piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 3 ~ChanYeol

To bardzo trudne opowiadanie, ciężko jest je pisać mimo iż może nie wygląda na takie. To trudny temat bawić się emocjami, opizywać je. Opisywać rozdwojona rzeczywistość, tą w snach i tą prawdziwą. Takie pisanie to trudna sztuka. To moje wyzwanie i Ohorat. Jednak staramy się pisać to i pracujemy ciagle nad sobą. Pisałam juz kilka opowiadań majacych na celu coś więcej niżzwykły ff. Jednak to... To jest cholernie trudne bo wymagam od siebie wiecej niż zwykle pisząc je. Robimy to dla jednej osoby głównie, ale jest to też przeznaczone do wszystkich tych zagubionych, szukajacych czegoś innego... Ona ma wam pomóc na walkę z czymś wielkim. Walkę z własnymi lękami, własnymi przemyśleniami. Ma wam dać do myślenia jak i nam. Ma sprawić cośczego zwykłe słowa nie sprawia. Niechto opowiadanie będzie czymś więcej. Dla mnie jest to podwyższenie swoich umiejętności o które się obawiam. Mam wrażenie, że poziom nie wzrasta lecz spada... Jednak nie tylko to daje mi pisanie tego. Dzięki temu sama dogaduję się z własną wewnętrzną stroną lepiej. Nie wiem czywy tak czujecie czytając to, ale ja pisząc tak... 

Wasza Yehet!







Szłam po lesie nie rozglądając się dookoła. Znaczenie otaczającej mnie przestrzeni było niewielkie, równie dobrze mogłabym iść po plaży o zachodzie słońca. Przymknęłam na dosłownie chwilę powieki, wzięłam głęboki wdech. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się zachód słońca. Nie zastanawiało mnie jak to się stało, że tak szybko znalazłam się w tym miejscu. Mijali mnie ludzie z zamazanymi twarzami, albo po prostu nie chciałam widzieć ich twarzy. Wszystko było jakby za mgłą. Usłyszałam z dala dobiegające krzyki ludzi, nie potrafiłam określić czy są one radosne czy też może paniczne.
- Czym się różni radość od strachu?- zapytałam sama siebie.
- Czym się różni mężczyzna od kobiety?- zapytał męski głos. Spojrzałam za siebie, stał tam wysoki chłopak. Brązowe włosy, czekoladowe oczy, odstające uszy. Na jego twarzy widoczny był szeroki wyszczerz buzi ukazujący całe uzębienie.
- Naucz mnie tego- powiedziałam nie zważając na jego pytanie. Bo było kompletnie niedorzeczne. Każdy wie, że kobieta jest inna niż mężczyzna. Ale właściwie czemu? Nie miało to znaczenia.
- Zamknij oczy- posłusznie zrobiłam to o co prosił. Poczułam jak przybliża się do mnie, nachyla nade mną. Czułam jego usta tuż obok mojego prawego ucha. – Wyobraź sobie łąkę, piękne motyle, cudowny zapach kwiatów. Ty i ja. Razem. Wyobraź sobie, że czujesz przyjemne ciepło w środku. Tam gdzie bije twoje serce, powoli rozchodzi się po całym ciele, coraz dalej i dalej. Aż po koniuszki palców u stóp. Widzisz to?- spytał, delikatnie pokiwałam głową.
- Nie wiem czym jest piękno, nie potrafię określić jaki jest cudowny zapach kwiatów. Jednak myśl o tobie działa na mnie uspokajająco, powiedz mi czemu? – zapytałam. Zanim usłyszałam odpowiedź, kąciki moich ust na wypowiedziane przeze mnie zdanie uniosły się. Dość wysoko.


Obudziłam się w środku nocy, zalana potem, przed oczami stanęły mi obrazy z moich koszmarów. Rozwalone auto, drzewa, krew, potłuczone szkło, do tego czyjś męski głos chodził ciągle po mojej głowie. To wszystko nie dawało mi spokoju od kilku dni. Słone krople poleciały z moich oczu, znałam te uczucie, które właśnie mnie ogarnęło.
Ból.
Przeogromny ból.
Smutek.
Tęsknota za rodzicami, wprawiała mnie w przygnębienie.
Każdej nocy było dosłownie tak samo, wstawałam z płaczem, krzyczałam i rzucałam się na łóżku. Przybiegała jakaś pielęgniarka i wstrzykiwała mi środek uspokajający, zasypiałam. Dokładnie od tygodnia wszystko było takie samo. Mój każdy dzień od czasu przebudzenia się ze śpiączki był coraz gorszy. Coraz więcej sobie przypominałam, coraz więcej cierpienia doznawałam.
Kilka dni później zaczęła się terapia z psychologiem. Każdego ranka i wieczora przychodziła do mnie kobieta w średnim wieku. Wypytywała o wszystko i o nic. Próbowała nawiązać ze mną jakiś kontakt. Nie chciałam z nią rozmawiać, nie miałam o czym. Jednak kilka sesji z tą kobietą, a ja zaczęłam się odzywać. Pytałam ją o wszystkie szczegóły. Często odpowiadała, że sama muszę sobie przypomnieć wiele. Potwierdziła moją teorię wypadku, ale na pytanie jakim cudem ja przeżyłam nie odpowiadała. Z niewiadomych mi przyczyn mówiła, że nie może mi tego powiedzieć. Ciągle tłumaczyła, że wszystko co się stało podczas wypadku i jak to się stało muszę sam sobie przypomnieć. Ona opowiadała co mi jest, ile będę w szpitalu i starała się pozbierać myśli.
Pewnego ranka zaczęłam opowiadać jej o chłopaku, który miał brązowe włosy, odstające uszy i do tego szeroki uśmiech.  Sama nie wiedziałam skąd znam tego gościa, na początku myślałam, że mój umysł wyobraził sobie kogoś, potem, że tak wyobrażam sobie doktora tylko młodszą wersję.  Wszystko było nie tak jak trzeba. Jednak kilku pytań nie zadałam kobiecie nigdy. Mimo iż pewnie wytłumaczyłaby mi to jednak nie pomogłaby się ich nauczyć.  Byłam ciekawa co sprawia radość innym, jakie to uczucie, jakim uczuciem jest miłość. Poznałam same najgorsze z odczuć po przebudzeniu. Nadal szarpana między kilkoma negatywnymi emocjami nie byłam zdolna do zrozumienia tych dobrych. Błądziłam między smutkiem, żalem, złością, nienawiścią i przeogromnym bólem. Tęsknota za rodzicami sprawiała, że zaczynałam zagłębiać się w sobie i nie pozwalałam sobie na otwarcie. Nie rozmawiałam z nikim prócz panią psycholog. Mimo iż niewiele bo zazwyczaj zadawałam krótkie pytania, albo oddawałam krótkie odpowiedzi. Sama w swojej głowie szukałam odpowiedzi na kilkaset nierozwiązanych zagadek jakie były wokół mnie.
...
Chłodny wiatr rozwiewał moje włosy, czułam jak wszystko wiruje. Stałam ubrana zaledwie w białą koszulę nocną na ramiączkach, dość krótka w dodatku. Lodowate płytki w wielkim holu jakiegoś dziwnego miejsca sprawiały, że czułam jakby moje stopy stąpały po rozsypanych szpilkach. Było ciemno, z okna pod wpływem wiatru trzaskały co chwila. Poczułam strach. Zimno opatulało mnie całą. Co chwila przez moje ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze. Poczułam czyjeś dłonie na swoich ramionach. Wrzasnęłam tak głośno jak się dało jednak nic nie wydobyło się z mojego gardła, żaden dźwięk, żaden pomruk, nic. Odwróciłam się w stronę przybysza. Patrzył na mnie dużymi, czekoladowymi tęczówkami, delikatnie uśmiechał się, brązowe włosy zmierzwione od wiatru, odstające uszy. Całkowicie odruchowo schowałam się w jego ramionach przyciskając swoje ucho do jego klatki piersiowej. Jego bicie serca było czymś wyjątkowym, stało się to melodią, którą chcę słyszeć.  Tylko to się liczyło, on i jego melodia serca.