twoja przyjaciółka owszem. Wysyłała większość, które od ciebie dostawała. Chociaż za każdym razem prosiłaś by tego więcej nie robiła. SooMi była osobą o lekkim usposobieniu, często uśmiechnięta i działająca jeszcze za nim coś przemyślała. Ale może właśnie za to ją lubiłaś? Niska, rudowłosa z jasnobrązowymi oczami. Przeciwieństwo ciebie. Ty kilkanaście razy rozważałaś coś zanim to zrobiłaś. Za każdym razem gdy ktoś miał kłopoty biegłaś mu pomóc. Do tego niezwykle piękna. Ciemne włosy, idealny nosek. Cała ty. Anioł, a nie człowiek.
                Wracając do twojego przyjaciela, członek szkolnego zespołu EXO k. Genialny tancerz, świetny raper, cudowny człowiek. Był bardzo ważny dla ciebie, praktycznie jak brat, którego zawsze chciałaś mieć. Do czasu… Pewnego wieczora odprowadzał cię do domu po jakiejś imprezie. Oboje trochę wypiliście, ale ty ogarniałaś co się dzieje, on nie bardzo. Pocałował cię i od tamtej chwili był w twym sercu kimś więcej. Chciałabyś aby stał się twym księciem, natomiast gdy miałaś mu oznajmić to co czujesz, on też chciał powiedzieć ci coś ważnego… A mianowicie, że znalazł dziewczynę. Postanowiłaś, że nie ujawnisz mu nigdy swoich uczuć. Nie chciałaś mieszać mu w głowie, chociaż ciężko patrzeć było na niego gdy był z nią. Długowłosa blondynka o idealnej budowie ciała. ShinBi.
                - O nie! Masz już dość!- wykrzyczał. Faktycznie tak było… Ale czasu tak mało, to był wręcz wyścig z czasem. Nie wiedziała co cię tak goni, nie miał o niczym pojęcia. Nikt prócz twoich rodziców nie wiedział. Taka była twoja wola, a rodzice nie chcieli się spierać z tobą w tej sytuacji. Patrzyłaś na niego błagająco lecz on nie miał ochoty dać w tym wypadku za wygraną.- Nie Mafuyu, to moje ostatnie słowo!- ach. Mafuyu… Tak nazywał cię odkąd się poznaliście, to dlatego, że to była twoja ulubiona postać z anime…
                Mijały dnie, a twoja odporność spadała, waga też. Rodzice coraz częściej namawiali cię abyś powiedziała znajomym. Twoje zdanie było ciągle te samo. Dziś miałaś iść na zakupy wraz z SooMi, czułaś się naprawdę potwornie, ale nie mogłaś nie iść. Przysięgłaś sobie, że będziesz spędzała z przyjaciółmi jak najwięcej czasu. Nie mogłaś złamać tej przysięgi złożonej samej sobie. Usłyszałaś dzwonek do drzwi i zbiegłaś szybko po schodach co nie było dobrym pomysłem. Otwierając drzwi prawie osunęłaś się na podłogę w korytarzy. W ostatniej chwili oparłaś się o ścianę. Świat zawirował, a przed oczami na moment miałaś ciemność. Piskliwy głos twojej przyjaciółki wołający z przerażeniem twoje imię wywołał twojego ojca z kuchni. Przez dwadzieścia minut przekonywałaś ich, że nic ci nie jest, a to wszystko przez zbieganie po schodach.
                -SungRi… może odpuścisz sobie te zakupy?- powiedział z troską w głosie twój tata.
                - Nie tato, nie mogę- powiedziałaś twardo. SooMi nieświadoma niczego pociągła cię za rękę, abyście już poszły na te zakupy.
                Twoja przyjaciółka szukała czegoś odpowiedniego na pierwszą randkę. Nareszcie zdobyła się na odwagę by umówić się na spotkanie z przyjacielem Kai’a,  SeHun’em.  Gdy już znalazła prześliczna zieloną sukienkę letnią, usiadłyście w malutkiej kawiarni. Wasza ulubiona, zawsze ram się spotykałyście. Zamówiłyście dwie duże porcję deseru i rozmawiałyście. Zachowywałaś się tak jak gdyby nic się nie działo. Czułaś jak zaczyna ci się robić duszno mimo tego, że pogoda była idealna, a w kawiarni była włączona klimatyzacja. SooMi widziała, że coś się z tobą dzieje, ale ty zganiałaś na pogodę.
                - Spokojnie to przecież środek lata – zaśmiałaś się nerwowo. Wiedziała, że nie o to chodzi, ale nie chciała naciskać.
                Do kawiarni weszło trzech chłopców. Doskonale ich znałaś, książę twojej przyjaciółki SeHun, BaekHyun oraz nie kto inny jak Kai. Dołączyli do was. Rozmawialiście, śmialiście się i wygłupialiście. Czułaś się szczęśliwa. Wszystko szło według twojego planu. Dopiero za dwa tygodnie miałaś zacząć leczenie szpitalne. Przerażała cię ta myśl o chemioterapii, ale to był już ostateczny sposób. Leki nie dawały takiego efektu jaki powinny. Po prostu podtrzymywały twój stan, spowolniały rozwój. Wyzdrowienie może nastąpić tylko dzięki tej pieprzonej chemioterapii. Gdy ty będziesz przebywać w szpitalu twoi rodzice mieli powiedzieć wszystkim, że jesteś u ciotki za granicą. Oczywiście lepiej dla ciebie byłoby gdybyś trafiła do szpitala zaraz po upewnieniu się, że to nowotwór, ale ty nie chciałaś… Nie chciałaś rezygnować z tych chwil z przyjaciółmi. Bo co jeśli się by nie powiodło?! Właśnie…
                Znowu te zawroty głowy, czułaś, że tracisz świadomość. Zrobiłaś się cała blada. Kai spytał czy na pewno jest dobrze, lecz ty już nie odpowiedziałaś. Strużki potu spłynęły po twoich skroniach i ciemność… Słyszałaś pisk przyjaciółki i zdenerwowane głosy chłopaków.
- Wezwij ktoś do cholery karetkę!- krzyknął najbardziej rozzłoszczony. Lecz już nie byłaś w stanie rozpoznać głosu.
                Mijały godziny, a czarnowłosy chłopak wraz z resztą twoich przyjaciół czekali. Nikt nie chciał z personelu im powiedzieć co się stało, co z tobą jest. Rodzice też nic nie chcieli mówić. Przeszła twoja matka zapłakana obok nich udając, że wcale ich tam nie ma. To wszystko były twoje rozkazy. To wszystko wyglądało tak tydzień, aż w końcu pozwoliłaś wejść jednej osobie. Poprosiłaś ojca aby zawołał BaekHyun’a. Musiał coś dla ciebie zrobić, tylko on mógł to zrobić. Twoja przyjaciółka wtulała się zapłakana w swojego chłopaka, Kai chodził w jedną i w drugą stronę. Czekali z ogromnym zdenerwowaniem.
Gdy B. wszedł do Sali 313 i zobaczył twoją bladą twarz, mnóstwo kabelków podłączonych do twojego ciała, do oczu naszły mu łzy. A komu by nie naszły? Nakazał  i opowiedzieć wszystko, zrobiłaś to z wielką niechęcią, ale komuś musiałaś… Chciało ci się płakać, ale nie płakałaś. Gdy dotarło do niego jak poważny jest twój stan zrugał cię. Kłóciłaś się z nim chyba pół godziny. Prosiłaś, wręcz błagałaś by nic nie mówił reszcie. Niechętnie zrobił to. Tak się stało, że i on musiał unikać Kai’a, SooMi oraz SeHun’a. Poprosiłaś go o to by wysłał do nich twoje listy. Obiecałaś, że będziesz walczyć ale te listy miały w sobie treść taką, której nigdy byś nie powiedziała. Nie wiedział, że w nich są słowa pożegnania.
                Siedział w pokoju. Po raz setny czytał twój list do niego. Wyjaśniający wszystko, że jesteś poważnie chora, że nie chcesz go widzieć, że nie chcesz aby to on widział ciebie w tym stanie. Jednocześnie przekazałaś mu jak bardzo jest ważny dla ciebie i co najbardziej go zdenerwowało, że się pożegnałaś z nim jakbyś nie miała szans przeżycia. A tu szansa była, niewielka ale była. On nie zamierzał się tak łatwo poddawać, szczególnie, że w dzień kiedy zabrali cię do szpitala chciał powiedzieć co czuje do ciebie.  Zerwał wtedy ze swoją długowłosa pięknością. Zrobił to bo to nie ją kochał.
                - Cholera!- wykrzyknął przez łzy. Zadzwonił do twojej przyjaciółki, dostała podobny list. Dziewczyna powiedziała mu, że chcesz przenieść się do szpitala daleko stąd, tylko najpierw twój stan musiał się poprawić chociaż trochę.         
                Chłopak bardzo szybko wybiegł z domu. Biegł tak szybko jak potrafił do szpitala, w którym miał nadzieję, że jeszcze jesteś. Na korytarzu w nim spotkał BaekHyun’a, z którym pokłócił się o to, że ukrywał to wszystko. Cały tydzień od waszego spotkania unikał paczkę. Czuł się winny, ale nie mógł złamać obietnicy. Gdy tak kłócili się z twojej Sali wybiegła twoja mama wołając przez łzy, że pilnie potrzebny lekarz. Wystraszeni chłopcy pobiegli w twoim kierunku. Dwóch lekarzy i pielęgniarki dwie wyprzedziło ich i już szybkim krokiem wieźli cię na salę operacyjną. Ciągle była nadzia. Nikt jej nie tracił. SooMi gdy tylko się pojawiła z SeHun’em zaczęła płakać i bić BaekHyun’a, że przez niego mogła stracić okazję na pożegnanie. SeHun uspokajał ją i mówił, że na pewno będzie dobrze.
„Czy to już niebo? Czy właśnie tak jasno jest w niebie? Obym miała okazję kiedyś ich przeprosić”
Leżałaś na Sali pooperacyjnej. Czarnowłosy chłopak trzymał cię za dłoń. Spał, przytulony do niej. Siedział na krzesełku obok łóżka dzień i noc. Dzień i noc.  Znikał na dosłownie godzinę aby móc się wykąpać i przebrać. Wtedy twoi rodzice i SooMi mieli okazję poczuwać przy tobie w samotności. Lekarz twierdził, że operacja była tak poważna, że przez trzy dni na pewno się nie obudzisz. Twoja mama wracała do domu na noc z ojcem chociaż oboje nie mogli spać. Mimo, iż operacja się powiodła bali się. Kai nie pozwalał się odciągnąć od twojego łóżka. Jego ciocia była tu lekarzem i pozwalała mu przebywać  w twojej sali ile tylko chciał. Nadchodził ranek po trzeciej już nocy. Poruszyłaś lekko dłonią. Chłopak patrzył na ciebie z wyczekiwaniem, gdyś obudziło go to. Twoje powieki zaczęły delikatnie się poruszać, aż niepewnie w końcu otworzyłaś oczy. Trochę minęło czasu zanim twoje oczy przyzwyczaiły się do słabego oświetlenia. Spojrzałaś zdziwiona na niego.
- Kai?- spytałaś niepewnie. W oczach jego i twoich pojawiły się łzy. Skinął delikatnie głową. – Och Kai! Przepraszam- załkałaś. Tak bardzo cieszyłaś się, że to on, że żyjesz. Płakałaś ze szczęścia, a on ocierał ci łzy, chociaż jemu też spływały.

- Ci… Kochanie spokojnie… Już zawsze będę- wyszeptał chcąc cię uspokoić. Posunęłaś się lekko na łóżku w miarę możliwości sił. Zrozumiał aluzję. Położył się obok ciebie, a ty położyłaś głowę na jego klatce piersiowej.  Otulił cię ramieniem i pocałował w czubek głowy. Byłaś bardzo zmęczona więc twoje oczy zaczęły się zamykać. Wyszeptał „kocham cię” i zaczął nucić jedną z nieznanych ci melodii. Po chwili oboje byliście w krainie snów, gdzie ukazała się wam wasza przyszłość, taka cudowna i niemożliwa do spełnienia. A jednak wasza przyszłość wyglądała magicznie naprawdę. 



Witajcie kochani tu wasza Yehet. Kolejne opowiadanie z Kai'em w roli głównej. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zostawcie komentarz z opinią. :) Czekam z niecierpliwością. Wszystkiego dobrego kochani! Jeśli macie jakąś prośbę do nas o opowiadanie to piszcie! Postaramy się spełnić wasze oczekiwania. 
Chcecie wiedzieć o mnie więcej zapraszam na mojego twittera : https://twitter.com/a_lot_of_tears

poniedziałek, 19 maja 2014

Baozi cz.2 ~ Kai

Dwa tygodnie przed zakończeniem wakacji chłopcy nareszcie wrócili. Wraz z Sang Mi pojechałyśmy na lotnisko powitać ich z powrotem w domu.
Stałyśmy i z zapartym tchem wyczekiwałyśmy aż w końcu pojawią się w przejściu. I się stało! Grupka sześciu chłopaków szła w naszą stronę. Każdy z nich ciągnął za sobą olbrzymią walizkę, a ich twarze zdobiły szerokie uśmiechy.
Kai był ubrany w czarną bokserkę, na którą narzucił koszulę w czerwono-czarną kratę, do tego czarne rurki i czerwonego full cup’a. Obok niego szedł SeHun w swoich idealnie ułożonych blond włosach. Miał na sobie ciemnoniebieską koszulkę z jakimś dziwnym angielskim napisem i szare spodnie. Kiedy tylko zobaczył czekającą na niego SangMi od razu rzucił się biegiem w jej stronę. Wyglądało to jak wyrwane z jakiejś słodkiej komedii romantycznej kiedy podbiegł do dziewczyny i przytulił ją mocno okręcając się z nią dookoła. Już nie miałam wątpliwości, że SeHun i SangMi powinni być razem. Pasowali do siebie, a dziewczynie udało się zmienić jego naturę kobieciarza. Czego chcieć więcej?
Nim się zorientowałam podbiegł do mnie Byun BaekHyun i porwał mnie na ręce. Okręcił się ze mną dookoła dwa razy przytulając mocno. Zaśmiałam się głośno odwzajemniając uścisk. Jak ja za nimi wszystkimi tęskniłam…
Po chwili chłopak postawił mnie na ziemi i odsunął się powoli z szeroko otwartymi oczami w przerażeniu.
- Dlaczego ciebie jest tylko pół?- szepnął szczerze przerażony.
Nie odpowiedziałam, bo wreszcie podszedł Kai, któremu od razu rzuciłam się na szyję. Najpierw mnie przytulił po czy zesztywniał i odsunął mnie od siebie. On również wpatrywał się we mnie wystraszony. Podejrzewam, że patrzyli na moją bladą twarz i lekko podkrążone oczy, które chciałam ukryć pod lekkim makijażem.
- Co się stało?- w końcu odważył się odezwać BaekHyun.
- Nic.- uśmiechnęłam się.- Witajcie w domu!
Teraz zwróciłam na siebie uwagę całej przybyłej szóstki. Stali i przyglądali mi się z szeroko otwartymi oczami. Ale zdecydowanie najintensywniej przyglądał mi się Kai i BaekHyun. Pewnie dlatego, że to z nimi zawszę najwięcej czasu spędzałam i tylko oni zobaczyli jak moja waga drastycznie spadła.
W końcu dotarliśmy do domu. Kai od razu zniknął u siebie chcąc przywitać się z rodzinką, a ja zniknęłam w swoim domu.

Wzięłam długą kąpiel z pianą aby trochę się zrelaksować. Pogoda na dworze chciała wykończyć swoją zabójczo wysoką temperaturą. Rozmyślałam nad tym co mówili inni. Że źle robie odchudzając się tak na siłę, ale ja nie chciałam kolejny raz tego bólu pleców… Owszem moja skóra zrobiła się blada i trochę jakby przezroczysta, ale anorektyczką nie byłam. Ubrana w piżamę stanęłam przed lustrem. Moje nogi wreszcie wyglądały tak jak powinny, mój brzuch był płaski, a uda nie wydawały się już takie szerokie. Uśmiechnęłam się smutno pod nosem i wróciłam do pokoju.
Nie chciałam iść jeszcze spać, bo było na to zdecydowanie za wcześnie. Usiadłam w rogu pokoju gdzie miałam rozłożony materacyk i porozrzucane poduszki. Leży to tam od zawszę bo było to miejsce gdzie z Kai’em robimy sobie maratony filmowe. Włączyłam stojący przede mną telewizor i zaczęłam skakać po kanałach szukając czegoś wartego uwagi. Po chwili do moich uszu doszło ciche pukanie. Wstałam i ruszyłam do okna.
- Baozi…- powiedział JongIn wlepiając we mnie swoje oczy.
- Coś się stało?
- Ty mi powiedz.- mruknął. Zamarłam kiedy zobaczyłam co robi. Przełożył nogi przez parapet i sprawnym ruchem wskoczył do mojego pokoju.- Dlaczego tak wyglądasz?
- Jestem w piżamie! Więc jak mam wyglądać? Jak TOP MODEL?!
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Czemu jesteś taka chuda?
- Zawszę chciałam taka być. Teraz wyglądam lepiej.- posłałam mu krzywy uśmiech.
- Ja wole poprzednią Baozi.- jęknął nadymając policzki.
- Bardzo mi przykro. Ale tamta SoRi nie wróci.- powiedziałam smutno.- Ale możesz zawszę mieć taką.
- Nie wróci tamta?
- Nie wydaję mi się.
Chłopak posmutniał po czym mnie przytulił. Czułam jak jego dłonie krążą po moich plecach badając każdy wystający kręg z kręgosłupa. Chłopak mnie puścił i usadowił się przed telewizorem. Już nie poruszał tego tematu.
Włączyliśmy jakiś horror, którego oczywiście się bałam.
- N-nie rób tego…- jęknęłam widząc, że główna bohaterka idzie dokładnie tam gdzie czeka na nią morderca.- Nie! Kyaaa!- wrzasnęłam i zakryłam oczy rękawem koszulki chłopaka kiedy morderca wyskoczył zza ściany.- Nigdy więcej JongIn! Nigdy więcej!
- Zawszę tak mówisz.- zaśmiał się i pogłaskał mnie po czubku głowy. Moje serce fiknęło koziołka, a policzki zrobiły się czerwone. Dziękowałam bogu za to, że na dworze było ciemno, a w pokoju światła były zgaszone.- Jesteś głodna?- zapytał kiedy film się skończył.
- Nie za bardzo.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Chłopak spojrzał na mnie wilkiem.- Myślisz, że mogłabym jeść po takiej ilości krwi i flaków na ekranie?
- Co jutro robisz?- zapytał.
- A dlaczego?
- Bo mam plan. Skoro tak bardzo nie chcesz swojej poprzedniej wagi, a ja nie zgadzam się żebyś się głodziła to chce żebyś zaczęła ze mną trenować.
Co on powiedział? Zaproponował mi żebym zaczęła tańczyć? Nie byłam w tym najgorsza, ale w porównaniu do poziomu na jakim był Kai ja wyglądałam jak czteroletnie dziecko kołyszące się do jakiej melodyjki.
- Ale… że ja niby mam tańczyć?- zaśmiałam się z sarkazmem.
- Dokładnie tak. Przejdziesz na moją dietę i zobaczysz, że będzie tak jak chcesz.- uśmiechnął się szeroko.
- Przecież ty nie jesteś na żadnej diecie.
- I właśnie o to w niej chodzi!- wykrzyknął. Pokręciłam głową, ale dobrze wiedziałam, że nie mam z nim szans więc się zgodziłam na ten taniec.
I znów poczułam się z nim jak wtedy kiedy byliśmy dziećmi. Zarwaliśmy nockę oglądając głupie komedie i śmiejąc się jak za dawnych lat. Oczywiście moja mama była u mnie trzy razy krzycząc, że oni chcą spać i mamy się wreszcie zamknąć, a my i tak robiliśmy swoje.
- Mam coś dla ciebie!- wykrzyknął po chwili. Otworzyłam szeroko oczy kiedy chłopak skoczył na równe nogi i wyszedł przez moje okno do swojego pokoju wracając po chwili z jakąś wielką paczą w ręce. Podbiegł do mojego łóżka siadając obok.- Proszę!- powiedział i wyciągnął z paczki damskiego full cup’a, o którym od zawszę marzyłam. Był cały czarny, a na daszku miał srebrne ćwieki.
- Jaaaa!- wykrzyknęłam radośnie.- Dziękuje. Marzyłam o takiej!- przytuliłam go.
- Hohoho! To jeszcze nie koniec!- uśmiechnął się.- Nie było mnie prawie dwa miesiące. Myślałaś, że przywiozłem tylko to?
Spojrzałam na niego zaskoczona kiedy zaczął wyciągać z paczki kolejne rzeczy. Kolejnym prezentem był breloczek z zawieszką BigBen’a, następnym koszulka z jakimś dziwnym, zabawnym nadrukiem, a ostanie co wyciągnął to małe pudełeczko, które od razu mi wręczył.
- Co to takiego?- zapytałam otwierając prezent. Moim oczom ukazała się prześliczna bransoletka, z kilkoma zawieszkami. Jedna w kształcie koniczynki, druga w kształcie serduszka, kolejna w kształcie kwiatka, ale ostatnia podobała mi się najbardziej. Była w kształcie małego diabełka ze szpiczastym ogonkiem. Uśmiechnęłam się szeroko w stronę chłopaka. To były naprawdę cudowne prezenty.

***

Nim się obejrzałam wakacje dobiegły końca. Przez te ostatnie dwa tygodnie codziennie spotykałam się z Kai’em i resztą chłopaków żeby potrenować taniec. Początkowo szło mi nienajlepiej, ale z każdym dniem było coraz lepiej dzięki pomocy Kai’a, BaekHyuna i SeHun’a.
- Zobacz. To jest naprawdę proste.- powiedział BaekHyun stając po mojej prawej stronie.- Najpierw podnosisz łokieć, a później prawą nogę przekręcasz tak.- powoli mi wytłumaczył, a ja pokiwałam głową na znak, że rozumiem.

***

Dziewczyna stała przed ścianą pokrytą lustrami i przyglądała się BaekHyun’owi. Od dwóch tygodni wkładała całe swoje serce w trening. A ja cały czas martwiłem się jak nigdy. Nie widziałem jej tylko dwa miesiące, a ona zmniejszyła się o połowę. Jak ona mogła tak nie dbać o swoje zdrowie? Wcześniej jej kształty mimo, że większe niż u innych dziewczyn nadal były kobiece i… seksowne? Dlaczego ona tego nie widziała?
SoRi nigdy nie widziała jak na mnie działa. Ja sam długo nie dopuszczałem do siebie tej myśli, ale kiedy wyjechałem za granicę każdego  dnia myślałem tylko o niej. Miałem cholerne wyrzuty sumienia, że tak rzadko do niej dzwoniłem. Może inaczej udałoby mi się zapowiedz temu jej choremu odchudzaniu. Żałowałem, że w ogóle wyjechałem i zostawiłem ją bez opieki. Byłem na siebie wściekły.

Wakacje szybko dobiegły do końca, a my znów musieliśmy wrócić do szkoły. Dużo czasu zajęło mi na nowo przestawić się na wczesne wstawanie i intensywną naukę, ale jeśli idzie o budzenie to SoRi nie ma sobie równych. Codziennie dzwoni tak długo aż w końcu się nie obudzę, lub przychodzi wywalić mnie z łóżka osobiście.

Po powrocie okazało się, że SeHun chce w tym roku siedzieć z SangMi i w sumie im się nie dziwię. Są parą więc chcą ze sobą spędzać tyle czasu ile mogą. Nie pozostało mi nic innego jak zająć miejsce obok Baozi. Tak bardzo nie pasowało do niej teraz to przezwisko, ale dla mnie ona na zawsze pozostanie moim słodkim Baozi…
Dlaczego kiedy ją widzę moje serce mi to robi? Bije z tak zawrotną prędkością i mam wrażenie, że dostanę jakiegoś ataku. Gdyby wiedziała co dzieje się w mojej głowie kiedy tak nieświadomie przygryza swoją dolną wargę, albo zakłada pasmo swoich włosów za ucho… Błagam cię przestań bo lada moment się na ciebie rzucę…- pomyślałem widząc jej dolną wargę znów przygryzioną kiedy głowi się nad kolejnym zadaniem z matematyki.
- JongIn.- szepnęła i pociągnęła mnie za rękaw mojej koszuli.- Pomóż mi.
Pochyliłem się starając się skupić na zadaniu, aby jej pomóc. Na szczęście było ono bardzo łatwe, bo inaczej mogło by nic z tego nie wyjść.

- Widzimy się na Sali do treningów?- zapytała dziewczyna wychodząc za mną z klasy.
- Nie wracasz teraz do domu?- zdziwiłem się, bo myślałem, że wrócimy razem.
- Jestem umówiona.
- Umówiona?- zająknąłem się delikatnie. Po głowie zaczęło mi chodzić, że może zaczęła spotykać się z jakimś chłopakiem… No ale nie powiedziałaby mi o tym?
- Do zobaczenia.- zaśmiała się i pobiegła na przystanek autobusowy. Stałem chwile jak słup soli po czym lekko chwiejnym krokiem ruszyłem do domu. Gdzieś koło siebie usłyszałem kilka piśnięć jakiś pierwszoklasistek. No tak… Jak mnie to irytuje. Niech się przyzwyczają tylko do patrzenia, bo z żadną nigdy się nie umówię. Nigdy…- pomyślałem.  
- Co masz taką minę mordercy?- zaśmiał się BaekHyun podbiegając do mnie.
- Bo jestem wściekły…- jęknąłem.
Ruszyliśmy w stronę mojego domu. Mieliśmy wraz z BaekHyun’em wspólnie iść na trening więc nie było sensu żeby wracał teraz do domu, a że ja mieszkałem najbliżej to właśnie tam poszliśmy.
- Czemu?- zdziwił się po chwili jednak uśmiechając się szeroko.- A! Znowu jej nie powiedziałeś!- wykrzyknął zadowolony ze swojej dedukcji.- Jak się nie pospieszysz to ktoś ci ją zabierze.- zaśmiał się.
- Nawet tak nie mów… Powiedziała, że jest z kimś umówiona.- powiedziałem jakby do siebie.
Tak. BaekHyun wiedział. Nie wiem jak się domyślił, nie wiem kiedy, ale to zrobił. Może dobrze, że nie musiałem tego w sobie dusić? Zawszę mogłem z nim o tym pogadać.
- Ah! Jesteś zazdrosny?
- Nie jestem!- zaprzeczyłem szybko. Ale zazdrość wyjaśniałaby to jak się właśnie czuje.
- Jesteś! O to, że SoRi spędza czas z kimś innym, a nie z tobą.- powiedział spokojnie.- Musisz z nią pogadać, bo inaczej wykończy cie to od środka.

Na szczęście czas minął mi szybko i nim się obejrzałem byłem już z BaekHyun’em na Sali. Przebraliśmy się w inne rzeczy i już zaczęliśmy rozciągać. Kilka minut później dołączył do nas SeHun z SangMi, która miała na twarzy jakiś dziwny grymas.
- Coś się jej stało?- zapytał BaekHyun kiedy SeHun do nas podszedł. Dziewczyna usiadła sobie w rogu Sali wpatrując się w swoje białe trampki jakby były całym światem.
- Nie wiem. Ma taką minę od wyjścia ze szkoły.- mruknął wzruszając ramionami. Chwile popatrzyłem na dziewczynę, która po chwili ku mojemu zaskoczeniu spojrzała na mnie morderczym wzrokiem. Wzdrygnąłem się wystraszony po czym wróciłem do rozciągania się. SoRi wbiegła na salę dopiero godzinę później.
Była znowu cała blada, prawie przezroczysta, a ja miałem wrażenie, że znowu zrobiła się mniejsza. Nie mogłem patrzeć na to co ona ze sobą robi, ale wiedziałem, że nie będzie chciała mnie słuchać.
Zanim do nas podeszła przywitała się z SangMi, która coś zaczęła jej szeptać z zaciętą miną. Dziewczyna tylko pokręciła głowa i powiedziała, że jest w porządku. Jak zwykle nie wiedziałem o co chodzi…
- Przepraszam za spóźnienie.- powiedziała lekko dysząc. Pewnie biegła.- Spotkanie się przedłużyło.
I znowu ukłucie zazdrości. Lekko się wykrzywiłem mając nadzieje, że z zewnątrz nic nie było widać.

Po kilku godzinach intensywnego tańca wszyscy zaczęli zbierać się do domu. Zostałem sam z Baozi. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie po czym wróciła do ćwiczenia kolejnego ruchu w układzie. Podniosłem się z ziemi, włączyłem szybszą piosenkę i stanąłem obok niej.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Teraz zatańczymy szybciej.- powiedziałem przygotowując się.
- Ale to jest za szybkie…- odmruknęła niepewnie.
- Dasz sobie radę!
I oczywiście miałem rację. Dziewczyna poradziła sobie doskonale nie spóźniając ani nie myląc żadnego ruchu. Kiedy tylko piosenka się skończyła obydwoje padliśmy obok siebie na podłogę ciężko oddychając.
Twarz dziewczyny znajdowała się tak strasznie blisko. Gdybym delikatnie się przesunął ze spokojem zetknęlibyśmy się nosami. Przeczesała dłonią swoją grzywkę i znów delikatnie przygryzła dolną wargę wprawiając moje serce w jakiś atak apopleksji. Delikatnie przesunąłem dłoń w jej stronę i chciałem ją chwycić za rękę, ale telefon w jej torbie zadzwonił, a ona podskoczyła i pobiegła go odebrać zostawiając mnie wkurzonego na podłodze.
- Halo?... Tak mamo. Zaraz wracamy. Ok.- powiedziała do telefonu i się rozłączyła.- Muszę się zbierać.- uśmiechnęła się, wyciągnęła ze swojej torby rzeczy na przebranie i ruszyła do łazienki wziąć prysznic. Kiedy zniknęła za jej drzwiami ja zauważyłem, że wyciągając telefon z torby wypadła jej jakaś karteczka. Bez namysłu podszedłem i podniosłem ją aby przeczytać.
„ Zostaw go szmato…”
Zamarłem.
Dostaje listy z pogróżkami? I nic mi nie powiedziała?

Szliśmy do domu w totalnej ciemności. Na Sali treningowej straciliśmy zupełnie poczucie czasu i zrobiło się strasznie późno.
- I jak tam w szkole?- zapytałem licząc, że może przyzna się do tego, że dostała taką wiadomość. A ona tylko z uśmiechem powiedziała, że wszystko w porządku.
Odstawiłem ją pod same drzwi jej domu i dopiero kiedy zamknęła za sobą drzwi ruszyłem do siebie.

***
Początkowo chciałam mu powiedzieć o liście, który znalazłam w swojej szafce, ale tylko nie potrzebnie by się martwił. Nie powiedziałam mu też, że po szkole byłam u lekarza na kolejny prześwietleniu żeby zobaczyć w jakiej kondycji jest mój kręgosłup. Okazało się, że jest z nim już całkiem dobrze.
SangMi dowiedziała się o liściku i próbowała mnie namówić żebym powiedziała JongIn’owi, ale oczywiście jej nie posłuchałam.

Niestety coraz częściej zaczęłam dostawać dziwne listy i coraz bardziej się tym denerwowałam. Wiedziałam, że Kai ma dużo fanek w szkole, ale nigdy wcześniej żadna nie miała nic przeciwko naszej przyjaźni.
„Odwal się!”
„To, że schudłaś nie znaczy, że przestałaś być ohydna!”
„Zostaw go w spokoju! Przyjaźni się z tobą z litości.”
To tylko niektóre z tych, które dostawałam. Mam całkiem sporą ich kolekcję schowaną w teczce. Wiedziałam, że to nie prawda. Przynajmniej niektóre z nich, ale mimo wszystko bolały te słowa. Jednak nie powiedziałam o nich chłopakowi mimo to się dowiedział.
- Co to jest?- warknął przerażony. Znalazł jeden z listów, który dostałam tego dnia.
- Czyjś głupi żart.- wzruszyłam ramionami. Chłopak siedział obok mnie w ławce z przerażoną miną. Jedną ręką zgniótł kartkę papieru i odwrócił się żeby spojrzeć mi w oczy.
- Długo to dostajesz?
- Jakiś czas.- odpowiedziałam. Już nie chciałam kłamać.- Ale spokojnie! Przecież to tylko liściki. A po za tym to nie prawda, że cię im zabieram więc nie ma się o co martwić.
Chłopak długo nie chciał mi dać spokoju. Dopytywał o szczegóły, o treść innych listów. Aż w końcu dał sobie spokój widząc, że ja nic z tym nie zrobię. Nie chciałam się mieszać w jego sprawy z tymi dziewczynami. Ja byłam tylko jego przyjaciółką. Nic więcej.


Nadeszły wiosenne ferie, a my postanowiliśmy znów całą paczką jechać nad morze. Trochę się tym krępowałam bo to właśnie tam zakochałam się w Kai’u. Wiedziałam, że kiedy tylko znów tam będziemy wspomnienia i uczucia uderzą we mnie ze zdwojoną siłą.
Pogoda była cudowna. Słońce świeciło przyjemnie grzejąc, dookoła unosił się piękny zapach kwitnących właśnie kwiatów. Pensjonat, w którym się zatrzymaliśmy nie zmienił się ani trochę od naszej poprzedniej wizyty.
Wynajęliśmy jeden apartament z czterema pokojami. Początkowo pokoje mieliśmy zając w takim składzie, BaekHyun i ChanYeol, D.O. i SuHo, SeHun i Kai oraz ja i SangMi. Niestety po drodze coś się pozmieniało i teraz wylądowałam w pokoju z JongIn’em!!! Bo SeHun chciał spać z SangMi. Kiedy zaczęłam sobie wyobrażać dlaczego chcą spać razem aż zakrztusiłam się sokiem. To nie był pierwszy raz kiedy miałabym spać w jednym pokoju z Kai’em, ale jakoś tak dziwnie mi było. Chłopak nadal się gniewał, że nie powiedziałam mu o pogróżkach, które regularnie znajduję w szkolnej szafce.
- Idziemy się przejść!- krzyknął SuHo. Ruszyliśmy całą paczką obejrzeć zachód słońca. Było cudownie, do momentu, w którym zrobiło mi się słabo. Szłam właśnie z SangMi za chłopakami, którzy śmiali się z jakiegoś żartu ChanYeola i rozmawiałyśmy o niej i SeHun’ie.
- Ostatnio SeHun zabrał mnie na kolacje.- powiedziała dziewczyna próbując się nie zaczerwienić.- No i dał mi to…- pisnęła zachwycona i wyciągnęła zza koszulki cudowny złoty wisiorek w kształcie serduszka.
- Łooooł!- powiedziałam zachwycona przyglądając się dokładnie.- Jest naprawdę śliczny!- krzyknęłam po czym zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zachwiałam się niebezpiecznie i gdyby SangMi mnie nie przytrzymała na pewno upadła bym na ziemie z głośnym hukiem.
- Yaaaah!- krzyknęła przerażona.- SoRi?!
Próbowałam się podnieść i powiedzieć, że wszystko jest ok., ale nie mogłam się ruszyć.
- Kai!- wrzasnęła moja przyjaciółka.
Wszyscy chłopacy odwrócili się na raz. Kiedy mój najlepszy przyjaciel zobaczył, że ledwo się trzymam na nogach od razu podbiegł do nas.
- SoRi?- krzyknął wystraszony.
- Nic mi nie jest…- szepnęłam. Nadal było mi słabo, ale już nie tak bardzo. Dałam radę stanąć na nogach. Nie wiedząc co się dzieje po chwili znalazłam się na plecach JongIn’a.
- Zabiorę ją do pokoju.- powiedział szybko.- Wy możecie iść.
- Na pewno?- zapytała SangMi. Chłopak pokiwał głową.- Pilnuj jej!
- Jasne.- powiedział i już byliśmy w drodze do naszego pensjonatu. Na chwile chyba straciłam przytomność, bo ocknęłam się już na miejscu położona na łóżku. Pospiesznie usiadłam nie wiedząc co się stało. Byłam w pokoju sama, a na dworze zrobiło się już trochę ciemno. Włączyłam nocną lampkę, która znajdowała się koło łóżka i rozglądnęłam się dookoła. Na stoliku obok stała szklanka soku pomarańczowego, którego od razu się napiłam, bo strasznie zaschło mi w gardle.
Poczułam się strasznie głupio. Wiedziałam, że te omdlenia są przez to, że prawie nic nie jem i teraz źle się czuje…
- Obudziłaś się.- powiedział chłopak z ulgą w głosie. Stał w drzwiach pokoju trzymając w dłoniach jakąś miskę. Podszedł do mnie pospiesznie i usiadł obok… Strasznie blisko mnie. Dotknął dłonią mojego czoła chcąc sprawdzić czy mam temperaturę, ale uśmiechnął się kiedy nic nie wyczuł.- Zjedz to.- powiedział podając mi miskę zupy. Wcale nie miałam ochoty jeść co nie uszło jego uwadze więc wziął łyżkę i nabrał na nią trochę bulionu. Skierował ją w moją stronę i spojrzał wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu.
Więc co innego miałam zrobić, jak nie zjeść?
Chłopak odstawił miskę dopiero kiedy cała jej zawartość zniknęła. Zupa była naprawdę pyszna i mimo, że nie byłam głodna to zjadłam ją z przyjemnością nie myśląc w tym momencie o diecie czy czymkolwiek innym.
- Lepiej się czujesz?- zapytał spoglądając na mnie niepewnie.
- Mhmm.- od razu przytaknęłam.
Między nami nastąpiła chwila ciszy. Wiedziałam, że chłopak zbiera myśli żeby coś powiedzieć. Znałam go na tyle dobrze, że poznałam to po tym, że chłopak lekko zmarszczył brwi i zrobił ten charakterystyczny wyraz twarzy…
- Dlaczego to robisz?- zapytał.
- Co?
- Dlaczego nie jesz?- mruknął.
- Przecież dopiero co zjadłam zupę.- odpowiedziałam unikając tematu.
- Nie denerwuj mnie. Dlaczego ty mi to robisz…- szepnął tak cicho, że prawie tego nie usłyszałam. Spojrzałam na niego zdziwiona.- Dlaczego tak bardzo źle czułaś się w swoim ciele?
- JongIn… Zawszę byłam gruba. Dobrze o tym wiesz! Wszyscy zawszę się z tego śmiali i po prostu miałam już dosyć. Nareszcie wyglądam tak jak powinnam.
- Nie prawda. Powinnaś wyglądać zdrowo! A nie jak chodząca śmierć…- jęknął.- Wcześniej twoje policzki cały czas były zaróżowione, oczy miały ten charakterystyczny błysk, a teraz… jesteś tak blada, że prawie przezroczysta, masz podkrążone oczy i zapadnięte policzki. To tamta Baozi była najładniejsza!
- Nie chce wyglądać jak Baozi!- jęknęłam, a do oczu naszły mi łzy. Chłopak spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. Podniósł dłoń i delikatnie wytarł łzy, które spływały po policzkach.
- Nie płacz…- szepnął.- Proszę cie, nie płacz.- przysunął się jeszcze bliżej jeśli to w ogóle możliwe i objął mnie ramieniem delikatnie przytulając. Oparłam się o niego i starałam powstrzymać łzy, które nie chciały przestać lecieć.- Ja… Ja się po prostu martwię o ciebie.- powiedział głaszcząc mnie po czubku głowy.
- Przepraszam… - szepnęłam. Nie wiedziałam sama za co przepraszam, ale musiałam to powiedzieć.- Przepraszam.
Siedzieliśmy tak chwilę, nawet nie wiem jak długą. Chłopak cały czas delikatnie głaskał mnie po głowie i czekał aż się trochę uspokoję. Delikatny zapach jego perfum mieszał mi w głowie. Czułam bijące od niego ciepło co sprawiało, że moje serce przyspieszyło.




W ten oto sposób kończy się druga część mojego opowiadania :D Mam nadzieje, że chociaż trochę się wam podoba :3 Zapraszam do komentowania <3

~Ohorat

czwartek, 15 maja 2014

Daddy~BaekHyun + coś od Yehet i Ohorat

Moje kochane, przewspaniałe skarby! Nie dajcie się zwariować! Nie wierzmy w to co pisze w necie, bo nic nie jest potwierdzone przez nich! Według mnie powinniśmy kochać ich i wspierać. Całą 12-stkę! Kris należy do rodziny mimo tego co chce zrobić. On po prostu zapoczątkował ich walkę, widać to. Według mnie oni chcą po prostu lepszego traktowania, pierwszy zaczął Kris to ale popatrzcie. BaekHyun się im postawił możliwe tak? Tak. Oni walczą więc walczmy razem z nimi! We Are One kochani! Fighting for this boys! Wierzę, że będzie dobrze. Nawet jeśli SM miałoby ich wywalić za to stawianie się to kochane oni są w naszych sercach! Poza tym wiele wytwórni nie przepuści okazji, żeby ich zgarnąć. Zbyt wiele korzyści z nich mieliby. To po pierwsze. A po drugie nawet jeśli zakończyliby karierę to najważniejsze, że będą cali i zdrowi!! Chociaż nikt o zakończeniu kariery nie mówi, tylko tak wspominam gdybyście już się bały o ich przyszłość. Poza tym kochane wraz z Ohorat twierdzimy, że oni nic innego jak walczą. I jeśli będą w 11 dalej grać to będziemy ich kochać. Bez Krisa czy z Krisem. I jeśli WuYiFan odejdzie to i tak w naszych sercach on będzie. Oni zawsze pozostaną tą uroczą dwunastką nieogarniętych chłopców. Oni się kochają ponad wszystko i nie uwierzę, że mogliby tak o znienawidzić Kevina ( Kevin to imie, które Kris używa w Kanadzie z tego co wiadomo). Ich więź jest silna i to było widać w ich filmikach. Nie da się tak oszukiwać cały świat, więc prawdą jest, że się kochali. To big family! Daddy EXO zawsze z nimi będzie. Pamiętajcie nie wierzmy w nic co nie jest potwierdzone. Walczmy o ich szczęście. Kochajmy ich. Wspierajmy. Bądźmy dumni. Oni potrzebują naszej pozytywnej energii… So?! Fighting! For EXO ! For „WE ARE ONE” . Bądźmy tymi aniołami ich. Kochajmy! Saranghae! ***
Leżałam w łóżku licząc w głowie coś i nie mogąc się tego doliczyć. Przewracałam się z boku na bok nie dbając nawet o to czy obudzę śpiącego obok mnie chłopaka. Coraz bardziej zaczęłam się denerwować.  Po raz kolejny obróciłam się w łóżku rozpychając się.
- Jagi… Błagam. Przestań się tak wiercić.- szepnął leżący obok mnie ciemnowłosy chłopak. Podniosłam się do pozycji siedzącej i sprawnie wyskoczyłam z łóżka.- Gdzie idziesz?- dodał pół przytomny.
- Nie mogę spać. Napiję się herbaty. Ale ty śpij.- cmoknęłam go w policzek i wyszłam z naszej sypialni. Nie zmrużyłam oka przez całą noc rozmyślając nad tym co mnie martwiło. Kiedy wybiła siódma godzina drzwi sypialni się otworzyły i ukazał się w nich mężczyzna mojego życia.
Byun BaekHyun.
Ruszył w moją stronę z szerokim uśmiechem. Miał na sobie tylko spodnie od piżamy dzięki czemu mogłam zobaczyć jego umięśniony brzuch. Po chwili z jego twarzy zniknął uśmiech i pojawił się grymas zmartwienia.
- Nie spałaś?- zapytał podchodząc blisko mnie. Chwycił moją twarz w swoje dłonie i delikatnie cmoknął mnie w usta.
-Jakoś tak nie mogłam.- wzruszyłam ramionami.
- Coś się stało?
- Nie.- odpowiedziałam. Modliłam się żeby to było prawdą. Chłopak stwierdził, że w takim razie to on przygotuje dzisiaj śniadanie. Siedziałam i obserwowałam go jak w pełnym skupieniu robi omlety. Sam zapach sprawił, że w moim brzuchu zaburczało jak nigdy. Nawet nie wiedziałam, że jestem aż tak głodna.

-Jagi…?- zaczął niepewnie BaekHyun.
- Hmm?
- Ym… Jeszcze się nie najadłaś?- lekko się zaczerwienił. Spojrzałam na mój talerz. Miałam na nim trzecią dokładkę omleta i chyba w końcu się najadłam.
- Już tak.- powiedziałam cała czerwona. Pierwszy raz zdarzyło mi się tyle zjeść. Chłopak zaśmiał się głośno i dźwięcznie.
- Lubię kiedy jesz.- zachichotał znowu.- Wyglądasz na szczęśliwą.

***
Siedziałam na sofie i płakałam. Nagle wszystko nabrało sensu.
Jak ja mu to powiem?- pomyślałam zrozpaczona.
Z BaekHyun’em byłam już od trzech lat. Był i jest on moją pierwszą i jedyną miłością. Nasz związek zaczął się w ostatniej klasie liceum. Poznaliśmy się dzięki ChanYeol’owi, mojemu kuzynowi. Na początku nie podobało mu się to, że ja i jego najlepszy przyjaciel jesteśmy parą, ale z czasem chyba przywyknął. Może po tym jak zobaczył, że naprawdę go kocham? Był on naprawdę najcudowniejszym chłopakiem pod słońcem.
Mieszkamy razem od kilku miesięcy gdyż postanowiliśmy zrobić kolejny krok w naszym związku. Nasi rodzice trochę się obawiali, ale w końcu byliśmy już pełnoletni i braliśmy nasz związek na poważnie wiec jakoś to przeboleli.
A teraz stało się to…

Drzwi wejściowe trzasnęły, a do moich uszu doszedł dźwięk odkładanych kluczy na komodę i odwieszania kurtki.
- Jagi!- wykrzyknął radośnie BaekHyun.- Jak ci minął dzień?
Kiedy zobaczył moją minę od razu znalazł się przy mnie. Wytarł dłonią łzy, które spływały po moim policzku i czule pocałował mnie w czoło.
- BaekHyun…- zaczęłam kiedy jego dotyk trochę mnie uspokoił.- Usiądź proszę.- posadziłam go obok siebie na kanapie i spojrzałam w oczy po chwili jednak spuszczając wzrok.
No jak ja mam mu to powiedzieć?!
- Jagi? Przerażasz mnie…- powiedział i pogłaskał mnie po głowie.- Coś się stało?
- Tak BaekHyun… stało się.- mruknęłam w końcu.
 Musze mu to powiedzieć…- westchnęłam.
-Jagi…
- Jestem w ciąży BaekHyun.- w końcu to powiedziałam.- Przepraszam…- znów zapłakałam. Widziałam jak twarz chłopaka zaczyna zmieniać kolor. Najpierw czerwona później sina aż w końcu papierowo biała. Zesztywniał cały i wyglądało jakby nie oddychał.
Żadne z nas nigdy nie chciało dzieci. Rozmawialiśmy o tym mnóstwo razy. Ja ich nie lubiłam, a BaekHyun twierdził, że chyba nigdy nie poczuje się gotowy na ojcostwo gdyż sam nadal w głębi czuje się dzieckiem.
Chwiejnym krokiem wstałam z kanapy zostawiając BaekHyuna w dokładnie tej samej pozycji co dziesięć minut wcześniej kiedy w końcu mu to powiedziałam. Miał utkwiony wzrok w dywanie i nie ruszył się nawet o minimetr.
Zamknęłam się w naszej wspólnej sypialni i nie wiedziałam co zrobić. Po głowie chodziły mi najgorsze myśli, takie jak usunięcie ciąży, za które później się sama karciłam. Nie mogłam tak myśleć. To dziecko nie było niczemu winne.
Położyłam się na łóżku i zaczęłam cicho płakać w poduszkę. Telefon na mojej nocnej półce po chwili zawibrował sygnalizując nadchodzące połączenie.
- Halo?- szepnęłam łamiącym się głosem. Odkaszlnęłam starając się pozbyć nieprzyjemnego uczucia łez w gardle. Zadzwoniła do mnie moja najlepsza przyjaciółka, a jednocześnie dziewczyna mojego kuzyna ChanYeol’a. Poznałyśmy się jeszcze w podstawówce i to dzięki mnie poznała ChanYeol’a co na każdym kroku mi przypominała i dziękowała za to.
- Jezu… JiEun! Wszystko dobrze? Dlaczego płaczesz?
- YooNa.- zapłakałam do słuchawki.
- Pokłóciłaś się z BaekHyun’em?- zapytała czule. Kiedy nie odpowiedziałam do dziewczyny dotarło co się stało. Była pierwszą osobą do, której zadzwoniłam po wyjściu od lekarza. To właśnie ona pierwsza dowiedział się o mojej ciąży.- Powiedziałaś mu.- to było raczej stwierdzenie.
- Powiedziałam. Ale nie wiem co teraz? Czy on mógł doznać takiego szoku, że teraz się nie rusza?
- Spokojnie. Nie płacz.- pocieszyła mnie szybko.- Za pół godziny u ciebie jestem. Zaczekaj na mnie.- to powiedziawszy rozłączyła się.
Tak strasznie cieszyłam się, że tu przyjedzie mimo tego, że jest na pewno zajęta. Bałam się, że BaekHyunowi się coś stało, a przede wszystkim bałam się jego reakcji kiedy już się ocknie z szoku. Spędziłam w pokoju dziesięć kolejnych minut nie mogąc się doczekać aż moja przyjaciółka w końcu przyjedzie.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi sypialni.
- J-jagi?
O Boże… Ocknął się.- pomyślałam, a moje serce przyspieszyło do bardzo niezdrowego rytmu.
- Jagi proszę, musimy porozmawiać. Mogę wejść?- zapytał, a jego głos drżał. Nic nie odpowiedziałam więc chłopak po prostu wszedł do środka. Była cały blady, a jego oczy nadal były szeroko otwarte. Patrzyłam na niego wystraszona.

Nie wyobrażałam sobie teraz naszego dalszego życia. Mieliśmy tylko po dwadzieścia lat i mieliśmy zostać rodzicami. Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach, ale niestety spotkało to też i nas.
Siedziałam na łóżku z podciągniętymi pod brodę kolanami. Łzy już nie spływały po moich policzkach. Chłopak siedział naprzeciw mnie wlepiając we mnie swoje cudowne ciemne oczy.
- BaekHyun… Przepraszam.- szepnęłam po raz kolejny.- Wiem, że nie chcesz dzieci i będę dla ciebie teraz tylko ciężarem.
- Nie Jagi!- powiedział i mocno mnie przytulił.- Jesteś dla mnie wszystkim. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Nigdy nie mów, że będziesz dla mnie ciężarem, bo to nie jest prawda!
- Ale BaekHyun! Ta sytuacja…
- Poradzimy sobie. Znajdę lepszą pracę i damy radę.- głaskał mnie czule po tyle głowy.
- Nie gniewasz się na mnie?
- Jakbym mógł?- szepnął cicho.- Jagi… Te nasze rozmowy o dzieciach. To nie jest ani trochę ważne. Ważne jest to, że będziemy teraz rodziną. Szczęśliwą rodziną.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Chłopak mocno mnie obejmował jakby w każdej chwili mógł mnie stracić. To było takie piękne i cudowne uczucie. I nagle poczułam się bardzo szczęśliwa. Oczywiście bałam się nadal tak samo tego co się stanie, ale wiedziałam, że BaekHyun mnie w tym wspiera i nie jestem sama.
- Jagi… Kocham cię.- powiedział i wpił się czule w moje usta.
- Ja ciebie też.

YooNa przyjechała dosłownie kilka minut po tym. Niestety przyjechała z ChanYeolem, który kompletnie nie był niczego świadomy. A będzie trzeba mu o tym powiedzieć.
- Jezu…- szepnął przerażony BaekHyun.- Dopiero się dowiedziałem, a teraz muszę powiedzieć to twojemu kuzynowi, który jak się dowie to mnie zabije.- mówił w zawrotnym tempie z nerwów.- Zawszę powtarzał, że nie mam cię nawet dotykać, a teraz się dowie, że uprawialiśmy seks… O matko ja tu dzisiaj zginę…
- BaekHyun. Na pewno się nie gniewasz?- dopytałam z lekkimi wątpliwościami.
- Jagi.- przytulił mnie mocno.- Jestem w szoku. To prawda. Ale jestem pewien, że jak tylko mi to minie to będę najszczęśliwszym facetem pod słońcem.- zachichotał. Usłyszeliśmy jak ChanYeol wchodzi do mieszkania zaraz za moją przyjaciółką.- Ale chyba nie zdążę się z tego ucieszyć, bo za chwile zginę śmiercią tragiczną. Zamorduje mnie mój najlepszy przyjaciel…
- Cześć!- wykrzyknął zadowolony ChanYeol ściągając z głowy czapkę.
- Skarbie.- zaczęła YooNa chwytając go za rękę.- Przyjechaliśmy tutaj w pewnej sprawie wiesz? Zaraz się wszystkiego dowiesz więc proszę cię zachowaj spokój.
Uśmiechnęłam się do przyjaciółki zapraszając ich do salonu. Rozsiedliśmy się wszyscy wygodnie, ale kątem oka widziałam jak BaekHyun z nerwów zaciska szczękę.
- ChanYeol…- zaczął.- Powiedz mi. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
- Prawda.- odpowiedział pewnie chłopak z uroczo odstającymi uszami.
- Więc… Na pewno nie będziesz chciał żeby stała mi się krzywda co nie?
- Stary… Przerażasz mnie. Wpakowałeś się w jakieś bagno?- dopytywał mój kuzyn.
- Nie.- spojrzał czule w moją stronę.- ChanYeol…  Będę ojcem.
- Co?!

Trochę czasu minęło zanim dotarło do chłopaka to, że zostanie wujkiem. Nie obeszło się bez krzyków i próby rzucenia się na BaekHyuna z pięściami, ale moja przyjaciółka stanęła na wysokości zadania i powstrzymała swojego chłopaka.
Czasami zastanawiało mnie to jak oni mogą być razem i kto w tym związku „nosi spodnie”. Bo wszystko wskazywało na to, że jednak moja przyjaciółka.
Kiedy ChanYeol w końcu się uspokoił cały czas posyłał BaekHyun’owi  mordercze spojrzenia.
- Błagam przestań to robić…- jęknął BaekHyun do ChanYeol’a.
- Robić co?- syknął.
- Wygląda jakbyś wiercił mi dziurę w głowie spojrzeniem.
- I co?! Zapłodniłeś moją kuzynkę! Mam prawo!
- Dobra, nic dzisiaj z tego nie będzie.- powiedziała zrezygnowana YooNa.- Spotkamy się jak ten Yoda w końcu się uspokoi.- to powiedziawszy wyciągnęła ChanYeola z mieszkania.
- Skoro on tak zareagował…- szepnął BaekHyun.- To boję się reakcji twojego ojca.

Ale ku naszemu zaskoczeniu tata zareagował normalnie. Mama również. Powiedzieli tylko, że się tego spodziewali prędzej czy później i uważają, że skoro myślimy, że sobie poradzimy to na pewno tak będzie. Powiedzieli również, że są trochę rozczarowani faktem iż się nie zabezpieczaliśmy wprawiając naszą dwójkę w totalne zażenowanie, ale że w sumie cieszą się z wnuka lub wnuczki. Rodzice nie mieli pojęcia, że zabezpieczaliśmy się, ale jednak coś poszło nie tak, bo jestem w ciąży.
Rodzice BaekHyuna również bardzo nam pomagali. Do póki chłopak nie znalazł lepszej pracy wspierali nas finansowo gdyż moich rodziców nie było na to niestety stać. Wszystko się układało wbrew moim wcześniejszym obawą dobrze.
Po jakimś czasie i ChanYeol się przyzwyczaił do tej myśli i nawet zaczął się cieszyć. Za każdym razem kiedy przychodził do nas w odwiedziny z YooNą przynosił jakiś drobiazg dla maleństwa.

Minęło już kilka miesięcy.
- JiEun!- wykrzyknęła radośnie YooNa rzucając mi się na szyję już w drzwiach wejściowych.- Jak my się dawno nie widziałyśmy!- kiedy to powiedziała ja wybuchłam śmiechem, bo widziałam się z nią dokładnie dzień wcześniej. Zaraz za nią do mieszkania wszedł ChanYeol, którego jakiś czas nie widziałam. W rękach trzymał misia z niebieską kokardą, który był chyba większy ode mnie.
- Ale nasza dzidzia urosła!- wykrzyknął na widok mojego sporego już brzucha. Przytuliłam go na przywitanie po czym zaprosiłam ich do salonu gdzie przygotowałam dla nas obiad.
Niestety BaekHyun jak zwykle się spóźniał. Przez to, że dostał lepszą pracę był teraz bardzo zajęty i wracał do domu bardzo późno do tego bardzo zmęczony. Dziś jako, że przyszli do nas goście miał być w domu wcześniej.
- To dla ciebie kolego!- wykrzyknął ChanYeol do mojego brzucha wyciągając przed siebie misia.
- Yaaah! Nie mów do niego „kolego” to może być dziewczynka!- skarciła go YooNa.
- No właśnie! Kiedy w końcu dowiemy się co to będzie?- zapytał chłopak.- Już umieram z ciekawości.
- Dowiesz się wtedy kiedy przyjdzie na to czas.- zachichotałam. Nie chcieliśmy z BaekHyun’em wiedzieć. Ciąża była niespodzianką więc i płeć dziecka niech nią będzie.

***

Oddychaj JiEun, oddychaj…
- ChaYeol… Błagam szybciej…- pisnęłam między jednym skurczem a drugim. Jechałam na tylnim siedzeniu samochodu mojego kuzyna ciężko oddychając. ChanYeol złamał chyba po drodze wszystkie możliwe ograniczenia prędkości i nie zatrzymywał się na żadnym czerwonym świetle. YooNa siedząca obok mnie trzymała mnie za rękę, a drugą dłonią wyciągnęła telefon z kieszeni i zadzwoniła do niczego nie spodziewającego się BaekHyun’a.
- BaekHyun?- zaczęła po czym włączyła w telefonie głośnomówiący zestaw.
- Cześć YooNa.- powiedział nie pewnie. Chyba nie spodziewał się jej telefonu.
- Jesteśmy z JiEun w doradzę do szpitala! Zaczęło się!- wykrzyknęła zdenerwowana. Była chyba bardziej zdenerwowana niż ja, ale ja przez ten okropny ból nie mogłam racjonalnie myśleć. W głowie miałam tylko myśl, że chcę aby BaekHyun był teraz przymnie.
- BaekHyun błagam! Pospiesz się.- wykrzyknęłam bliska łez. To dopiero początek, a ja już mam dosyć.
- Jagi!- krzyknął przerażony.- Ja.. Ja już jestem w drodze! Wytrzymaj!
- Jakbym do cholery mogła to wstrzymać!
- Już jadę!

Do szpitala dojechałam kilka minut później. ChanYeol wbiegł do środka wydzierając się, że jego „mała kuzyneczka” rodzi i potrzebuje pomocy. Chciałam na niego wrzasnąć, że ma się zamknąć, ale oczywiście kolejny skurcz mi nie pozwolił.
W przeciągu kilku sekund znalazłam się na Sali. Pielęgniarki nie wpuściły do środka ani YooNy ani ChanYeol’a. Myślałam, że zaraz się zapłaczę.
Miałam to wszystko zrobić sama?!
Skurcze były coraz częstsze, a BaekHyuna nie było.
- Zabiję go!- jęknęłam. Teraz kiedy powinien być przy mnie to akurat jego nie było. Co jakiś czas do pokoju zaglądała pielęgniarka sprawdzając wszystkie podłączone do mnie kable i inne rurki po czym wychodziła i zostawiała mnie samą.
Minęło pół godziny kiedy do środka wpadł BaekHyun. Była cały potargany, zdyszany, a jego rzeczy wyglądały jakby je ktoś wyciągnął dopiero co z pralki przez co się całe pomięły. Od razu znalazł się koło mnie i chwycił mnie za rękę.
- Jagi… Spokojnie, wszystko jest dobrze.- powiedział nerwowo. Ja szczerze mówiąc byłam spokojna, ale on chyba nie bardzo.- Jestem przy tobie…
Jego twarz była bielusieńka jak kreda, a chłopak oddychał niemiarowo.
- Tylko mi tu nie mdlej!- krzyknęłam mocniej zaciskając dłoń.
- Oczywiście! Nie zostawię cię z tym samej.
Mimo jego słów widziałam, że ledwo trzyma się z nerwów na nogach. Ręce mu się delikatnie pociły, a on prawie nie oddycha.
Minęły trzy godziny zanim lekarz przyszedł do mojej Sali i stwierdził, że już czas.
- Czy on naprawdę będzie cię dotykał… TAM?- pisnął BaekHyun.
- Co?!- jęknęłam.- Rodzę twoje dziecko, a ty mi tu wyjeżdżasz z jakąś zazdrością?!- chciałam się zaśmiać, ale ból nie dał rady.
- Nie nie. Ja tylko…- poprawił się na krześle obok po czym szybko uścisnął mnie jeszcze drugą ręką.- Wszystko będzie dobrze jagi. Na pewno.- cmoknął mnie w czoło i posłał pokrzepiający uśmiech.

Przez cały poród chłopak nie puścił mojej dłoni nawet na chwilkę. Trwało to strasznie długo bo kiedy nareszcie się skończyło było już dawno po północy. BaekHyun na szczęście nie zemdlał, ale kiedy usłyszał płacz dziecka poczułam jak zachwiał się na nogach.
- To już…- szepnął. Pochylił się i pocałował mnie czule w czoło.- Jagi zrobiłaś to! Jesteś niesamowita.
Z moich oczu poleciały łzy kiedy zobaczyłam pielęgniarkę zawijającą maleństwo w kocyk.
- Gratuluję.- powiedziała pielęgniarka podchodząc z zawiniątkiem do nas.- Macie państwo śliczną córeczkę.- dodała i podała maleństwo wystraszonemu BaekHyun’owi.
Chłopak stał i przyglądał się małemu człowieczkowi na swoich rękach. Jego oczy się zaszkliły po czym łzy swobodnie spłynęły po policzkach. Serce mi się zacisnęło na ten widok. Piękny widok.
- Córeczka…- szepnął.- Cześć maleńka. To ja, tatuś.- zaśmiał się przez łzy i palcem pogłaskał maleństwo po policzku. Ja również zaczęłam płakać.
- BaekHyun…- powiedziałam po chwili kiedy spojrzałam na wiszący na ścianie zegarek. Chłopak podniósł na mnie swoje zapłakane spojrzenie.- Wszystkiego najlepszego.- kiedy to wypowiedziałam chłopak wyglądał na zdezorientowanego.- Dziś są twoje… Wasze…- powiedziałam spoglądając na maleństwo w jego rękach.- Urodziny.
Dokładnie tak. Nasza córeczka urodziła się 6.05. w 21 urodziny BaekHyun’a.
- Jagi… To najcudowniejszy prezent jaki mogłaś mi dać…- powiedział i pocałował mnie namiętnie nadal trzymając w objęciach nasze maleństwo.

Następnego dnia przyszli do nas ChanYeol i YooNa. Chłopak o odstających uszach wparował do środka w pękiem różnokolorowych balonów z wielkim uśmiechem na twarzy.
- No to gdzie jest ten mój mały kolega?- zapytał rozglądając się. Zaśmialismy się z BaekHyunem równocześnie, po czym  wstał i wyszedł z pokoju tylko po to aby wrócić z naszą córeczką na swoich rękach.
- YooNa, ChanYeol.- zaczęłam.- Poznajcie się.
ChanYeol wyglądał na trochę wystraszonego kiedy BaekHyun podszedł do niego z dzieckiem.
- ChanYeol. Proszę cie.- powiedział z uśmiechem.- Nie mów do mojej córki „kolego”.
- Ha!- wykrzyknęła uradowana YooNa.- Jednak dziewczynka! Wisisz mi dwie stówy!
- Widzisz maleńka?- powiedział czule BaekHyun.- Z nami nigdy nie będziesz się nudzić.
- Jakie wybraliście imię?
- Byun Ina.- powiedziałam widząc jak ojciec mojego dziecka uśmiecha się szeroko.- Po prostu Ina.
- Cześć Ina.- zaśmiał się ChanYeol kiedy BaekHyun podła mu zawiniątko.- Wujek ChanYeol będzie cie strasznie rozpieszczał wiesz?

***

- Co się stało Ina?- zapytałam stojącej w drzwiach salonu małej dziewczynki. Stała ubrana w zieloną piżamkę i pocierała swoje śliczne oczka z lekkim grymasem na twarzy.- Dlaczego nie śpisz?
Spojrzałam na zegarek. Była już jedenasta wieczorem, a moja śliczna czteroletnia córka jeszcze nie spała.
- Gdzie jest tatuś…- jęknęła bliska płaczu. Podbiegłam do niej porywając ją na ręce. BaekHyun musiał zostać dużej w pracy i nie wiadomo czy w ogóle wróci na noc… i co ja teraz powiem temu biednemu dziecku?- Ja chce tatusia…
- Skarbie. Tatuś jest dzisiaj bardzo zajęty. I wróci do domu bardzo późno.
- Ja zaczekam.
- Odniosę cię do łóżka dobrze?
- Nie.- zapłakała.- Chce żeby tatuś mnie zaniósł.
Z jej cudownych oczu zaczęły wypływać olbrzymie słone łzy. Usiadłam z nią w salonie na kanapie i zaczęłam delikatnie kołysać. Miałam nadzieje, że jakoś ją to uśpi, ale nic z tego. Dziewczynka zaczęła płakać i płakała tak przez następne dwie godziny. Chciałam zadzwonić do BaekHyun’a, ale wiedziałam, że ma jakiś ważny projekt i nie mogę mu przeszkadzać. No ale nasza córka cierpi! Do cholery niech on wraca!
Kiedy w końcu się poddałam i wzięłam do ręki telefon aby do niego zadzwonić usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Do domu wszedł mój chłopak. Tak mimo upływu lat nie pobraliśmy się z BaekHyun’em. Żadnemu z nas nie było to potrzebne i raczej nie prędko się to zmieni.
Zaskoczony spojrzał na mnie i siedzącą obok Inę. Dziewczynka wycierała swoje mokre od łez policzki. Skoczyła na równe nogi i biegiem rzuciła się w stronę BaekHyuna, który od razu ukucnął aby złapać ją w objęcia.
- Co się stało?- zapytał czule.- Dlaczego moje maleństwo jeszcze nie śpi?
Dziewczynka nic nie odpowiedziała tylko mocno wtuliła się w ciemnowłosego. Jej chude rączki objęły go za szyję tak jakby już nigdy nie miały go puścić.
- Od dwóch godzin na ciebie czeka.- powiedziałam.- Nie pozwoliła mi odnieść się do łóżka. Przestała płakać dopiero kiedy się pojawiłeś.- dodałam i pocałowałam go delikatnie na przywitanie. Tylko BaekHyun potrafił porozumieć się z Iną. Zawsze tak było. Kiedy płakała wystarczyło, że BaekHyun wziął ją na ręce i wszystko było dobrze. W wieku trzech lat spadła z krzesła na którym się huśtała i zbiła sobie kolano. W domu był przez to istny Armagedon. Płakała i płakała i nie chciała przestać mimo, że zakleiłam jej ranę plastrem, dmuchałam i całowała. Ale kiedy BaekHyun wrócił cmoknął ją w kolano i mocno przytulił dziewczynka się uspokoiła.
Nie wyobrażam sobie dnia, w którym pierwszy raz przyprowadzi do domu chłopaka. BaekHyun chyba go zabiję, że chcę zabrać jego maleńką księżniczkę.
- Dlaczego nie pozwoliłaś mamie się odnieść?- zapytał. Dziewczynka puściła jego szyję i spojrzała mu w oczy. BaekHyuni Ina byli… identyczni. Naprawdę! Jakby ktoś sklonował BaekHyuna i zrobił z niego dziewczynkę. Moja córka nie odziedziczyła po mnie kompletnie nic. Miała oczy BaekHyuna, jego nos, usta, kolor włosów, dosłownie wszystko.
- Tatuś mnie zaniesie.- powiedziała znów się w niego wtulając. Był to naprawdę rozkoszny widok, ale nie powiem czasami bywałam zazdrosna. Dziecko, które urodziłam kocha ojca ponad życie, a ja jestem gdzieś w tle. Ale nie potrafiłam się gniewać długo kiedy widziałam ich razem.
- Oczywiście.- powiedział i cmoknął ją w czoło. Powędrował z dziewczynką do jej pokoiku gdzie położył ją do łóżka, przykrył kołdrą i cmoknął na dobranoc.
- Zostaniesz dzisiaj ze mną?- zapytała patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
- A co na to mamusia? Będzie chyba zazdrosna…- powiedział patrząc na mnie z iskierkami radości w oczach. Widać było, że chłopak jest zmęczony, a mimo to zajął się dzieckiem. I właśnie za to tak bardzo go kocham.
- Może mamusia wziąć mojego misia!- wykrzyknęła podając mi wielką pandę, którą dostała od ChanYeol’a. Była to jej ulubiona maskotka.- A tatuś zostanie.
Chłopak ponownie na mnie spojrzał, a ja tylko kiwnęłam głową.
- Musze przywyknąć do tego, że teraz nie jesteś już tylko mój.- cmoknęłam jego i dziewczynkę w policzek po czym z misiem pandą ruszyłam do mojej sypialni.
Czeka nas ciekawa noc Panie Pando.- pomyślałam zamykając za sobą drzwi do sypialni Iny. 





Tak więc oto kolejne opowiadanie :) Mam nadzieje, że chociaż trochę umili to wam ten bolesny czas. ~Ohorat