środa, 27 maja 2015

Chen~Przyjaciele od... (+18??)

W drzwiach mojego mieszkania stanął niewysoki chłopak o jasno brązowych włosach. Jego twarz nie rozświetlał szeroki uśmiech tak jak zwykle. Tego dnia jego mina była zacięta i widać było, że każdy z jego mięśni jest napięty. Był zły.
Ja i Chen znaliśmy się już jakiś czas. Był to bardzo miły chłopak, zabawny, uroczy, otwarty. Poznaliśmy się przez wspólny kurs języka angielskiego i tak jakoś się zakumulowaliśmy. Nie łączyło nas w sumie  nic wyjątkowego. Jeśli niczym wyjątkowym można nazwać sypianie ze sobą.
Sama nie wiem jak to wyszło, ale ja i Chen byliśmy kimś w rodzaju seks przyjaciół. Kiedy któreś z nas potrzebowało czyjejś bliskości lub po prostu rozładować swoje napięcie, zgłaszaliśmy się do siebie. Brzmi to może nieco dziwnie, ale to był układ, który obu nam odpowiadał.
- Coś się stało?- zapytałam wpuszczając go do mieszkania. Od razu przysunął się blisko mnie popychając w stronę ściany.
- Paskudny dzień w pracy.- mruknął zły.- Możemy dzisiaj…- nie dokończył, ale wiedziałam o co mu chodzi. Chciał iść do łóżka. Nie musiałam się zbyt długo zastanawiać więc przyciągnęłam go za kark blisko siebie i wpiłam się ustami w jego. Od razu jego dłonie dostały się pod moją koszulkę chcąc zbadać każdy najdalszy zakamarek mojego ciała. Nie pytając o nic więcej pociągnęłam go w stronę mojej sypialni. Obijaliśmy się trochę o ściany więc chłopak aby ułatwić nam dotarcie do pokoju w całości, wziął mnie na ręce. Oplotłam go nogami w pasie nie przestając całować.
dotarliśmy w końcu do mojej niewielkiej sypialni i od razu znaleźliśmy się w łóżku. Chłopak był naprawdę zdenerwowany i zły, bo jego ruchy były szybkie i trochę nie kontrolowane. Trochę zbyt brutalnie zdjął ze mnie spodnie, ale w sumie nie przeszkadzało mi to. Zszedł pocałunkami po mojej szyi i zaczął zostawiać delikatnie ślady na moim obojczyku liżąc go delikatnie co jakiś czas. Zsunął ramiączka mojego stanika po czym odpiął jego zapięcie i rzucił nim gdzieś w kąt pokoju.
W końcu i on pozbył się swoich ubrań i nic nie mówiąc wszedł we mnie jednym, szybkim ruchem powodując moje głośne jęknięcie. Jego ruchy tego dnia były nieco chaotyczne, jakby chciał zrobić kilka rzeczy na raz. Całował moją szyję i obojczyki, dłońmi wodził po całym ciele nie zatrzymując się w żadnym konkretnym miejscu, a do tego poruszał się w stabilnym tempie.
- Jesteś cudowna.- szepnął cicho znów wpijając się w moje usta. Zdarzało mu się mówić takie rzeczy podczas naszych „wspólnych chwil”. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz sprawiało przyjemność. Chłopak podnosił tym trochę moje ego co przydawało mi się co jakiś czas.- Pięknie dziś wyglądasz.- dodał po chwili cmokając mnie w czubek nosa, a ja zachichotałam. Po chwili nasze twarze obie się napięły odzwierciedlając przyjemność, którą właśnie doznawaliśmy, po czym obydwoje osiągnęłyśmy szczyt przyjemności. Chłopak delikatnie dysząc oparł swoje czoło o moje cmokając mnie w oba policzki.- Dziękuje.- powiedział schodząc ze mnie.
- Nie ma za co.- zaśmiałam się szukając w łóżku swojej bielizny. Kiedy obydwoje już się ubraliśmy ruszyłam do kuchni uszykować coś do jedzenia. Chłopak przyszedł do mnie zaraz po pracy więc pewnie był głodny, a to co wyczynialiśmy w sypialni pewnie tylko powiększyło jego głód. Przygotowałam na szybko tosty z serem i zrobiłam herbaty. Resztę tego dnia spędziliśmy w swoim towarzystwie jedząc, śmiejąc się i oglądając jakieś głupie komedie.
Nie było dla nas niezręczne to co robiliśmy. Każde z nas miało swoje potrzeby i potrafiliśmy się do tego przyznać.


- Co tam u Chen’a?- zapytała moja przyjaciółka. Pracowałyśmy razem w jednym ze sklepów odzieżowych w centrum handlowym. Nie wiedziała co łączy mnie z chłopakiem i cały czas próbowała mi wmówić, że to mój chłopak, a kiedy zaprzeczałam to odpowiadała, że w takim razie to tylko kwestia czasu kiedy będziemy razem. Irytowało mnie to, bo nie szukałam partnera życiowego i to co łączyło mnie z Chen’em, czyli czysto fizyczne pragnienie, absolutnie mi odpowiadało.
- Wszystko w porządku.
- Umawiacie się już ze sobą?- zapytała z uśmieszkiem.
- Znowu zaczynasz?- jęknęłam zrezygnowana.- Ja i Chen jesteśmy tylko dobrymi znajomymi. Nic więcej. Nie domawiaj sobie reszty historii.

- Kiedy wy do siebie naprawdę idealnie pasujecie!- zaśmiała się.- Dlaczego widzą to wszyscy tylko nie wy?
- Mi pasuje tak jak jest.- mruknęłam i ruszyłam na zaplecze chcąc zniknąć z jej oczu aż w końcu postanowi porozmawiać na jakiś inny temat.
Muszę przyznać, że nie raz zastanawiałam się nad tym jakby to było gdybym zaczęła spotykać się z Chen’em, ale jakoś nie mogłam sobie tego wyobrazić. Było mi dobrze tak jak było.
W przeszłości miałam problem z facetami, bo każdy z którym się spotykałam okazywał się kompletnym dupkiem. Zdradzali mnie, oszukiwali. Nie chciałam bawić się już w coś takiego jak związek więc to co uzgodniliśmy z chłopakiem było bardzo dobre. Jeśli któreś z nas miało potrzebę czysto fizyczną mogło liczyć na pomoc tego drugiego. Układ idealny bez pamiętania o ważnych datach jak rocznica czy też urodziny. Nie musiałam przedstawiać go rodzinie ani znajomym, a później tłumaczyć się z tego, że jednak się rozstaliśmy.

Po pracy ruszyłam ze znajomymi do jakiegoś klubu. Wcale nie miałam ochoty aby iść do takiego miejsca. Nie miałam ochoty cisnąć się w tym śmierdzącym alkoholem i papierosami miejscu wraz z pijanymi napaleńcami tylko czekającymi na jakieś łatwe zdobycze w postaci ostro nawalonej dziewczyny, która zrobi wszystko czego będą chcieli nie wiedząc nawet co się dzieje. Niestety nie potrafiłam im odmówić i tym razem, bo robiłam to już wielokrotnie wcześniej i gdybym znów wymyśliła jakiś nieistniejący powód, śmiertelnie by się na mnie obrazili.
Tak więc siedziałam teraz na jednej z kanap w oddalonym kącie jakiegoś klubu. W uszach dudniła mi głośna muzyka, która w ogóle nie wpasowała się w mój gust, sączyłam jakiegoś kolorowego drinka i modliłam się aby ten wieczór już się skończył. Przyjaciółka szalała na parkiecie z jakimś nowopoznanym przystojniakiem, a ja chciałam się stąd ulotnić. Nie miałam jej za złe, że świetnie się bawi, ale jakoś nie chciałam tu być, a ona poniekąd mnie do tego zmusiła. Było jeszcze kilku jej znajomych, z którymi nie za bardzo miałam o czym rozmawiać więc milczałam nie chcąc być zauważoną.
- SooMin?- usłyszałam gdzieś obok siebie. Odwróciłam się zaskoczona nie wiedząc kto mnie woła.
- Chen?- zdziwiłam się.- Co tu robisz?- uśmiechnęłam się sama nie wiem czemu. Jakoś miło było widzieć kogoś przyjaznego w tym otoczeniu.
- Jestem tu ze znajomymi.- wskazał ręką stolik obok przy którym zauważyłam czterech chłopaków. Wstałam i podeszłam za Chen’em to jego miejsca nie chcąc siedzieć ze znajomymi mojej przyjaciółki. Nie przypadli mi oni zbytnio do gustu więc może Chen jest tu z kimś ciekawym.
- Cześć.- powiedziałam przekrzykując muzykę. Wszyscy spojrzeli na mnie z uśmiechem na twarzach.
- Chłopaki to jest SooMin.- przedstawił mnie, a oni przyjaźnie do mnie pomachali.- A to są Xiumin, Lay, LuHan i Tao.
Usiadłam przy ich stoliku zaczynając z nimi rozmowę. Byli oni dużo ciekawsi niż tamta grupa. Powiadomiłam moją przyjaciółkę, że spotkałam znajomych i na chwilę się do nich przysiądę, a ona zbyt zajęta tańcem pomachała tylko ręką aby sobie poszła. Mimo to nie potrafiłam się na nią gniewać. Tak więc reszte wieczoru spędziłam z kolegami Chen’a. Xiumin dwa razy nawet ze mną zatańczył mówiąc, że nie przyszedł tu żeby siedzieć. Było zabawnie. Oczywiście do momentu, w którym nie musiałam iść do łazienki. Zwlekałam z tym trochę, bo wiedziałam jak wyglądają toalety w takich miejscach, ale nie mogłam już wytrzymać. Wstałam więc i ruszyłam do toalety. Po załatwieniu podstawowej potrzeby fizjologicznej chciałam wrócić na miejsce, ale drogę zastawił mi jakiś pijany facet. Z naciskiem na facet. Klub był przepełniony po brzegi nastolatkami lub ludźmi we wczesnym życiu dorosłym czyli jakieś dwadzieścia pięć lat, a ten który właśnie stał przede mną wyglądał jakby dobijał do pięćdziesiątki.
- Cześć maleńka.- mruknął chuchając mi w twarz ohydną wonią alkoholu. Chciałam go zignorować i wyminąć, ale ponownie zasłonił mi przejście.
- Może mnie pan przepuści?!- warknęłam wściekła.
- Nie chciałabyś się może zabawić?- uśmiechnął się jak rasowy pedofil.- Dobrze płacę. Jestem bogaty.
- A wsadź sobie w dupę swoje pieniądze!- wykrzyknęłam oburzona.- Zostaw mnie w spokoju zboczeńcu!
- Jakiś problem SooMin?- odezwał się ktoś za obleśnym, starym facetem. Tym kimś okazał się oczywiście Chen. Pojawił się znikąd, ale dobrze, że był. Bo kto wie co facet próbowałby mi zrobić po tym co mu powiedziałam.
- Ten pan chce żebym mu się sprzedała.- wysyczałam. Chen się trochę wystraszył po czym ze złością spojrzał na faceta, wyminął go i stanął przed nim zasłaniając mnie.
- Jak chce się pan wyżyć to niech sobie pan znajdzie dziwkę!- krzyknął po czym chwycił mnie za nadgarstek i wyciągnął mnie z korytarza na zatłoczoną.
- Chce do domu.- warknęłam i ruszyłam pożegnać się z chłopakami i przyjaciółką. Wyszłam na ulicę gdzie uderzyło we mnie zimne, nocne powietrze. Było lato, ale noc była chłodna przez wielki księżyc w pełni. Ulice mimo tego, że oświetlone latarniami i tak nie wydawały się zbyt bezpieczne, ale nie chciałam zostać w tym klubie ani sekundy dużej więc po prostu ruszyłam do domu. Byłam wściekła , że ten facet wziął mnie za jakąś tanią dziwkę. Nie byłam ubrana zbyt wyzywająco, jedynie ciemne, bardzo dopasowane jeansy, koszulkę z dekoltem, wysokie botki i skórzaną kurtkę.
Czy tak ubiera się dziwka?!
- Zaczekaj.- krzyknął za mną Chen.- Odprowadzę cię do domu. Już późno.- podbiegł do mnie i ramie w ramię ruszyliśmy do mojego mieszkania.
Jakoś dziwnie się poczułam. Kiedy pojawił się ten napaleniec wystraszyłam się, że może mi coś zrobić, a kiedy dołączył do mnie Chen od razu się rozluźniłam i odetchnęłam. Nie wiedziałam co to jest, ale nie pozwalało mi się to wyluzować w jego towarzystwie.
Chłopak odstawił mnie do domu w jednym kawałku, cmoknął w policzek i zniknął. Kiedy zniknął z moich oczu uczucie również uleciało. Wzruszyłam więc ramionami i wzięłam gorącą kąpiel mimo późnej godziny.

Minęły chyba dwa tygodnie podczas których nie widziałam się z Chen’em. Nie miałam na to czasu ani też nie odczuwałam większej potrzeby aby się z nim widzieć. Krążyłam między domem, a pracą nie mając czasu nawet zadzwonić do rodziców.
- I wyobraź sobie, że tak po prostu umarł!- wykrzyknęła moja przyjaciółka.- Wziął i puf!!! Nie ma go! No skandal.- już kolejną godzinę przeżywała to iż jej ulubiona postać z serialu zginęła. Nie przeszkadzało mi to, że o tym mówiła i ile o tym mówiła dopóki nie oczekiwała ode mnie odpowiedzi. Miałam zły dzień, humor mi nie dopisywał, a do tego podnieśli mi czynsz za mieszkanie. Nic tego dnia nie było tak jak powinno co mnie denerwowało.
Zajęłam się składaniem jakiś t-shirtów aby zająć czymś myśli. Robiłam to niczym robot nie zwracając uwagi na otoczenie, zostawiając resztę sklepu na głowie mojej współpracownicy. ChoMi była dobrą dziewczyną, przyjaciółką, ale czasami potrafiła gadać o kompletnych głupotach co doprowadzało mnie do szału. Zwłaszcza w taki dzień jak ten.
- Cześć.- powiedział jakiś znajomy głos, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Wciąż bezmyślnie składałam koszulki tyłem do drzwi.- Jest SooMin?
Kiedy usłyszałam swoje imię jednak się odwróciłam i zobaczyłam wesoło uśmiechniętego Chen’a. Miał na sobie zwykłe jeansy, czarną bluzkę i czarno czerwonego full cup’a założonego tyłem na przód.
- Cześć.- powiedziałam zaskoczona jego widokiem. Nie rozmawialiśmy ze sobą kilka tygodni i kompletnie się go nie spodziewałam.
- To może ja skoczę sobie na przerwę?- powiedziała ChoMi i zniknęła na zapleczu zostawiając mnie samą z chłopakiem. To dziwne uczucie, które pojawiło się jeszcze wtedy w klubie znów powróciło. Jakieś takie… intensywniejsze, a do tego naprawdę cieszyłam się, że go widzę. Jakbym się nie znała to pomyślałabym, że za nim tęskniłam.
- Co tu robisz?- zapytałam.
- Nie odzywasz się więc przyszedłem zobaczyć czy żyjesz.- uśmiechnął się. Posiedział chwilę po czym poszedł do domu. Było to dziwne, bo przyszedł i poszedł. Jakby chciał sprawdzić co robię. Obiecałam mu, że jeszcze się odezwę w tym tygodniu jak znajdę trochę wolnego czasu.


Jak obiecałam tak zrobiłam. Dwa dni później umówiliśmy się w parku. Sama nie wiem czemu tam. Po prostu nie chciałam uprawiać z nim seksu, on widocznie też nie, ale chciał się spotkać. Więc park był takim neutralnym gruntem.
Byłam trochę przed czasem więc usiadłam na jednaj z ławek w parku. Było bardzo ciepło, słońce wręcz parzyło. Jako, że w parku nie było zbyt dużo osób odważyłam się zrobić coś czego dawno nie robiłam. Zdjęłam z ramion koszulę w kratkę, którą założyłam na białą bokserkę. Nigdy nie nosiłam samych bluzek na ramiączkach gdyż moje ramiona zdobiły długie, czerwone, bardzo widoczne blizny. Nie chciałam nawet pamiętać jak one się tam znalazły.
Od razu jednak tego pożałowałam. Usłyszałam gdzieś głośny chichot i śmiech. Damski i męski. Odwróciłam się w lewo gdzie zobaczyłam młoda dziewczynę przytuloną do niezbyt urodziwego młodzieńca. Nie wiedziałam o co im chodzi dopóki nie zaczęli ze sobą rozmawiać.
- Widziałeś coś równie okropnego?- zaśmiała się ponownie, a chłopak razem z nią.- Mogłaby nie obnosić się z tak oszpeconym ciałem! Nikt nie chce ranić sobie oczu takim widokiem.
I już miałam pewność, że to o mnie. Wzdrygnęłam się po tym co powiedzieli więc nic nie mówiąc naciągnęłam koszulę z powrotem na ramiona.
- Kochanie.- zaczął chłopak.- Ona rani oczy nawet i bez tego. Widziałaś te okulary? Jak dna słoików. I co ona ma na twarzy? Jakaś obleśna wysypka. Ohyda.- wydał z siebie dźwięk jakby wymiotował na co dziewczyna się zaśmiała.
Zazwyczaj nosiłam soczewki, ale niestety skończyły mi się i musiałam założyć moje stare okulary. Nie były one takie jak mówili, były delikatne, w czerwonej oprawce. A na twarzy faktycznie miałam wysypkę, a to wszystko przez to, że pokusiłam się ostatnio i zjadłam trochę truskawek, na które mam uczulenie. Tak oto moją twarz zdobiła okropna, choć tak naprawdę ledwo widoczna wysypka. Mimo tego, że wiedziałam, że mówią to tylko aby się zabawić, poczułam się dotknięta. Nie było przyjemne słuchać o tym jakim się jest okropnym.
- Ty pieprzony dupku.
Podniosłam twarz w stronę tego kto to powiedział. Łzy w moich oczach trochę mi przeszkadzały więc zamrugałam kilkukrotnie chcąc wyostrzyć sobie wzrok. Obok chłopaka stał Chen z grymasem wściekłości. Podszedł do chłopaka, wręcz oderwał go od dziewczyny i wycelował w niego zaciśniętą pięść. Z nosa chłopaka od razu poleciała stróżka krwi. Dziewczyna stojąca obok zapiszczała i od razu padła na kolana chcąc podnieść leżącego.
- Spieprzaj stąd zanim do końca stracę nad sobą panowanie.- warknął. Chłopak przerażony pozbierał się z chodnika i nie zważając na stojącą obok dziewczynę biegiem ruszył do wyjścia z parku. Dziewczyna zapłakana pobiegła za nim.
Chen podszedł do mnie ze smutna miną. Wytarłam szybko moje łzy i wstałam z ławki.
- Idziemy do ciebie.- szepnęłam tylko i ruszyłam w stronę jego mieszkania. Chłopak wiedział czego chciałam. Chciałam zapomnieć o tym co mówili, a on mógł to sprawić.

***

Byłem wściekły przez co powiedział ten koleś i po prostu nie wytrzymałem. Poczułem jak jego kości chrupią pod moją pięścią więc pewnie złamałem mu nos. Ale kompletnie mnie to nie obchodziło. Zasłużył sobie.
-Idziemy do ciebie.- szepnęła SooMin wstając z ławki. Wiedziałem o co jej chodzi i tylko bez słowa ruszyłem za nią. W mojej głowie widniała tylko jedna myśl.
„Chce sprawić, że ona zapomni o tych okropnych słowach.”
Nigdy nie powiedziała mi skąd ma blizny na ramionach, mogłem się tylko domyślać. Nigdy jednak nie uważałem tego za coś okropnego. One po prostu były. To jakby jej część więc zaakceptowałem je w całości i nawet przestałem je zauważać.
Weszliśmy do mojego mieszkania w kompletnej ciszy. W duchu cieszyłem się, że tego ranka posprzątałem cały dom, bo wcześniej wyglądał jakby przeszło tędy tornado. 
Dziewczyna odwróciła się do mnie przodem, a w jej oczach można było zobaczyć resztkę łez. Serce ścisnęło mi się na ten widok.
Nie chciałem żeby tak było.
Nie chciałem żeby płakała.
W tym momencie podeszła do mnie pewnym krokiem i zarzuciła ręce na moją szyję całując mnie jednocześnie. Jej pocałunek był nieporadny, wystraszony, ale można było wyczuć, że właśnie tego potrzebuje.
W głowie miałem miliony myśli. Że lubię z nią być, lubię z nią rozmawiać, śmiać się. Uwielbiam jej bliskość, grymas przyjemności na jej twarzy za każdym razem kiedy robie jej coś przyjemnego. Ale to wszystko było kompletnie nie na miejscu.
Pierwszy raz pomyślałem, że nie chce tego robić bez uczucia. Dotarło do mnie, że ona jest dla mnie kimś bardzo ważnym, kimś kogo mógłbym obdarzyć większym uczuciem.
Chociaż chyba już to zrobiłem…
Uświadomiłem sobie, że czuje do niej coś więcej niż tylko pociąg seksualny. Coś co można było nazwać zakochaniem albo nawet miłością. Moje serce w jej towarzystwie wariowało, biło w niezdrowym rytmie.
Chciałem ją przytulić, pocałować z całym moim uczuciem, całą czułością jaka we mnie była, ale ona chciała tylko jednego. Chciała seksu. Cholernie było mi z tym źle. Chciałem z nią to zrobić, ale chciałem móc nazwać to kochaniem się, a nie po prostu seksem dla rozładowania napięcia i frustracji.
Jej dłonie rozpięły już moją koszulę w kratę i wodziły po moim torsie. Było to przyjemne. Jej ruchy sprawiały, że chciałem ją mieć bliżej. Mocno wtuloną w moje ciało.
Jednak mimo wszystko nie chciałem tego zrobić wiedząc, że ona nie robi tego z takim samym uczuciem jak ja. Mimo woli moje ruchy stały się jakby odruchowe. Byłem jak maszyna wykonująca rozkazy. Rozebrałem ją prowadząc do mojej sypialni. Położyła się na łóżku i przyciągnęła mnie do siebie. Zdjęła ze mnie moje spodnie i chwile później bokserki.
Chciałem tego i jednocześnie nie chciałem. Czułem się okropnie dotykając ją, całując. Ale wiedziałem, że ona tego teraz chce. Chciałem zrobić wszystko aby było jej lepiej.
Po chwili zatrzymałem się jednak. Podpierałem się obiema rękami nad nią, patrząc prosto w jej oczy. Nawet nie pamiętam kiedy zdjęła z siebie okulary, które dziś ubrała. Bałem się zrobić kolejny ruch. Jakbym mógł ja tym tylko skrzywdzić…
Spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
- Chen proszę…- szepnęła i uniosła dłonie do moich policzków.- Proszę…
Nie mogłem jej omówić mimo, że chciałem. Nie chciałem jej tego robić. Nie chciałem krzywdzić.
Wszedłem w nią jednak powolnym ruchem. Jak najdelikatniej. Jej twarzy wykrzywił grymas zadowolenia. Ja jednak nie byłem z siebie dumny. Poległem.
- Szybciej…- westchnęła do mojego ucha, a ja po raz kolejny wykonałem jej rozkaz. Zawszę kiedy to robiliśmy mówiłem co mi się w niej podoba. Robiłem to aby atmosfera była milsza, aby dziewczyna się uśmiechała. Wtedy nie czułem się jak ostatni idiota chodząc do niej za każdym razem kiedy chciałem się od stresować. Tym razem jednak nie powiedziałem nic. Nie potrafiłem. Uświadomiłem sobie, że uwielbiam w niej dosłownie wszystko. Pochyliłem się jedynie aby pocałować jej blizny na ramionach. Jedynie tyle mogłem i chciałem zrobić. Pokazać jej, że to nic takiego.
Kiedy obydwoje nie wytrzymaliśmy i osiągnęliśmy swój limit odsunąłem się od niej. Było mi cholernie źle. Pospiesznie założyłem na siebie bokserki, a chwile później już resztę ubrań. Dziewczyna na mnie nie patrzyła. Wzrok miała wlepiony w sufit i nic nie mówiła. To sprawiło, że poczułem się jeszcze gorzej.

***
To nie miało tak być!- pomyślałam wściekła. Siedziałam w salonie i płakałam. Wszystko szło nie po mojej myśli. Obiecałam sobie, że to co z Chen’em robimy nigdy się nie zmieni. Będzie to czysty układ między nami. Że żadne z nas się nie zakocha w tym drugim.
Poległam.
Zakochałam się i cholernie to bolało.
Podczas naszego ostatniego spotkania chłopak był inny.  Robił to, ale inaczej. Nie mówił nic, nie patrzył na mnie. Prawie nie całował. Pierwszy raz był to po prosu stosunek seksualny. Było mi z tym paskudnie. Po prostu nie mogło być już gorzej.
Zakochałam się, a obiecałam sobie, że tego nie zrobię.
Zaczęłam go unikać. Wzięłam w pracy wolne, nie chciałam z nikim rozmawiać. Zamknęłam się moich czterech ścianach i miałam ochotę zniknąć.
Zapakowałam trochę rzeczy do torby i postanowiłam wyjechać. Musiałam zmienić otoczenie, klimat. Tego właśnie potrzebowałam najbardziej. Odpocząć od tego miejsca, które sprawiało, że wszystkie cudowne wspomnienia wracały i raniły.

Podczas jazdy pociągiem coś było nie tak. Było mi niedobrze, bolał mnie brzuch. Pół drogi spędziłam w pociągowej toalecie zwracając wszystko co zjadłam tego dnia.
Byłam przerażona.
Uświadomiłam sobie, że mój okres strasznie się spóźnia. Już chyba drugi albo trzeci tydzień.
- To nie może być prawda…- pomyślałam wysiadając z pociągu. Prosto z dworca ruszyłam do apteki i kupiłam test ciążowy. Miałam ochotę płakać i krzyczeć.
To naprawdę nie może być prawda!
Schowałam go głęboko w torbie i pojechałam do rodzinnego domu. Rodzice przywitali mnie z szerokim uśmiechem. Cieszyli się, że w końcu ich odwiedziłam. W ich towarzystwie nie płakałam. Nie mogłam ich martwić. Pytali jak mi się żyje samej w tym wielkim mieście, czy mam przyjaciół, co robię w wolnych chwilach. Odpowiadałam na wszystko nie wspominając jednak o Chen’ie. Nie musieli wiedzieć, że jestem skończoną idiotką.

Byłam u rodziców już ponad tydzień, ale testu nadal nie zrobiłam. Zbytnio się bałam.
Co jeśli wyjdzie pozytywny?
To będzie koniec świata!

Chen robił to ze mną nie z miłości, ale dlatego, że tak się umówiliśmy. Nie mogłam od niego wymagać aby teraz wziął za cokolwiek odpowiedzialność.
Powinnam była brać tabletki…
Zabezpieczać się w każdy możliwy sposób…
W końcu się zmusiłam i nasikałam na ten pieprzony test. Musiałam czekać dziesięć minut, a to było najgorsze. Czekanie…
Rodzice gdzieś wyszli zostawiając mnie samą w domu. Pewnie tylko dlatego zmusiłam się w końcu aby sprawdzić czy jestem w ciąży. Trzymałam w ręce ten głupi biały patyk i krążyłam z nim po salonie.
Dzwonek do drzwi.
Znieruchomiałam.
Rodzice jeszcze nie wrócili prawda?!- pomyślałam i od razu schowałam test w kieszeni i naciągnęłam sweterek aby zasłonić jego lekko wystającą część. Na palcach podeszłam do drzwi. Ktoś niecierpliwie zadzwonił jeszcze kilka razy. Wzięłam chyba z siedem głębokich wdechów i otworzyłam.
Doznałam mini zawału kiedy zobaczyłam przed sobą wystraszonego Chen’a.
- Dlaczego?- zapytał przerażony.
- Co?
Kompletnie go nie rozumiałam. Przez cały tan czas ignorowałam jego telefony i sms’y. Nie chciałam aby wiedział, że wyjechałam, a teraz stał przede mną. W moim rodzinnym domu oddalonym od Seulu o 300 km.
- Dlaczego wyjechałaś?
- Ja… Musiałam przemyśleć kilka spraw.
Chłopak nie czekając na zaproszenie wszedł do środka. Stanął na środku salonu patrząc prosto w moje oczy. Wyglądał na zmartwionego, przygnębionego.
- Chen…- zaczęłam biorąc kolejny głęboki wdech.- Nie możemy się już spotykać.- powiedziałam. Chłopak otworzył oczy zaskoczony.- Nie możemy już robić tego co robiliśmy… Nie chce.- dodałam ciszej.
- Ja też.- powiedział. Zdziwiłam się. Nie spodziewałam się, że powie coś takiego.- Nie chce tego robić kiedy jestem zestresowany, kiedy muszę jakoś rozładować stres.- prawie krzyknął. W tym momencie mój brzuch delikatnie mnie zabolał więc uniosłam do niego dyskretnie rękę.- Ja chce to robić aby okazać uczucie…- zaciął się na chwile.
- Jestem pewna, że dziewczyna z którą będziesz to robił będzie szczęśliwa.- mruknęłam powstrzymując nachodzące do oczu łzy.
- Ty nic nie rozumiesz?!- krzyknął w końcu.- To ty jesteś tą której chce udowodnić co czuje!
- Co?
- Kocham cię SooMin.- powiedział pewnie.- Kocham cię i nie chce cię stracić przez to co się działo. Chciałbym móc cie przytulić, pocałować, chodzić na zwykłe banalnie romantyczne randki, a nie tylko być z tobą w łóżku. Kiedy jednak to nastąpi chce ci mówić, że jesteś cudowna, że cię kocham i nic po za tobą kompletnie się nie liczy!
Nie wiedziałam co zrobić. W moich oczach pojawiły się łzy, które już po chwili spływały po policzkach. To było kompletne szaleństwo.
On czuje to samo…- pomyślałam.
- Nie wiem co powiedzieć…- szepnęłam. To nie była prawda. Chciałam mu wykrzyczeć, że kocham go jak nikogo na tym świecie.
- Powiedz prawdę… Powiedz co czujesz. Jeśli mnie nie chcesz, wyjdę i nie będziesz musiała mnie oglądać, ale jeśli jest chociaż cień szansy, że mnie zaakceptujesz…- przybliżył się do mnie delikatnie. Nie wytrzymałam i rzuciłam mu się w ramiona. Cudowne, niezapomniane uczucie. Nigdzie nie było równie cudownie, równie bezpiecznie jak w jego objęciach.
- Kocham cię Chen.- szepnęłam cicho płacząc w jego klatkę piersiową. Od razu odwzajemnił mój uścisk. Przytulał tak jakby w ramionach trzymał coś najcenniejszego. Coś czego nie chciał stracić.
W tym momencie coś stuknęło o ziemię tuż obok naszych stóp. Odruchowo spojrzałam co to. Było do podłużne, białe… Test.
- Co to?- szepnął jakby odruchowo.
- Test…- mruknęłam. Nie było sensu go okłamywać. Lepiej żeby wiedział od razu.- Test ciążowy…
- Ty jesteś…?- spojrzał na mnie zaskoczony. Zaskoczony, ale nie zły. To trochę podniosło mnie na duchu.
- Nie wiem. Właśnie chciałam to sprawdzić.- patrzyłam na biały przedmiot obok mojej stopy licząc na to, że w jakiś cudowny sposób sam znajdzie się w mojej dłoni. Bałam się.
Chłopak pochylił się podniósł owy przedmiot trzymając go do góry nogami. Podał mi go w ten sposób. Długo zwlekałam zanim na niego spojrzałam, ale w końcu trzeba było to zrobić. Wstrzymałam oddech nie spoglądając na chłopaka.
Jedna kreska…
Myślałam, że zemdleje z radości. Jedna kreska - nie jestem w ciąży. Chłopak patrzył na mnie wyczekująco nie wiedząc co się dzieje.
- Co znaczy jedna kreska?- zapytał.
- Nie jestem w ciąży.- szepnęłam z uśmiechem, a ku mojemu zaskoczeniu chłopak lekko zmienił wyraz twarzy.
- A już myślałem, że mogę się cieszyć.- powiedział lekko zmartwiony. Wprawił mnie tym w kompletny szok.- Ale trudno.- dodał z uśmiechem.- Mamy jeszcze na to czas.
Pochylił się i pocałował najczulej jak tylko potrafił. Zarzuciłam mu ręce na ramiona i oddałam pocałunek.
Było cudownie właśnie tak jak było. 










~Ohorat

środa, 13 maja 2015

Nietypowe~Sehun cz. 4 + przeprosiny

Hello my sunshine!
Przepraszam! To moja wina, że nie ma żadnych postów (Yehet). Miałam matury i niestety nie mogłam pisać ani nie miałam czasu dodać żadnego opowiadania. Naprawdę PRZEPRASZAM. Nie chciałam ani ja ani Ohorat was zaniedbać. Cóż to moja kolej na dodanie czegoś, więc cóż...
Ohorat też ma teraz wiele zaliczeń na studiach więc, również słabo u niej z czasem. Ale nadrabiam! Właśnie dziś dodaję kolejną część Sehuna!
Mam nadzieję, że wybaczycie mi to!




Tego dnia czułam się potwornie, miałam wrażenie, że moja głowa wybuchnie. Gardło bolało tak, że nie mogłam wypowiedzieć ani jednego słowa. Rano gdy się obudziłam blondyna już nie było. Spojrzałam na zegarek, dobiła godzina 13:00 dokładnie miałam pół godziny na dojście do pracy, a ja byłam jeszcze nie umyta, nie przebrana ani nic. Napisałam do KyungSoo, że możliwe iż się spóźnię, ale postaram się być jak najszybciej.  Gdy tylko wstałam z łóżka cały świat zaczął wirować, nie mogłam jednak nie iść do pracy. Biedny czarnowłosy miał urwanie głowy ostatnio.
Umyłam się i ubrałam najszybciej jak to tylko możliwe. Było mi strasznie zimno i gorąco na zmianę. Nie przejmowałam się tym, po drodze do pracy kupiłam tabletki na gardło i ssałam jedna po drugiej, aby nie czuć bólu nawet przez chwilę.Przebrałam się w jednej z restauracji w swoje dziewczęce ciuchy składające się z szarych rajstop, czarnej rozkloszowanej spódnicy oraz białej bluzki koronkowej na trzy czwarte rękaw.  Gdy dotarłam już do kawiarni zaskoczył mnie widok biegającego z tacą blondyna. Ubrany był w ciemne jeansy, koszulę w niebiesko czarna kratkę, oraz grube zimowe adidasy. KyungSoo śmiał się widząc go biegnącego między stolikami. Wczoraj faktycznie zagoniłam go do pracy, ale dzisiaj nikt mu tego nie kazał. D.O. nie lubił prosić kogoś o pomoc jeśli nie był on zatrudniony. Na przywitanie z chłopakami uśmiechnęłam się, bałam się cokolwiek powiedzieć aby nie czuć bólu gardła.
- Co ty taka blada?- zapytał czarnowłosy jak tylko stanęłam obok niego aby mu pomóc. Wzruszyłam ramionami udając, że nie rozumiem jego.
Godziny mijały, a ja czułam się coraz gorzej. D.O. kilkanaście razy prosił abym odpoczęła, poszła do domu. Co chwila kichałam, kaszlałam a do tego coraz bardziej kręciło mi się w głowie. Nie pozwalałam sobie sprawdzić temperatury. Gardło dalej bolało za to ja nie czułam języka całkowicie, przez te tabletki. Usiadłam na chwilę gdy nie było co robić akurat, poczułam jak przechodzą mnie kolejne dreszcze. Było mi cholernie zimno. Poczułam jak na ramiona zostaje zakładana mi bluza. Spojrzałam na ową osobę, która chciała mi pomóc. Był to KyungSoo. Tak ten chłopak troszczył się, martwił i pomagał wszystkim. Cudowny facet.
- Daj sprawdzę czy masz temperaturę- powiedział i przybliżył dłoń do mojego czoła. Uciekłam jak oparzona.
Doskonale wiedziałam, że ją mam. Ale gdyby on o tym wiedział na pewno wysłałby mnie do akademika, a ja nie mogłam na to pozwolić. Nie chciałam aby się przemęczał sam tutaj wszystko robiąc. Fakt SeHun z niewiadomych przyczyn pomagał nam, ale mimo to i tak było dużo roboty. A wszystko przez to, że było strasznie zimno na dworze. Zawsze o zimowej porze ludzie częściej chodzili do kawiarni. Poczułam jak czyjaś dłoń dotyka mojego czoła. Nie mógł to być D.O. bo stał naprzeciwko mnie, więc musiał to być blondyn. Spojrzałam na niego wystraszona.
- Masz gorączkę i to najprawdopodobniej bardzo wysoką- powiedział wściekły. Nie chcą słuchać kazań poszłam na zaplecze. Szybkie ruchy nie były dobrym pomysłem w przypadku kiedy w głowie wiruje wszystko. W jednej chwili zrobiło się ciemno, czułam jak tracę kontrole nad ciałem i zaczynam spadać.
Huk, krzyk, ciemność.
Pik, pik, pik, pik.
Zastanawiałam się skąd te dźwięki dochodzą. Strasznie bolała mnie głowa, otworzyłam delikatnie oczy. Było całkowicie ciemno, jedynie oświetlał wszystko blask księżyca widniejący zza okna. Przez dłuższy czas zastanawiałam się co się dzieje, dlaczego jestem prawie pustej białej sali. Rozejrzałam się dokładnie. Nic prócz łóżka szpitalnego, półki nocnej, jednego stołka obok łóżka i sprzętów medycznych nie było. Dopiero po chwili zaczęły docierać do mnie wydarzenia z przed mojego zemdlenia.
Leżałam na łóżku szpitalnym i czekałam na lekarza. W nocy gdy się obudziłam przypomniały mi się wszystkie wydarzenia. Gorączka, ból gardła, kaszel i katar. To wszystko doprowadziło, że znalazłam się w szpitalu. Chciałam tylko wiedzieć co mi jest i czy mogę już wrócić do domu. Nienawidziłam szpitali, bałam się ich nawet. Najgorsze co może być to być w szpitalu kiedy tak wiele jest do zrobienia.
- Dzień dobry – przywitał się miły męski głos. Spojrzałam w kierunku osobnika i zobaczyłam średniego wieku mężczyznę o średniej budowie ciała. Był wysoki, ale tez chudy, miał czarne włosy i duże okulary na nosie. Mimo wszystko wyglądał na miłego. Dokładnie przebadał mnie, sprawdził wszystko co było potrzebne. Gdy skończył zaczął zapisywać coś w mojej karcie. Patrzyłam na niego z wyczekiwaniem. W końcu podniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się blado. – Ma pani zapalenie krtani. Gdzie pani się tak załatwiła? Cóż… Musi pani zostać tu jeszcze kilka dni. Kiedy przyniósł panią tu pani chłopak była pani w potwornym stanie. Dlatego przespała pani tyle czasu- wytłumaczył mi wszystko. Jednak ja najbardziej zapamiętałam dwa słowa „pani chłopak” pomyślałam po chwili, że musiał się pomylić i stwierdził, że KyungSoo to mój chłopak. Bo kto inny mógłby mnie tu przenieść?
- SeHun nie chce żadnego jabłka!- wydarłam się. Z moim gardłem było już dobrze. Na zajątrz miałam zostać wypisana ze szpitala. Lekarze doprowadzili mnie do stanu idealnego wręcz. Nie kaszlałam, nie kichałam, nie musiałam milczeć przez ból gardła, ani też nie miałam zawrotów i gorączki.
SeHun odwiedzał mnie ku mojemu zdziwieniu codziennie. Okazało się, że to on mnie przyniósł do szpitala i sam powiedział lekarzowi, że jest moim facetem aby mógł być przy mnie. Wytłumaczył mi to jako, iż martwił się, że sam będzie musiał prać i gotować. Każdego dnia przychodził po zajęciach, nie wiem skąd ale zawsze przynosił mi skserowane notatki od kogoś z mojej grupy. Zdziwiło mnie, że w ogóle wie do jakiej grupy chodzę. W kawiarni był już wujek KyungSoo, więc pomagał mu ile mógł.  Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to cholerne uczucie gdy tylko blondyn był blisko. Zaczęło się od tego, że pocałował raz mnie na dobranoc gdy miałam jeszcze silną gorączkę. Zwykły całus w czoło a ja wariowałam jak głupia. Gdy ja go pocałowałam tamtego wieczora nie czułam tego… Nie aż tak. Zresztą byłam już w tedy bardzo chora.
- Jutro przyjdę pomóc ci wrócić do akademika. Nie powinnaś się przemęczać jeszcze przez najbliższy tydzień z tego co mówił lekarz. Więc abyś wróciła pełna sił i energii do służenia mi pomogę ci i zabiorę z tego szpitala jutro- uśmiechnął się łobuzersko. Dziwnie się poczułam po raz kolejny tego dnia. Gdy się uśmiechał moje ciało natychmiast reagowało, zaczynały mi się pocić dłonie, w brzuchu wszystko kręciło fikołki, a gardło zatykało się tak, że nie mogłam nic powiedzieć. – A teraz wybacz zaraz mnie stąd wygonią jak ostatnio, wiec lepiej sam pójdę- powiedziawszy to pomachał mi i wyszedł z pokoju szpitalnego. 


Minął tydzień od wyjścia ze szpitala, czułam się naprawdę dobrze. I fizycznie i psychicznie, nie licząc momentów kiedy SeHun był obok mnie. Czasem nie mogłam spać w nocy czując się dziwnie, przez to, że mieszkam z nim w jednym pokoju. Często się rumieniałam na samo wspomnienie o chłopaku. Zaczęłam znowu pracować w kawiarni z KyungSoo. Tęskniłam za nim i to cholernie. Przez natłok pracy nie mógł mnie odwiedzić w szpitalu, bo gdy kończył szpital już nie pozwalał na odwiedziny.
Wracałam z pracy powolnym krokiem. Dzisiaj zamknęliśmy z czarnowłosym kawiarnie wcześniej gdyż miał on z wujkiem przyjęcie z okazji rocznicy ślubu dziadków chłopaka. W sklepach zaczęły pojawiać się ozdoby świąteczne, na lampach ulicznych także były różne świecące ozdoby. Wyglądało tak pięknie wszystko. Zaszłam do jednej restauracji przebrać się w męskie ubrania. Weszłam do akademika, podpisałam się na liście i ruszyłam schodkami do góry. Mój pokój znajdował się na trzecim piętrze.  Mogłam skorzystać z windy, ale nie chciałam. Szłam spokojnie po schodkach nie przejmując się niczym. Byłam padnięta, marzyłam o tym aby położyć się i zasnąć. Już chciałam otworzyć drzwi do mojego pokoju gdy zobaczyłam coś na klamce… Białe, długie… Sznurówka… 
Na widok tego poczułam ból w sercu. Byłam wściekła i załamana. „Głupia nie potrzebnie robiłaś sobie nadzieje” pomyślałam. Jak mogłam wierzyć, że ten chłopak, tak cudowny, sprawiający, ze każda dziewczyna mięknie mógłby długo nie spotykać się z jakąś ślicznotką. Zrezygnowana usiadłam obok drzwi, oparłam głowę o kolana i zastanawiałam się co mam zrobić.
- Chcesz przenocować u mnie?- usłyszałam męski głos. Spojrzałam na ową osobę i wystraszyłam się. Stał i spoglądał na mnie wysoki chłopak, ciemna karnacja, pełne usta… Kai. Patrzyłam na niego zdziwiona.- Wiem co oznacza biała sznurówka, oboje na ten pomysł wpadliśmy - zaśmiał się.
- A-a ale… Co na to twój współlokator?- zapytałam.
-  Nie ma go. Wyjechał do rodziców na kilka dni bo niby nie ma żadnych wykładów- uśmiechnął się szeroko. Nie czekał na odpowiedź, złapał mnie za ręki i zmusiła abym wstała. Zaprowadził mnie kilka pokoi dalej.
Czułam się speszona… Musiałam udawać faceta, bo Kai nic nie wie o mnie. Z drugiej jednak strony zachowywał się dziwnie w stosunku do mnie. Traktował mnie właśnie jak dziewczynę… Podawał wszystko, częstował różnymi przekąskami, dał mi kocyk gdy chciał otworzyć okno aby przewietrzyć pokój. Naprawdę dziwnie…
- Wiem, że nie jesteś facetem- uśmiechnął się gdy już miał kłaść się spać. Wyszczerzyłam szeroko oczy, a on zaśmiał się. – No proszę cię, chyba nie myślałaś, że takiego playboya jakim jestem da się oszukać? Wiem, że SeHun też się domyślił. Oboje mieliśmy wiele dziewczyn i nie moglibyśmy tak po prostu dać się oszukać- mówił wszystko z taką lekkością. 





Mam nadzieję, że się podoba!
~Yehet