czwartek, 29 stycznia 2015

Nietypowe ~Sehun cz. 1

Em... Na wstępie powiem, że nie wiem czy jakiś sens jest dodawania tutaj moich opowiadań. Albo nikt nie czyta albo nie komentują... Jeśli jesteś daj znać co myślisz, naprawdę komentarze motywują mnie do pisania. Przyda się słowo krytyki jesli coś zrobiłam nie tak. Chce znać wasze przemyślenia i opinię po przeczytaniu moich wypocin. Wkładam w nie wiele serca, poświęcam wiele czasu.Wszystko robię dla fanów EXO lubiących czytać...
Trochę mam doła chyba...
Nieważne.
~Yehet.



Ps. Opowiadanie jest długie prawie 25 stron więc podzielę je na części. Chyba to nie kłopot?


- Czy panienka nie rozumie, że w tym akademiku nie ma już miejsca? Mogła panienka łaskawie zjawić się rano na zameldowaniu się, a nie mi przychodzić pod wieczór!- wykrzyczała stara, zrzędliwa, wredna do tego strasznie pomarszczona baba  od której śmierdziało fajkami na kilometr.
- A czy pani nie rozumie, że nie mam gdzie spać?!- również podniosłam głos. Bo cholera jasna jak to możliwe, że wszystkie pokoje dla dziewczyn są już oddane?!
 Wyprowadziłam się z małej wsi, wręcz uciekłam stamtąd. Moi rodzice nigdy mnie nie zmuszali do niczego, zawsze byłam ich oczkiem w głowie ale na wieść, ze chce wynieść się kilkaset kilometrów od  nich wpadli w szał. Chciałam zaznać lepszego życia, chciałam Zoś zobaczyć a jedyne co to mam pocałować klamkę ?? Nie mogłam na to pozwolić, zwłaszcza, że pokłóciłam się z rodzicami aby tutaj trafić. Załamana wyszłam z budynku i usiadłam bez sił na  kamiennych schodkach. Obok mnie przechodził wysoki blondyn z włosami postawionymi do góry, skurzana kurtka, okulary przeciwsłoneczne, idealnie dobrane ciuchy. Wyglądał jak model, a nie jak student.
- Do cholery jasnej Kai jak możesz przyjechać dopiero w przyszłym tygodniu?! Jak mi przez ciebie kogoś do pokoju wcisną to cię uduszę!- powiedział oburzony do telefonu i się rozłączył. Szybko odwróciłam wzrok od niego aby czasem nie przyczepił się, że mu się przyglądam.
 Godzinę spędziłam na siedzeniu przed budynkiem zastanawiając się co mam robić, do głowy nic nie przychodziło mi. Nikogo tu nie znałam, nie miałam pojęcia gdzie mogę przenocować, a co najważniejsze nie miałam przy sobie praktycznie pieniędzy. Starczyłoby zaledwie na kawę i jakąś drożdżówkę. Zrezygnowana ruszyłam w kierunku mi nieznanym. Do oczu naszły mi łzy ale nie chciałam pozwolić im skapnąć. Nie mogłam na to pozwolić. Przechodząc obok jakiejś restauracji zobaczyłam jak pewna grupka młodzieży ogląda w niej pewną dramę. Doskonale znałam ją. Opowiadała o dziewczynie, która przebrała się za chłopaka aby jej brat nie został wywalony z zespołu. To właśnie wtedy zrodził się mój jakże chory plan na zdobycie zakwaterowania.
- Dobry wieczór pani, czy jest może wolne miejsce?- zapytałam tej samej kobiety, która wygoniła mnie stąd jakiś czas temu. Tym razem miałam większe szanse, pokoje dla chłopców były jeszcze wolne niektóre. Modliłam się w duchu aby mnie nie rozpoznała. Założyłam moje luźne dresy, które kiedyś zabrałam bratu przed jego wyjazdem za granicę. W jakimś głupim sklepie całodobowym dorwałam dość dobrej jakości perukę, w publicznej toalecie lustra ni były czyste, ale raczej nie mogłam się tak bardzo pomylić co do ocenienia mojego wyglądu. Przypominałam chłopaka przynajmniej w połowie!
- Ach dobry wieczór młodzieńcze! Oczywiście, że jest wolne miejsce!- zaskakująca zmiana, wystarczyło zmienić się w chłopaka i już kobieta była milsza.
Szybko podała mi klucz od jednego z pokoi, kazała podpisać różne deklaracje i tutaj się wystraszyłam. Bo jak ja mam się podpisać?! Użyłam imienia mojego brata, który był starszy zaledwie o rok i tak właściwie to on powinien studiować na pierwszym roku, a nie ja. Poszłam do szkoły o rok wcześniej i takim sposobem studiuję wcześniej. Mój brat wyjechał za granicę mając nadzieję na poznanie swojej miłości. Miał dziwne pomysły i wylot do Europy był jednym z nich, ale ku mojemu zdziwieniu powodzi mu się tam! Postarałam się możliwie jak najszybciej zniknąć z oczu starej baby.
Nie długo zajęło mi szukanie odpowiedniego pokoju, lecz gdy weszłam napotkała mnie nie miła niespodzianka. Moim współlokatorem okazał się ten naburmuszony model, którego spotkałam przed budynkiem.  W pokoju było duszno, czułam zapach papierosów, muzyka głośno grała, do tego na jednym z łóżek leżał półnagi blondas z jakąś długonogą brunetką, która siedziała na nim i molestowała językiem klatkę piersiową. Nie będę ukrywać, że miał bardzo ładnie ja wyposażoną, ale bez przesady do cholery jasnej! Oboje nawet na mnie nie spojrzeli zajęci obmacywaniem swoich ciał. Rzuciłam wściekła torbą na biurko stojące tuż przy drzwiach. Dopiero wtedy się odwrócili.
- Coś ci się pomyliło koleś, ten pokój jest mój- powiedział chłopak w taki sposób jakby chciał mnie zrównać z poziomem podłogi.
- Coś mi się zdaje, że nie tylko twój. Niech ta mała się stąd wynosi jak najszybciej, albo zrobię tu taką aferę, że każdy tu się zleci- wysyczałam możliwie jak najmniej kobiecym głosem. Dziewczyna speszona wybiegła zabierając swoją torebkę, leżącą na podłodze. Chłopak usiadł na łóżku i patrzył wrogo na mnie.
Rozejrzałam się spokojnie po pomieszczeniu, podeszłam do jednego z łóżek, które było pod oknem i usiadłam na nim. Chłopak zajmował łóżko naprzeciwko mojego, pomiędzy nami było kolejne biurko, które jak się zorientowałam on zajął. Tuż obok wejścia znajdowały się drzwi do łazienki. Wstałam aby zacząć się rozpakowywać, gdy poczułam jak blondyn chwyta mnie za ramię i popycha na ścianę. Nasze twarze były stanowczo za blisko siebie. Zaczęłam się denerwować, że zaraz wyda się iż jestem dziewczyną, a nie chłopakiem.
- Koleś jeszcze raz w taki sposób zniszczysz mi zabawę, a uwierz zrobię ci piekło- powiedział poważnie, a ja nawet nie odpowiedziałam. Utrzymywałam tylko kontakt wzrokowy starając się nie dać po sobie niczego poznać. – Tak właściwie czy my się nie znamy?- zapytał przekrzywiając głowę na bok. Wystraszyłam się jeszcze bardziej. Już chciał coś powiedzieć, ale w jego kieszeni od spodni zawibrował telefon. Wyjął go szybko i odebrał.- Kai zamorduję cię! Przydzielili mi jakiegoś niedorajdę!- wykrzyczał wściekły, a ja gdy to usłyszałam nie mogłam się powstrzymać i nadepnęłam z całej siły go na stopę. Korzystając z okazji wbiegłam do toalety zamykając się w niej na zamek.
Siedziałam w toalecie jakąś godzinę, przez ten czas chłopak nie przestawał się wydzierać, że już po mnie. Dopiero gdy zamilkł odważyłam się wyjść. Blondyn odpuścił sobie zemstę, leżał na łóżku i bawił się swoim telefonem. Poczułam, że robię się głodna więc wyciągnęłam z torby to co dała mi moja mama na zgodę przed wyjazdem. Czyli jej specjalność, spakowała mi w pojemnik ryż z warzywami i kurczakiem. Nawet na zimno smakuje przepysznie. Miałam tego dość sporo wygrzebałam z torby dwa talerze i nałożyłam na oba.  Chciałam się pogodzić z chłopakiem jakoś, w końcu mamy mieszkać ze sobą… Postawiłam na jego biurku porcję dla niego. Nawet nie spojrzał na to. Odchrząknęłam aby zwrócić tym na siebie uwagę, ale on dalej nic.
-Przepraszam, za nasze niefortunne poznanie się…- wybełkotałam wreszcie. – Może zaczniemy od początku? Nazywam się SungHyun.
- Nie pieprz bzdur, oboje wiemy, że nie nazywasz się SungHyun. Jak dziewczyna może mieć męskie imię?- zaskoczyło mnie to. Myślałam, ze się przesłyszałam. Ale on spojrzał na mnie poważnie. – Nie interesuje mnie dlaczego udajesz faceta ale masz się stąd wynieść- powiedział chłodno.
- O czym ty mówisz?- powiedziałam ledwo słyszalnie.
- Nie udawaj, nie jestem głupi.  To ty siedziałaś na schodkach przed budynkiem- poczułam jak ręce zaczynają mi się pocić.
- Proszę cię wysłuchaj mnie…- urwałam. Bo niby co miałam powiedzieć. Sam oznajmił, że go to nie obchodzi.
- Jutro masz znaleźć sobie zakwaterowanie gdzie indziej.
- Ale…- nawet nie dał mi nic powiedzieć, założył słuchawki na uszy i zamknął oczy.
Całą noc zastanawiałam się co zrobić. Jak przekonać chłopaka, aby mnie nie wyrzucał. Nic mi nie przychodziło do głowy. Ledwo słońce wyszło ja poszłam wziąć prysznic, owinięta już w ręcznik przeglądałam się w lusterku zastanawiając się co robić… Spostrzegłam, że nie wzięłam żadnych ciuchów na przebranie do łazienki, mając nadzieję, że chłopak śpi wyszłam  z pomieszczenia. Na mój pech chłopak nie spał i właśnie zamierzał wyjść z pokoju. Szybko znalazłam się przed drzwiami. Zdesperowana zasłoniłam je swoim ciałem. Chłopak dziwnie patrzył na mnie, dopiero wtedy zrozumiałam, że jestem prawie naga. To jednak mnie nie powstrzymało, twardo podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy. Miałam łzy w nich, ale wiedziałam, że  to ostatnia moja szansa na to aby go przekonać jak wyjdzie z pokoju już nigdy mi się nie uda.
- Znikaj stąd zanim zleci ci ręcznik – powiedział śmiejąc się bezczelnie.
- Zrobie co tylko chcesz, ale pozwól mi tu zostać- mój desperacki ton głosu był strasznie płaczliwy. Chłopak dziwnie się uśmiechnął.
- Wszystko?- spytał i zbliżył swoją twarz do mojej, poczułam jego oddech na swoim policzku. Głośno przełknęłam ślinę. Kiwnęłam delikatnie głową. – Nawet jeśli to będzie coś okropnego, złego i nie do zrobienia?- również przytaknęłam.  – A jeśli którejś nocy będę chciał na przykład abyś właśnie w takim ręczniku mi usługiwała? Albo co gorsza będę się do ciebie dobierał? Nie boisz się?- spytał i oblizał znacząco dolną wargę.
- Spróbuj tylko a urwę ci te klejnoty!- powiedziałam hardo. A on zaśmiał się.
- Zastanowię się- powiedział i pchnął mnie na ścianę a sam wyszedł z pokoju.
Na uczelnię poszłam dwie godziny wcześniej niż powinnam i dobrze, że to zrobiłam! W tym wielkim mieście nie mogłam się odnaleźć, mimo nawigacji, która wczoraj mnie nie zawiodła w poszukiwaniu akademika tak w poszukiwaniu uczelni myślałam, że umrę! Tym bardziej, że targałam ze sobą wielką torebkę wypchaną ubraniem na przebranie aby wejść do akademika. Cieszyłam się, że posiadam wiele uniwersalnych ciuchów. Nigdy nie ubierałam się typowo kobieco, zawsze wybierałam coś co pasowało i do faceta i dziewczyny. Cóż jestem ze wsi, tam nikt nie przywiązywał uwagi do tego jak się ubieram zwłaszcza, że nie było żadnej dziewczyny w moim wieku. Przyjaźniłam się z samymi chłopakami od małego.
Wchodząc do wielkiego budynku poczułam stres. Dzisiaj miał być tylko apel z okazji rozpoczęcia dla pierwszego roku. Ubrałam specjalnie z tej okazji czarną spódniczkę rozkloszowaną, koszulę w biało-niebieską kratkę oraz czarne sandałki na koturnie. O dziwo bez trudu odnalazłam aulę, w której miał się odbyć apel. Porozstawiane były krzesełka, które w większości były pozajmowane. Zdziwiłam się ile pierwszoroczniaków jest na tym uniwersytecie. Usiadłam spokojnie na jednym z krzesełek, rozglądnęłam się dookoła. Wszyscy patrzyli na mnie jakoś dziwnie. Każdy był w jakiejś grupce tylko ja siedziałam samotnie. Nie długo, bo zaraz ktoś koło mnie usiadł. Zanim spojrzałam kto to poczułam przyjemny zapach męskich perfum. Ktoś ma bardzo dobry gust – pomyślałam i odwróciłam się aby spojrzeć na osobnika. Omal nie zleciałam z krzesła gdy zobaczyłam wysokiego blondyna, w niebieskiej koszuli, czarnych spodniach i ciemnych okularach na nosie. Nie kto inny jak mój współlokator.
- Nie wyglądasz źle, ale w ręczniku jest ci lepiej- zachichotał bezczelnie, na co zaczerwieniłam się potwornie.
Przez cały apel nie mogłam się skupić nie pozwalał mi na to chłopak siedzący obok. Ten blondyn działał na mnie dość dziwnie. Denerwował mnie a jednocześnie ciekawił. Po tym całym rozpoczęciu szybko zniknęłam z uniwerka, chciałam iść do wielu miejsc, w których rzekomo były wolne etaty. Potrzebowałam pracy, nie miałam z czego się utrzymywać. Rodzice obiecali przelać tylko w tym miesiącu kasę, a już w przyszłym miałam radzić sobie sama. Odwiedziłam kilkanaście kawiarni, kilka bibliotek, a nawet kwiaciarnię! Wszędzie już kogoś mieli. Zrezygnowana , wiedziona zaledwie przez moją nawigację w telefonie ruszyłam w kierunku akademika. Po drodze rozglądałam się dookoła, abym mogła zapamiętać drogę, tak aby więcej nie korzystać z nawigacji. Zatrzymałam się obok bankomatu, aby wypłacić pieniądze, które już powinnam mieć na koncie. Były na moje szczęście. „ Chociaż tyle dobrego”- przeszło mi przez głowę. Weszłam do kawiarenki znajdującej się niedaleko akademika, mając nadzieję na dobrą kawę. Za ladą stał niewysoki ciemnowłosy chłopak, miał duże oczy, które w połączeniu z jego ustami w kształcie serduszka były przeurocze. Stał za ladą i szykował jakieś zamówienie. Usiadłam na jednym z krzesełek tuż przy barze opierając głowę na dłoniach.
- Ciężki dzień?- usłyszałam . Spojrzałam na ciemnowłosego i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Można tak powiedzieć… Powiedz mi jak to możliwe, że w tak wielkim mieście nie ma pracy dla biednej pierwszorocznej studentki?- powiedziałam zrezygnowana. Chłopak zaśmiał się, ale wcale mnie to nie uraziło. Jego głos był bardzo przyjemny dla ucha.
- A jakiej pracy szukasz?- zapytał podając mi karmelowe latte. – Na koszt firmy- uśmiechnął się.
- Dziękuję- odpowiedziałam grzecznie i spojrzałam na kilka propozycji ciastek w menu. Miałam ochotę na cos bardzo, ale to bardzo słodkiego!- Każda praca by mnie interesowała, ale w sumie zawsze chciałam pracować w takiej branży jak ty. Kawa to coś cudownego, a kawiarnie zawsze są miłe i przytulne- takie miałam wyobrażenia. Cóż u mnie na wsi nie ma takich miejsc, jest tylko sklepik spożywczy. Ale wiele się naoglądałam dram i z nich zaczerpnęłam pomysł o kawiarni. Jak byłam młodsza mówiłam, że sama taką otworzę kawiarenkę.
- Poczekaj chwilkę- powiedział chłopak i zniknął gdzieś na zapleczu. Wrócił po chwili z wielkim bananem na buzi, te jego usteczka jeszcze lepiej wyglądały. Naprawdę jak Boga kocham, jak serduszko! Uroczy. – Od kiedy możesz zacząć pracować?- zapytał, co mnie zbiło z tropu.
- Nawet od dzisiaj- zaśmiałam się. – A co może mi powiesz, że to twoja kawiarnia i mnie zatrudniasz bo ci mnie cholernie szkoda?
- Nie i nie. To kawiarnia mojego wuja, szukaliśmy kogoś do pomocy. W sumie większość robię, ale potrzeba kogoś kto by umył stoliki, podawałby do stolików gdy ja jestem zajęty i takie różne. Jeśli nie chcesz no to nie- powiedział i odwrócił się jakby znowu chciał zniknąć za drzwiami zaplecza.
- Poczekaj! – powiedziałam pewnie. – Z nieba mi spadłeś z tą pracą! Mogę już zabrać się do pracy!- wyszczerzyłam ząbki w uśmiechu.
- Zaczniesz od jutra- zaśmiał się.
Oto w ten sposób zostałam pracownicą kawiarenki „ Good Coffee”. Zapoznałam się z chłopakiem, który jak się okazało ma na imie KyungSoo. Powiedział mi, że szef bywa tylko z rana kiedy on sam jest na zajęciach. Cóż chłopak studiował na drugim roku i co najlepsze na tym samym uniwersytecie co ja! Posiedziałam tam jeszcze jakąś godzinę i wyszłam bardzo uradowana. Cieszyłam się, że będę miała pracę. Na jutro miały być dokumenty do podpisania, miałam mieć godziny dopasowane do grafiku zajęć co było jeszcze lepszą informacją. Chłopak bardzo się cieszył, że będę tam pracować. Mówił, że już trochę był zmęczony pracą za dwóch. Wzięłam na wynos dwie kawy i do tego dwie porcje ciastka „bomba czekoladowa”. Pomyślałam, że dobrze będzie jeśli będę miła dla mojego współlokatora. W jednej z restauracji tuż przy akademiku w łazience przebrałam się  w ciuchy i perukę. Wchodząc do budynku nawet nie spojrzałam na siedzącą w portierni starszą kobietę, która była taka nie miła dla mnie poprzedniego wieczora.
Weszłam po cichu do pokoju, jakby z obawy, że mogę zostać wyrzucona w każdej chwili i za wszystko co zrobię źle. Nikogo nie było w pomieszczeniu, z łazienki również nie dochodziły żadne dźwięki. Otworzyłam okno aby się odświeżyło i poszłam wziąć szybki prysznic. Rozebrałam się rzucając ciuchy na podłogę. Perukę rzuciłam gdzieś w kąt. Ciepły strumień wody oblewał moje ciało, tak przyjemnie. Tęskniłam za domową łazienką, dużą wanną, w której mogłam się położyć. Ale musiałam przyzwyczaić się, do dużych zmian w moim życiu.  Usłyszałam jakieś odgłosy dochodzące z pokoju, ledwie zdążyłam się zawinąć w ręcznik a już ktoś wszedł do łazienki. Tym kimś okazał się nie kto inny jak wysoki blondyn.
-Wyjdź!- wypiszczałam, starając się jak najmocniej trzymać ręcznik.
- Jak ładnie poprosisz- zaśmiał się chamsko.
- Błagam cie wyjdź stąd!- wykrzyczałam zażenowana. Czułam na sobie jego spojrzenie, takie dziwne… Jego mina była dla mnie dość niezrozumiała. Coś w środku mówiło mi, że to wzrok pożądania. Delikatnie przegryzł dolną wargę i wyszedł z łazienki. Ubrałam się tak szybko jak to możliwe i wyszłam z niej nie patrząc na chłopaka. Wybełkotałam tylko, że kupiłam mu kawę i ciastko i rzuciłam się na łóżko przykrywając szczelnie kołdrą.
-Jeśli chcesz tu zostać musimy ustalić jakieś zasady- powiedział spokojnie. Spojrzałam na niego zdziwiona.
Ustaliliśmy, że dwa razy mam sprawdzać czy zamknęłam drzwi do łazienki. Nie paraduję w żadnych krótkich spodenkach czy tak jak rano w ręczniku. Jak to powiedział „ chyba, że chcesz wylądować ze mną w łóżku”. Zachowuję się cicho i kiedy on zawiesza białą sznurówkę na klamce od drzwi do pokoju nie wchodzę. To miało być znakiem, że jest u niego jakaś dziewczyna i nie potrzebuje żadnych świadków. Mam też robić wszystko czego on zapragnie, za to on nie będzie mnie napastował w żaden sposób i utrzyma mój sekret w tajemnicy.
- Wypadałoby abyś wiedział jak się nazywam… Mam na imię Choi SunYeon- wymruczałam cicho.
- Mhm…- jedyne co usłyszałam w odpowiedzi. Założył słuchawki zamykając się w swoim świecie. Nawet nie powiedział jak sam się nazywa! Za grosz kultury ten człowiek nie ma.





Na tym kończy się pierwsza część. 
Jesteś ? Daj znać.

~Yehet

piątek, 23 stycznia 2015

My Galaxy Pincess ~YiFan

Wiem, wiem. YiFa pojawia sie tutaj chyba już czwarty raz. Ale cóż jestem dumna z tego opowiadania tak bardzo, że muszę się nim podzielić już!
Przed chwilą je skończyłam więc je oddaję jak najszybciej.
Jest to pełne spokoju i słodkości opowiadanie. Cóż odciągnęło mnie od tych, które są w trakcie tworzenia. Oba mają w sobie wiele zagmatwanych spraw oraz nie wszystko jest kolorowe w nich. To miało być odskocznią. Poza tym gdy je zaczęłam pisać wyszło zdjęcie YiFan'a ze swoją filmową córką!
Miłęge czytania !


Siedziałam na tapczanie wśród kilkunastu kartek zapisanych małym druczkiem. Zakuwałam do egzaminów i miałam wrażenie, że zaraz usnę. Była godzina pierwsza w nocy, a ja zakuwałam. Zaczęłam studiować na nowo. Trzy lata temu będąc na pierwszym roku musiałam przerwać naukę. Zaszłam w ciążę, ojciec dziecka nie uciekł od odpowiedzialności i zajął się mną i naszą córką. Oboje darzyliśmy siebie zawsze dużym uczuciem. Poznałam go w liceum, starszy ode mnie o trzy lata, jednak doskonale się dogadywaliśmy. Ciąża nie była planowana jednak nigdy nikt nie mógł powiedzieć, że nasza mała ślicznotka nie jest kochana.
Wu Yifan, oświadczył mi się zaraz po tym jak dowiedział się o ciąży. Odmówiłam mu za pierwszym razem, gdyż miałam wrażenie, że nie robi tego dlatego iż tak bardzo mnie kocha. Zresztą nigdy nie byłam dziewczyną pragnącą wyjść za mąż i mieć gromadkę dzieci. Pokochałam Yifana i to on sprawił, że moje nastawienie się zmieniło. Długo musiał mnie przekonywać, że jego intencje nie są kierowane poczuciem obowiązku. I tak się stało, że rok temu w trzecie urodziny naszej córki, które oczywiście zostały zorganizowane z „pompą” oświadczył mi się ponownie i zgodziłam się. Ciężko było o małą imprezę skoro nasza mała miała aż 11-stu wujków!
YiFan jest członkiem grupy przyjaciół, z której zrodził się pomysł na wspólne trenowanie tańca, śpiewu i rapu. We wszystkich kategoriach mój narzeczony był świetny. Cóż spotykali się we własnym zakresie, od początku do końca to ich pomysł na spędzanie razem czasu. Jednak każdy jakoś z tego czerpie inne zyski niż dobra zabawa. Dzięki temu każdemu z nich łatwiej jest w swoich pracach. Mój narzeczony zarabia wystarczająco aby utrzymać naszą małą rodzinkę. Nigdy niczego nam nie zabrakło. Zarabia jako model, photomodel, czasami nagrywa piosenki do filmów i sam pisze teksty do nich. Wszechstronnie uzdolniony, jednak czasem czuje, że gdyby nie ja i nasza SoHee mógłby osiągnąć coś więcej. Chłopak ciągle mnie zapewnia, że nie zamieniłby nas na żadną karierę świata. Ale on naprawdę ma wielki talent! Często czułam się źle z tym, że nie mogłam pomóc chłopakowi w utrzymywaniu nas. Faktycznie dorabiałam w kawiarence niedaleko nas ale to tylko weekendami mogłam tam pracować. Tylko wtedy Kris był w domu i mógł popilnować małej. Ale szybko kazał mi zrezygnować z tej pracy gdyż praktycznie się nie widywaliśmy. A drugim powodem rezygnacji z zarabiania była właśnie SoHee. Nasza córka do trzech lat była chorowitym dzieckiem, miała słabą odporność i szybko łapała choroby. Wszystko dlatego, że urodziła się miesiąc za wcześnie. Jednak od roku jest już wszystko dobrze.
Mam 22 lata, czteroletnią córkę i narzeczonego o 3 lata starszego. Zaczynam studiować od początku. Jak to możliwe, że cztery lata temu byłam już na pierwszym roku studiów? W wieku trzech lat mi rodzice wyjechali do Kanady, tam właśnie poznałam Krisa. On przeprowadził się tam na krótszy okres czasu i dużo później niż ja. Jednak oboje załapaliśmy szybko kontakt ze sobą. Niestety wyjechał gdy skończył szkołę, ja zrobiłam to samo kilka lat później. Dy znowu się spotkaliśmy zaczęliśmy chodzić ze sobą od nowa. Rodzice i moi jak i jego wiedzieli, że wrócimy do siebie. Przez cały czas rozłąki każdego dnia rozmawialiśmy kilka godzin przez kamerkę internetową, odwiedzaliśmy siebie nawzajem.  Związek na odległość ciężka sprawa, ale my ja przezwyciężyliśmy. Znałam język ojczysty gdyż mój ojciec uważał, że to byłoby niewybaczalne gdybym się go nie nauczyła perfekcyjnie. Sama też chciałam go dobrze znać, czułam wewnętrzną potrzebę poznania kultury rodzinnej i innych takich. Kilka miesięcy później zaszłam w ciążę.  Tak naprawdę nasza córka miała trzy lata jednak w Korei ludzie liczą pierwszy rok już w brzuchu matki.
Do moich uszu doszedł dźwięk otwieranych drzwi. Oznaczało to, że Kris wrócił do domu. Szybko wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam odgrzać mu posiłek. Chłopak zawsze wracał tak późno w piątki. Właśnie w piątkowe wieczory wraz z chłopakami ćwiczyli przez kilka godzin. Przywitał się ze mną całując w czoło i ruszył do łazienki wziąć prysznic. W tym czasie zaparzyłam mu herbatę i odgrzałam ryż z warzywami i kawałkami smażonej wołowiny. Gdy wyszedł z łazienki posiłek czekał już na stole a ja zamierzałam wyjść z kuchni aby iść posprzątać w pokoju, gdzie walało się pełno notatek.
- Nienawidzę gdy nie mogę zjeść z tobą i SoHee posiłku- powiedział naglę a ja spojrzałam na niego zdziwiona. Nigdy nie mówił o swoich uczuciach tak wprost. Cóż okazywał je jednak nie za często można usłyszeć z jego ust coś takiego.
- Jedliśmy przedwczoraj razem – uśmiechnęłam się pocieszająco. Zawsze uważał, że rodzina powinna jeść razem, tak był wychowany. Jednak obowiązki go przytłaczały tak, ze nie mógł zjawiać się na obiad i wracał nawet po kolacji. Nie przeszkadzało mi to, jemu też zazwyczaj nie. Przyzwyczailiśmy się do tego. Pomyślałam, że coś musiało się stać, że tak nagle zaczął o tym mówić. Usiadł na krześle i pociągnął mnie za rękę sadzając sobie na kolanach. – Coś się stało?- spojrzałam na niego. Nie potrafiłam odczytać z jego twarzy nic konkretnego, widziałam tylko przygnębienie lekkie. Nie odpowiedział tylko przytulił się do mnie kładąc głowę na mojej klatce piersiowej. Wsłuchiwał się przez dłuższy czas w rytm bicia mojego serca a potem pocałował mnie delikatnie w usta i pokiwał głową na „nie”.
- YiFan… Musimy porozmawiać- powiedziałam siadając w salonie. Chłopak właśnie bawił się z naszą córką w budowanie zamku z drewnianych klocków. Był niedzielny wieczór, a ja musiałam z nim poważnie porozmawiać.
- SoHee idź pomaluj u siebie w pokoju dobrze?- powiedział i uśmiechnął się do dziewczynki. Ta skinęła głową i pobiegła. Zawsze mieli dobry kontakt ze sobą, chłopak zazwyczaj rozpieszczał ją jak tylko się dało, a ja potem miałam problemy , gdy mała narozrabiała. Nie psociła na szczęście aż tak często. – Co się stało?- spojrzał w moją stronę zdziwiony.
- Bo wiesz pamiętasz te egzaminy co zdawałam aby móc zacząć studiować?- spytałam chłopaka a on skinął głową i patrzył na mnie wyczekująco.- Zdałam je- uśmiechnęłam się delikatnie. Powinnam skakać do góry i piszczeć z radości jednak pewien problem mi to uniemożliwił.
- No to gratulację! Czemu się nie cieszysz?- spytał i przytulił mnie do siebie.
- Bo widzisz… Chcę puścić SoHee do przedszkola- powiedziałam i wstrzymałam oddech. Rozmawialiśmy o tym, ale miałam brać studia zaocznie, jednak nie ma możliwości takich teraz. Dopiero za rok, a ja nie chciałam czekać dłużej. Chciałam już studiować, a na dziennych było miejsce.
- Ale dlaczego? Przecież w weekendy jestem w domu zazwyczaj albo moja mama mogłaby pomóc też- powiedział zdziwiony.
- Tylko na zaocznych nie ma miejsca… I muszę na dzienne. YiFan ja naprawdę nie chcę dłużej zwlekać z zaczęciem studiowania- powiedziałam i wtuliłam się w niego nie chcą widzieć jego wyrazu twarzy. Chwilę tak siedzieliśmy, aż chłopak westchnął w końcu. Nigdy nie chciał oddać małej pod opiekę obcych. Nie ufał im. A tak naprawdę bał się o swoją małą księżniczkę.
- Jeśli tego naprawdę chcesz… Ale jeśli SoHee nie będzie umiała zaadaptować się w przedszkolu? Albo przedszkolanka jej będzie wiedźmą?!- powiedział przerażony.
- Damy ją do przedszkola pod opiekę mamy MinAh- uśmiechnęłam się delikatnie. MinAh to moja przyjaciółka,

Biegałam po kuchni szykując niesamowite babeczki babci. Czemu taka nazwa? Bo uwielbiałam je, a przepis pochodził właśnie od mojej babci. Sama go stworzyła i dała mi abym również i ja mogła dzielić się ze swoją córką nimi.  Zazwyczaj właśnie robiłam te babeczki wraz  SoHee, mimo tego, że jest jeszcze mała to zawsze bierze czynny udział w robieniu tych pyszności. Taki sam z niej łakomczuch jak z YiFan’a. Dziś specjalnie robie je w czasie drzemki dziewczynki, jak wstanie jedziemy wszyscy do rodziców chłopaka. Cóż trzeba im powiedzieć co decydujemy ze sprawą moich studiów. Moi rodzice wiedzieli już wszystko dzięki temu, że wczoraj przyszli wieczorem na s odwiedzić. Zaproponowali, że pomogą w każdy możliwy sposób i jak zwykle mimo iż YiFan stanowczo odmówił pomocy pieniężnej bo stać nas na wszystko i tak, to moi rodzice powiedzieli, że zapłacą za przedszkole. Nasza SoHee jest ich oczkiem w głowie i rozpieszczają ją tak jak ojciec dziewczynki. Po tym wszystkim godzinę musiałam uspokajać chłopaka, który był bardzo obudzony tym, iż chcą nam pomagać pieniężnie.
Cóż nasze dochody pochodzą nie tylko z jego pracy jako modela i kompozytora. Chłopak ma 30% udziałów w rodzinnej firmie, którą zarządza jego ojciec. Dostał je w dniu wkroczenia w dorosłe życie. Jego matka posiada również 30% resztę posiada Pan Wu. YiFan nie musi zjawiać się w firmie każdego dnia, wystarczy, że wie co się w niej dzieje i zjawi się na co miesięcznych obradach. Mimo wszystko pomaga ojcu bardzo często, doradza mu a także spotyka się z różnymi biznesmenami. Tak czy siak wychodzi na to, że na brak pieniędzy nie cierpimy. 
Właśnie miałam wyciągnąć ostatnią partię babeczek, gdy ktoś podszedł i złapał mnie w pasie tuląc do siebie. Tym ktosiem okazał się mój narzeczony. Zaśmiał się cicho widząc moje zaskoczenie.
- Nie mam ochoty jechać dzisiaj do rodziców- powiedział. Zdziwiło mnie to, bo był bardzo związany z nimi i gdy tylko mogliśmy odwiedzaliśmy ich.
- A co to się stało?- spytałam śmiejąc się.
- Po prostu jest dzisiaj tak pięknie, idźmy razem na spacer jak mała wstanie- pocałował mnie w szyję delikatnie a ja skinęłam głową. Wyraźnie czułam, że go coś męczyło, ale on nie lubił zwierzać mi się ze swoich problemów. On nikomu się nie zwierzał z problemów. Chyba, że był To ChanYeol i wtedy tylko jak wypili już trochę.
- Zróbmy tak pójdziemy na pieszo do twoich rodziców co ty na to? Musimy się z nimi spotkać, mała dawno ich nie widziała a poza tym ja zrobiłam babeczki- uśmiechnęłam się ciepło do niego. Skinął głową i poszedł do pokoiku małej, gdyż właśnie zaczęła go wołać oznajmiając tym, że wstała.
Piliśmy herbatę w domu państwa Wu, nigdy nie czułam się przy nich źle. Lubili mnie a ja ich, zawsze nas wspierali i pomagali jak tylko mogli. YiFan strasznie kochał swoich rodziców i źle się czuł jeśli chociaż jednego dnia z nie rozmawiał z nimi. Z matką dogadywał się zawsze, od małego stała po jego stronie i rozpieszczała go. Synuś mamusi jakby nie patrzeć.
Zaczęłam się denerwować jak zaczęliśmy rozmawiać na temat moich studiów, cieszyli się, że nie chce zakończyć nauki, że jestem ambitna. Jednak wiedziałam, że nie popierają oddawania dziecka opiekunce czy też do przedszkola. W sumie to Pani Wu nie mogła znieść takiej myśli. Dla mojego „teścia” liczyło się to, że mogę się rozwijać. Czułam, że nie mogę dłużej przeciągać tej kwesti, musiałam powiedzieć co zamierzam.
- Dostałam się, ale na studia dzienne. Uważamy z YiFan’em, że damy sobie radę- uśmiechnęłam się blado. Pan Wu przytaknął, jednak mina matki chłopaka wyrażała zdenerwowanie.
- A co z małą? Przecież ja nie mam jak się nią zająć, YiFan też z tego co mi się wydaje twoja mama też pracuje w dzień- powiedziała z dziwną miną. Spojrzałam na chłopaka siedzącego z boku błagalnym wzrokiem.
- SoHee pójdzie do przedszkola, gdzie pracuję mama naszej znajomej- powiedział spokojnie.
- No wy chyba sobie żartujecie?!- podniosła głos kobieta, a ja patrzyłam na nią lekko wystraszona.  Spodziewałam się takiej reakcji, jednak po chwili poczułam złość. Wiem co robić z własnym dzieckiem. Nie jestem głupia przecieć.
- Nie mamo, SoHee pójdzie do przedszkola. Ma odpowiedni wiek, przyda jej się kontakt z dziećmi. Będzie pod opieką znajomej więc co może się stać? – nie potrafiłam nic powiedzieć, więc chłopak mówił za mnie.
- Jeśli poślecie ją do przedszkola może wiele złego ją tam spotkać. Nie zawsze będzie pod opieką tej znajomej kobiety, inne dzieci mogą ją bić. SoHee może się bać!- mówiła z przejęciem.
- Doskonale wiemy co robimy. Jeśli SoHee będzie się źle czuła zabierzemy ją z tego przedszkola, a wtedy ja porzucę naukę na kolejny rok- powiedziałam z lekką złością i wstałam. Pożegnałam się z rodzicami mojego narzeczonego i poszłam zawołać córeczkę, która oglądała kreskówki. Po chwili dołączył do mnie YiFan i razem wróciliśmy do domu.
Wyszłam z pokoju dziecięcego ostrożnie zamykając drzwi, aby nie obudzić małej. YiFan brał prysznic, a ja zajęłam się przygotowaniem herbaty dla nas. Nadal byłam zła, nie potrafiłam zrozumieć oskarżeń pani Wu. Nie byłam złą matką, chciałam po prostu studiować. Do rozpoczęcia roku akademickiego miałam jeszcze dwa tygodnie. Przez ten czas miałam chodzić z SoHee do przedszkola na dni adaptacyjne, sprawdzić jak będzie się czuła i czy będzie jej się podobało. YiFan żałował, że nie może iść z nami. Sam chciał sprawdzić czy to odpowiednie warunki dla jego księżniczki.  I kto by pomyślał, że ten chłopak tak zadufany czasem w sobie zmienił się i całkowicie oddaje siebie córce ? Zawsze był rodzinny, jednak nigdy nie przypuszczałam, że stanie się takim kochającym ojcem jakim jest. Stworzenie z nim rodziny było najlepszą wpadką jaką zaliczyłam. Nasza córka była „wpadką” jednak kochaną od początku do końca.
Usłyszałam jak trzaskają drzwi od łazienki, nalałam wody do kubków i zaniosłam do salonu. Siedział tam, w samych spodniach od piżamy. Wpatrywał się z niechęcią na ekran telewizora, skakał po kanałach nie szukając niczego konkretnego. Podałam mu jeden z kubków, upił łyk i odłożył na stolik. Poczekał, aż również odłożę herbatę i pociągnął mnie do siebie. Przytulił czule do swojej klatki piersiowej. Nigdy nie byliśmy rozmowną parą, wystarczyło nam nasze towarzystwo. Chłopak owszem dużo mówił w towarzystwie, jednak wieczory właśnie tak spędzaliśmy. Cicho oglądaliśmy byle jakie programy telewizyjne wtuleni w siebie. Kris to mężczyzna pod każdym względem, w jego ramionach nie było mowy aby nie czuć bezpieczeństwa. Zapewniał te bezpieczeństwo i ze strony duchowej i materialnej. Zachowywał się czasem jak dziecko, jednak był dorosłym facetem gdy trzeba. Czuły dla mnie i dla naszego dziecka. Zawsze o nas dbał, gdy SoHee była chora przeleżał koło niej nie śpiąc kilka nocy. Mierzył temperaturę, dawał lekarstwa. Gdy byłam w ciąży obnosił się ze mną jak z jajkiem. Taki właśnie jest Kris.
Po wypiciu herbaty poszłam się umyć, gorąca kąpiel idealnie koiła moje myśli. Chciałam się zrelaksować. Tak, chwile kąpieli zawsze były „magiczne”. Wtedy zamykałam się w swoim świecie, to były chwile tylko dla mnie. YiFan nigdy nie był zły o to, że tak długo spędzam czasu w łazience. Zawsze powtarzał, że powinnam jak najwięcej się relaksować aby mieć siłę do zajmowania się naszym dzieckiem. Naprawdę nie mogłam trafić na lepszego faceta. Cóż nie było zawsze też kolorowo, kłóciliśmy się i to dość często. Ach a za czasów ciąży jakie kłótnie były! Moje hormony buzowały, on nie mógł czasem znieść tych moich humorków. Jednak zawsze się godziliśmy i to było najważniejsze.
Usłyszałam płacz dziecka dochodzący z małego pokoiku. Nie musiałam szybko wychodzić z wanny i owinięta zaledwie szlafrokiem jeszcze mokra biec do małej. Nawet gdy płakała podczas gdy spaliśmy to chłopak zawsze chodził do niej. Uwielbiał ja usypiać jednak często nie mógł tego robić z powodu pracy. Dlatego też gdy budziła się w nocy nie pozwalał mi do niej iść. Chciał w ten sposób pokazać, że jest jej ochroniarzem, jej obrońcą przed złem czyhającym w koszmarach nocnych. Czuł się dumny gdy dziewczynka zasypiała zaraz gdy tylko się pojawił przy niej i utulił. Często bywało tak, że zasypiał razem z nią. Pomieszczenie go w tak niewielkim łóżku dziecka graniczyło z cudem. On przy wzroście 186 cm na takim posłaniu po prostu się nie mieścił. Przybierał zabawne pozycję próbując pomieścić siebie i małą obok na nim. Ale ona była szczęśliwa otulona jego ramionami. Wyglądali wtedy tak słodko.
Wyszłam z łazienki pół godziny później. Okryta w delikatny szlafrok w kolorze czarnym, pod spodem miałam seksowną ale delikatną koszulę nocną do połowy ud, również w kolorze czarnym. To był prezent od Kris’a na walentynki. Zaszłam do pokoju dziecięcego, spojrzeć ostatni raz na moją córkę. Chłopak właśnie całował ją w czołu i okrywał szczelnie kołderką w Hallo Kitty. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się delikatnie. Jeszcze chwilę razem patrzeliśmy na nasz skarb. Pociągnęłam go za rękę do sypialni. Teraz ja chciałam być utulona do snu, czuć jego ciepło i miłość. Chciałam znaleźć się w bezpiecznym uścisku i zasnąć. Gdy położyliśmy się, on okrył nas i przyciągnął moje plecy do swojej klatki piersiowej.  Leżeliśmy tak chyba z godzinę, ja zaczęłam przysypiać gdy on odsunął się ode mnie i położył na plecy. Wiedziałam co to oznacza. Rozmyślał nad czymś, nie potrafiliśmy inaczej zasnąć niż na boku, gdzie on przytulał mnie od tyłu. Odwróciłam się w jego stronę i wsparłam na łokciu.
- Co cię martwi? – spytałam po chwili. Spojrzał na mnie, całkowicie pogrążył się w swoich rozmyśleniach i wyglądał teraz na zdezorientowanego.
- Czy jestem dobrym ojcem?- zdziwiło mnie to pytanie. Bo wiele razy słyszał od ludzi, że jest idealny w tej roli. Radził sobie znakomicie.
- Jesteś wspaniały w roli ojca- uśmiechnęłam się czule do niego. Znowu się zamyślił i wyglądał jakby coś mu nie pasowało.- YiFan co cię męczy?
- Chciałbym więcej czasu móc poświęcić SoHee i tobie. Czuję, że coś mi umyka. Nawet nie byłem przy tym gdy zrobiła pierwsze kroki- powiedział. Zdziwił mnie jeszcze bardziej. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, on po prostu pracował. To zrozumiałe, że część ominęła go z jej życia, ale też nie zawsze ja byłam wtedy gdy coś się działo. – Zawsze mówiłem sobie, że nie będę nadopiekuńczy dla swojego dziecka. Wierzyłem, że dziecko musi samo się sparzyć aby coś zrozumieć. Teraz jednak się boję. Wiesz ile w przedszkolu czeka na nią nieznanych rzeczy? Może zrobić sobie krzywdę przypadkiem stając na zabawce. Wyobrażasz sobie jak będzie płakała za nami? Co jeśli ona nie będzie mogła zaaklimatyzować się tam. Nie wiem czy będę mógł pozwolić jej chodzić do przedszkola gdy będzie mówiła „nie chcę”. Sam wiem, że nie potrafię jej odmówić- mówił coraz z większym zapałem. A ja patrzyłam na niego niedowierzając. Zaśmiałam się jednak po chwili co wywołało u niego grymas niezadowolenia.
- Wszyscy wiedzą, że SoHee jest twoją „księżniczką”. Ale jak sam zauważyłeś ona musi poznać świat. Musi się sparzyć. Nasza córka nie należy do osób, które płaczą gdy im coś nie pasuje. Jest ciekawa świata, pragnie spędzać czas z innymi dziećmi. Doskonale to widać gdy biega za dzieciakami nawet starszymi od siebie na placu zabaw. Nie możemy jej tego zabronić. Jednak gdy będzie się bała przedszkola ja zrezygnuję ze studiów…- powiedziałam ostatnie zdanie lekko smutna.  Bo tak naprawdę nie chciałam być matką bez większego wykształcenia, chciałam aby kiedyś była dumna z takiej matki. A nie wstydziła się, że nie studiowałam. Zresztą studia były moim marzeniem od dziecka.
- Nie pozwolę abyś zrezygnowała z uczenia się. Nie mogę pozwolić byś dłużej czekała. Niepotrzebnie zacząłem temat. Mała na pewno się zaaklimatyzuję – powiedział poważnie patrząc mi w oczy. Ucałował mnie  w czoło i mocno przytulił do siebie.
- Dziękuję… Dziękuję, że mam ciebie YiFan- powiedziawszy to pocałowałam go namiętnie w usta. Jego dłonie od razu powędrowały do mojej tali, chwilę później gładziły moje ciało pod koszulką nocną jaką miałam na sobie. Ja natomiast napawałam się jego idealnie umięśnionym brzuchem.
Biegałam po całym mieszkaniu i szukałam najpotrzebniejszych rzeczy. SoHee wcinała kanapki, które dla niej przygotowałam. Dziś był jej pierwszy dzień w przedszkolu beze mnie. Dni adaptacyjne przeszły prawidłowo, nie bała się a wręcz przeciwnie była wesoła i ciągle pytała kiedy będzie mogła już znowu bawić się z dziećmi. Cieszyło mnie to, YiFan podchodził do tego z mniejszą radością jednak nie mógł nic zrobić. Jego córka stawała się coraz większa i coraz bardziej samodzielna. I to chyba to go bolało najbardziej.
Dziś też miałam mieć zajęcia na uczelni, strasznie się przejmowałam wszystkim. Musiałam jeszcze uszykować siebie, ubrać małą w ciuchy naszykowane specjalnie na ten dzień. Do tego chciałam zrobić śniadanie Yifan’owi do pracy. Gdy biegłam z moja niebieską koszulą do łazienki chłopak złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- YiFan nie mam czasu- jęknęłam.
- Uspokój się, ja ubiorę małą a ty spokojnie się szykuj. Nie rób mi dziś śniadania nie mam rano nic do roboty więc zjem w domu. A SoHee zaprowadzimy razem do przedszkola- powiedział i ucałował mnie w czoło. Spojrzałam na niego podejrzliwie ale się nie odezwałam. Wiedziałam, że specjalnie zrobił wszystko aby dziś rano nie mieć nic do roboty. Doskonale znałam go i wiedziałam jak bardzo boi się tego dnia. Pierwszy dzień bez rodziców dla małej powinien być straszny, jednak to on się stresował bardziej niż dziewczynka. Udawał opanowanego tylko po to aby mnie uspokoić jednak to jak drżały mu ręce idealnie świadczyło o tym, że się stresuję!
Szłam w kierunku przedszkola, w którym dzisiaj moja mała córeczka została pierwszy raz sama. W dni adaptacyjne byłam przy niej chociaż nie musiałam, ale bałam się zostawiać ją samą. Tak naprawdę ja również byłam trochę nadopiekuńcza w stosunku do niej. Jednak jak mogłam nie bać się o mój najcenniejszy skarb? Ku mojemu zdziwieniu gdy zbliżałam się do bram budynku zobaczyłam idącego szybko YiFan’a. Stanęliśmy naprzeciw siebie, widziałam przerażenie w jego oczach. Tak bardzo martwił się o swoją księżniczkę.
- Czy ty nie powinieneś być w pracy?- uśmiechnęłam się do niego odgarniając mu kosmyk włosów, który właśnie niweczył jego idealną fryzurę. Pewnie idąc tutaj prawie, że biegł wiec nic dziwnego iż tak wyglądał.
- Nie mogłem wytrzymać w pracy i wziąłem wolne. Muszę ją jak najszybciej zobaczyć i spytać czy jest dobrze- powiedział poważnie. Był wystraszony, ale ja w sercu czułam dokładnie to samo. Wplótł swoje palce w moje i pociągnął w kierunku wejścia do budynku. Zaśmiałam się cicho, ale posłusznie szłam tak szybko jak mi nakazywał.
Przed wejściem do Sali zawahał się jednak, nie wiem co spowodowało, że się zatrzymał i nie otworzył drzwi. Jednak po kilku głębszych wdechach zrobił to. Poprosiliśmy nauczycielkę naszej córki, aby ją zawołała. Bawiła się wśród dwóch innych dziewczynek, a obok niej jeszcze siedział niższy od niej chłopczyk. Widząc to YiFan zrobił jakiś dziwny grymas na twarzy. Jakby był zazdrosny. To było takie urocze i zabawne jednocześnie! Mała widząc nas pożegnała się ze swoimi nowopoznanymi znajomymi i pobiegła do nas prędko. Kris ukucnął i złapał małą w ramiona mocno ściskając. Upewnił się, że nic jej nie jest i wstał z kolan. Wtedy mała wychyliła się i przytuliła do mnie. Ucałowałam ją w policzek a ona zachichotała dźwięcznie.
- Jak się bawiłaś?- zapytałam gdy zmieniała swoje kapciuszki na buciki.
- Nikt ci nie dokuczał? Co to był za chłopiec? Mam nadzieję, że nie był niegrzeczny dla ciebie- zaczął szybko ojciec małej nie dając jej nic powiedzieć. Znowu zachichotała widząc jak bardzo jej tatuś jest przejęty tą sytuacją.
- Wszyscy są bardzo mili tatusiu! Jutro jeśli będzie ładnie pani powiedziała, że wyjdziemy na dwór i będziemy szukać kwiatków do bukietu klasowego!- powiedziała rozweselona. Kamień z serca spadł mi i chłopakowi jednak on dalej miał ten dziwny grymas na twarzy.
- Tylko nie baw się za dużo z chłopcami już dobrze?- powiedział a ja klepnęłam go w ramię.
- YiFan! To dzieci! On nie zabierze ci córki przecież!- zaśmiałam się a chłopak jęknął na słowo „zabierze”. Jednak po chwili również się zaśmiał.
Gdy wyszliśmy z budynku, chłopak postanowił zabrać nas na lody. Jak to powiedział „ moja księżniczka zasługuje na coś dobrego, bo była bardzo dzielna!”. I tak było praktycznie każdego dnia. Chłopak zrywał się na godzinę z pracy aby móc odebrać małą razem ze mną z przedszkola. Przez cały miesiąc upominał ją, ze ma nie bawić się nadmiernie z chłopcami, oraz każdego dnia dokładnie przepytywał ja czy aby na pewno czuje się tam dobrze. SoHee była jednak przeszczęśliwa mogąc bawić się i uczyć z innymi dzieciakami. Była kontaktowym dzieckiem i uwielbiała towarzystwo. Matk chłopaka również przekonała się do tego, że podjęliśmy dobrą decyzję. Widząc jak wnuczka jest szczęśliwa i coraz więcej się uczy nie mogła mieć innych wniosków.
I tak żyliśmy długo i jakże szczęśliwie.

Wiele jeszcze nas spotkało, a YiFan wiele włosów stracił zamartwiając się o swoją „małą galaxy princess”.






Mam nadzieję, że się podoba taki obraz Krisa jako ojca! Bo mnie osobiście tak ! Właśnie tak sobie go wyobrażam wiedząc jaki ma charakter. :) A wy?Macie to samo zdanie? 


Kochajmy!
~Yehet

niedziela, 11 stycznia 2015

Szczęście~KyungSoo Cz.1

Odbicie w lustrze pokazywało niewysoką dziewczynę w krótkich włosach tworzących śliczną aureolkę dookoła jej delikatnej, lekko okrągłej twarzy.
Tak więc tą dziewczyną jestem ja, Kim EunMi. Od zawszę uważano mnie za nieco chłopięcą. Miałam krótkie, czarne włosy, które żyły własnym życiem. Nawet gdybym próbowała je uczesać i jakoś poukładać nic by z tego nie wyszło więc w końcu pogodziłam się z tym, że już zawsze takie będą i przestałam się starać.
Nigdy nie dbałam o swój wygląd zewnętrzny tak jak robiły to dziewczyny w moim wieku. Nie malowałam się, zawszę miałam na sobie spodnie i T-shirt, nie nosiłam torebek tylko plecaki, a od wysokich obcasów zdecydowanie wolałam moje ukochane, wygodnie, czarne trampki. Oczywiście nie byłam zaniedbana. Nic z tych rzeczy! Po prostu chyba bardziej przypominałam chłopaka niż dziewczynę.

Założyłam na siebie moją ulubioną skórzaną kurtkę i wybiegłam z mieszkania, zamykając je uprzednio na klucz.
Pogoda na zewnątrz zrobiła się nieco ponura, mimo to można było wyczuć zbliżające się lato. Krzywiłam się na samą myśl, że zrobi się tak gorąco, że nie będę już mogła nosić mojej kurtki.
Już lekko spóźniona minęłam ostatni zakręt i znalazłam się pod wejściem do kina.
- Yah! Kim EunMi!!- wrzasnął stojący tam chłopak. Miał na sobie zwykłe jeansy i koszule w niebiesko granatowo białą kratę.- znów się spóźniłaś!
Uśmiechnęłam sie do niego przepraszająco. Owym chłopakiem był nie kto inny jak mój najlepszy przyjaciel. Znaliśmy się od tak dawna, że w sumie nie miałam żadnego wspomnienia, które nie dotyczyło by naszej dwójki razem. Dzięki niemu przetrwałam jakoś podstawówkę i gimnazjum gdzie nie byłam zbyt lubiana. I to dzięki niemu poznałam moją najlepszą przyjaciółkę, Park JinJoo.
- Wybacz.- powiedziałam z lekko przyspieszonym od biegu oddechem.- Musiałam coś załatwić.- chciałam się jakoś usprawiedliwić.
- Tak, jasne.- odpowiedział z wręcz namacalnym sarkazmem.- Pewnie znowu oglądałaś jakąś durną dramę i nie ogarnęłaś się w czasie.
Dobra. On znał mnie aż za dobrze. Wiedział dokładnie kiedy kłamałam. Chociaż jedną, najważniejszą rzecz udało mi się przed nim ukryć. Chłopak nie miał zielonego pojęcia o tym, że od liceum skrycie go kocham. Nie chciałam mu o tym powiedzieć i nie miałam takiego zamiaru. Byłam pewna, że kiedy spotkam jakiegoś fajnego chłopaka to uda mi się powstrzymać to uczucie. Ale niestety w ciągu całego mojego ponad dwudziestoletniego życia nie spotkałam chłopaka, przy którym moje serce zabiłoby szybciej. Nikogo oprócz mojego przyjaciela.
- Gdzie są wszyscy?- zapytałam rozglądając się.
- Już weszli. Film zacznie się za trzy minuty.
- No to na co ty czekasz?- zdziwiłam się.
- Na ciebie?- mruknął, chwycił mnie za nadgarstek i wciągnął do kina nie widząc jak bardzo moje policzki zrobiły się czerwone.


- Powiesz mu w końcu co do niego czujesz?- zapytała JinJoo popijając swoją mrożoną kawę przez zieloną słomkę.
- Nie wiem o czym mówisz.- odpowiedziałam. Już nie raz próbowała mnie namówić na to abym wyjawiła chłopakowi swoje uczucia, ale ja nie chciałam tego nawet słuchać.
Siedziałysmy właśnie w kawiarni, do której wybraliśmy się po kinie. Reszta już zebrała się do domu i zostałam tylko ja, JinJoo, jej chłopak JongIn i mój przyjaciel. JongIn kupował właśnie ciastka, a KyungSoo poszedł do toalety.
- Jezu EunMi… Już to przerabiałyśmy. To uczucie nie zniknie jeśli będziesz sobie to tylko wmawiała. Dlaczego mu nie powiesz?
- Nie chce go stracić.- palnęłam od razu.- Jeśli powiem mu cokolwiek to jaką mam pewność, że on czuje to samo? Że między nami nie zrobi się nagle niezręcznie?
- Nie będziesz wiedziała co on na to jeżeli nie chcesz mu o tym powiedzieć.
- Wole żyć w tej niewiedzy niż nie móc go widywać już w ogóle.- mruknęłam.
Tak. Właśnie tego się bałam, że moim głupim uczuciem wystraszę chłopaka i wszystko się między nami zmieni, będzie niezręcznie albo co gorsza, że odstraszę go tym zupełnie. A ja nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Bez naszych bezsensownych rozmów, grania na konsoli u niego w domu, jego przeklinania na mnie kiedy zrobię coś głupiego.
- Ale ty go kochasz…
- Tak kocham. Kocham KyungSoo.- mruknęłam.- Zadowolona? Wiem, że go kocham. Proszę cie skończmy już ten temat, bo zaraz wrócą.
Oczywiście chciała jeszcze coś dodać, ale do stolika podszedł JongIn niosąc tackę z truskawkowymi ciastkami. Cmoknął JinJoo w czubek głowy co skutecznie odwróciło jej uwagę ode mnie.
Odetchnęłam z ulgą i skupiłam się na jedzeniu ciasteczka nie chcąc nawet myśleć o tym o czym rozmawiałyśmy.
KyungSoo wrócił do stolika z grymasem na twarzy.
- Jeszcze nigdy nie widziałem takiej kolejki do kibla w kawiarni.
Wszyscy się głośno zaśmialiśmy wracając do rozmów na temat filmu, który wcześniej oglądaliśmy.

Spędziliśmy w kawiarni kilka godzin. Wyparłam z głowy to o czym mówiła JinJoo i mój dobry humor powrócił.
JongIn i moja przyjaciółka wyszli chwile przed nami. Mieli coś do załatwienia, a już i tak się zasiedzieli.
- Przyjdziesz jutro?- zapytał kiedy zakładałam kurtkę.
- Jasne, że tak. Musimy dokończyć nasz turniej Tekkena. Jeszcze trochę i z tobą wygram..- wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.
- Chciałabyś. To ja jestem mistrzem Tekkena.- prychnął.
Wyszliśmy przed kawiarnie i co nas zastało?
Ulewa.
Cholerna ulewa, która ograniczała wzrok do najdalej trzech metrów w przód.
Oczywiście nie miałam ze sobą parasola, moje włosy, od wilgoci lada moment miały zacząć wykręcać się w loczki zmieniając swoje ułożenie w jeszcze dziwniejszy sposób niż zwykle, a ja do domu miałam dwadzieścia minut pieszo i żadnego połączenia autobusowego.
Wydałam z siebie dziwny jęk niezadowolenia zwracając na siebie uwagę KyungSoo.
- Znowu nie masz parasola.- to nie było pytanie tylko stwierdzenie.- Od rana zanosiło się na deszcz. Nie mogłaś pomyśleć?
Spojrzałam na niego oczami kotka ze shreka chcąc aby w końcu przestał na mnie narzekać.
KyungSoo robił to bardzo często. Krzyczał na mnie kiedy robiłam coś źle, kiedy zachowywałam się dziecinnie i nieodpowiedzialnie co zdarzało mi się bardzo często. Zawszę czuł się za mnie odpowiedzialny, zachowywał się jak  starszy brat, albo nawet i mój ojciec.
Chociaż może nie powinnam porównywać go do ojca. Nie mogłam porównać gdyż najnormalniej w świecie nie mam ojca. Nie wiedziałam kim on jest, nie wiem gdzie jest, co robi. Moja mama zawszę unikała rozmów o nim, zniszczyła wszystkie jego zdjęcia przez co nie wiedziałam nawet jak wygląda.
Tata odszedł nim jeszcze się urodziłam. Dużo osób twierdziło, że zachowuje się i jestem chłopięca przez to, że nie było u mnie w domu mężczyzny, że podświadomie właśnie tak nadrabiam sobie jego nieobecność i brak.
Nie mogłam tego stwierdzić. Po prostu taki był mój styl i nie doszukiwałam się w nim żadnych innych podtekstów.
- Mówi się trudno. Nie mam w końcu tak daleko do domu.- to powiedziawszy zrobiłam krok do przodu chcąc wyjść na ulewę.
- Głupia.- mruknął pod nosem ciągnąc mnie za nadgarstek z powrotem pod daszek. Spojrzałam na niego zaskoczona. Wyciągnął z plecaka składaną parasolkę i rozłożył ją nad naszymi głowami.- Odprowadzę cię.
- Ale to jest bardzo nie po drodze do ciebie.- powiedziałam z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Nic nie powiedział tylko wskazał swoje ramię , które posłusznie chwyciłam zmniejszając dystans między nami do zupełnego minimum. Mimo to mi mokła prawa ręka, a mojemu przyjacielowi lewa. Jego parasolka była za mała dla naszej dwójki.
Tak naprawdę deszcz tak strasznie zacinał, że miałam wrażenie, że pada z góry, z dołu i z boku jednocześnie. Mimo parasolki miałam całe mokre spodnie jakbym kąpała się w kałuży.
- Dzięki bardzo.- powiedziałam kiedy stanęliśmy pod wejściem do mojego bloku.
- Noś ze sobą parasol.- powiedział poważnie. Nie był zły, że musiał tu ze mną iść. Raczej martwił się tym, że gdyby wyszedł z kawiarni przede mną to ja zmokłabym wracając samotnie.
- Tak jest!- wykrzyknęłam i zasalutowałam mu jak żołnierz w wojsku.
- KyungSoo!- wykrzyknął ktoś za nami. Automatycznie powędrowałam wzrokiem do tej samej osoby co stojący obok mnie chłopak. Była to jakaś starsza pani. Na pewno nie była to jego babcia, bo miałam okazje już ją poznać, a druga babcia zmarła zanim KyungSoo przyszedł na ten świat.
Więc kto to?
- Dzień dobry.- powiedział uśmiechając się delikatnie.
- Tak miło cie widzieć! Co słychać u babci? Dawno nie miałyśmy okazji się spotkać.
Z rozmowy wyniknęło, że jest to jakaś koleżanka jego babci z klubu seniora. Rozmawiała z chłopakiem chyba pół godziny nie zważając na deszcz. Wypytywała o wszystko chwaliła jak to ostatnio wyprzystojniał i zmężniał. W tym momencie chciałam się zaśmiać, ale kultura osobista i dobre wychowanie mi na to nie pozwoliły.
- A kim jest twój kolega?- uśmiechnęła się w końcu mnie w końcu mnie zauważając. Nie pierwszy raz pomylono mnie z chłopakiem.
- Przyjaciółka.- poprawił ją szybko i chyba odruchowo.- Kim EunMi. Studiujemy razem.- wyjaśnił. Kobieta spojrzała na mnie  jak na kosmitę.
- Przepraszam.- zawstydziła się zwracając do mnie.- Nie poznałam po fryzurze i ubraniu.
- Nie pani pierwsza.- palnęłam. Kobieta zawstydzona swoim błędem szybko się pożegnała i sobie poszła.
W czasie jej rozmowy z KyungSoo deszcz zelżał i chłopak spokojnie mógł wrócić do domu.
- Do jutra.- pożegnaliśmy się i każde z nas poszło w swoim kierunku.


- Wróciłam.- wykrzyknęłam wchodząc do domu. Mama nic nie odpowiedziała tylko biegała w kółko po całym salonie zakładając na siebie kolczyki i jakiś naszyjnik. Była ubrana w elegancką czarną sukienkę czym bardzo mnie zdziwiła. Patrzyłam na nią zaskoczona przez dobre dwadzieścia minut nim mnie zauważyła.
- Jak ty wyglądasz?!- wykrzyknęła z przerażeniem patrząc na moje wytarte jeansy.- I gdzie ty byłaś w ogóle?! Miałaś być gotowa o siedemnastej.
- Co?- zapytałam zaskoczona.- Nic mi o tym nie mówiłaś. O co w ogóle chodzi?
Nic mi nie wytłumaczyła tylko siłą zmusiła do tego abym się elegancko ubrała. No więc założyłam na siebie czarne jeansy, białą koszulę i czarna marynarkę. Zostałam prawie że brutalnie wyciągnięta z mieszkania i zapakowana w taksówkę.
Nie ogarniałam w ogóle co się dzieje. Mama tak często miała, że chciała mi coś powiedzieć, jednak o tym zapominała, po czym krzyczała twierdząc, że jednak to zrobiła. No cóż… Taka już była i nic nie mogłam z tym zrobić.
Przez całą naszą półgodzinną podróż nic nie powiedziałam. Nie miałam na to ochoty, a po za tym nie odczuwałam potrzeby rozmowy z mamą. Tak naprawdę nigdy nie dogadywałyśmy się najlepiej. Stało się to gdzieś w okresie mojego gimnazjum. To wtedy zbuntowałam się przeciw różowym bluzeczką, spódniczką i koronką, w które ubierała mnie moja rodzicielka i zamieniłam je na w większości chłopięce bluzy i czarne skórzane kurtki. Bardzo jej się to nei podobało i cały czas próbowała to we mnie zmienić.
Bezskutecznie.
Czasami zastanawiałam się jakim cudem mogłam być jej córką, a czasami było mi przykro, że nie akceptowała mnie takiej jaką byłam. Ale w najgorszych sytuacjach mogłam liczyć na KyungSoo. Kiedy miałam gorszy dzień, kiedy pokłóciłam się z mamą on zawszę potrafił poprawić mi humor, mogłam zadzwonić do niego o każdej porze dnia i nocy. Mimo, że trochę narzekał kiedy dzwoniłam i budziłam go o trzeciej w nocy to i tak wiedziałam, że się przejmuje i mu zależy. Niestety zależy mu tylko jak przyjacielowi i to było najgorsze. Tylko ja mogłam być taka głupia żeby zakochać się w chłopaku, który traktuje mnie tylko jak przyjaciółkę.
Dojechałyśmy na miejsce, nasza taksówka zatrzymała się pod jakąś restauracją w środku Seulu. Deszcz, który pojawił się znikąd zniknął równie szybko i teraz świeciło piękne słońce.
- Możesz mi powiedzieć co tutaj robimy?- zapytałam kiedy mama wysiadła z taksówki zaraz po zapłaceniu.
- Zaraz się dowiesz.- na jej twarzy pojawił się rozmarzony uśmiech.
Zachowywała się jak dla mnie co najmniej dziwnie. Mama zazwyczaj była sztywną i logiczną kobietą, wszystko miała zaplanowane. Ostatnio jednak coś się zmieniło, częściej odcinała się od rzeczywistości, uśmiechała się do siebie. To było zaskakujące zjawisko.
Restauracja, do której weszłyśmy robiła wrażenie dość luksusowej. Stoliki i meble ciemnego drewna, duże masywne krzesła. Trochę mnie to przerażało i przytłaczało, ale nie dałam tego po sobie poznać.
Mama szepnęła coś kelnerce, a ta wskazała palcem kierunek, w którym ruszyłyśmy z moją rodzicielką. Po drodze minęłyśmy mnóstwo biznesmenów ubranych w idealnie skrojone garnitury, których cena była pewnie kolosalna.
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu zatrzymałyśmy się przy stoliku przy którym ktoś już siedział. Był to mężczyzna w średnim wieku, mógł mieć koło czterdziestu pięciu lat. Był bardzo elegancki w swoim popielatym garniturze. Miał krótko przystrzyżone, czarne włosy przesiane lekką siwizną. Był bardzo przystojny, ale jego twarz robiła wrażenie dosyć surowej. Budził przerażający respekt nawet kiedy się uśmiechał.
- Witajcie.- powiedział i pospiesznie wstał. Chwycił moją dłoń i pocałował jej wierzch robiąc po chwili to samo z dłonią mojej mamy. Usiadłam na wskazanym dla mnie krześle, w kompletnym szoku. Nie miałam pojęcia co się dzieje i co ja tak właściwie tutaj robie.
- EunMi pozwól, że ci przedstawię, to jest Kim SunKyung.- powiedziała mama z lekkim rumieńcem.
- Miło mi.- mruknęłam gdyż tak nakazywało dobre wychowanie i kultura osobista.
Nie wiedziałam dlaczego jadłyśmy obiad z tym przystojnym, lekko przerażającym biznesmenem. Dowiedziałam się w trakcie posiłku, że jest to kolega z pracy mojej mamy. Wyjaśniało to jego sztywny strój w postaci garnituru, gdyż mama pracuje w jakiejś wielkiej korporacji farmaceutycznej. W większości siedziałam w milczeniu nawet nie skupiając się na ich rozmowie. Miałam jakieś dziwne, złe przeczucie co do SunKyung’a. Zanim sami zdążyli mi to oznajmić, domyśliłam się, ze on i mama się spotykają. To by wyjaśniało dziwny stan mojej mamy, który można było uznać za zakochanie.
Skupiłam się więc na grzebaniu widelcem w potrawie, której nazwy nie znałam, co jakiś czas biorąc kęs do buzi i utwierdzając się w fakcie iż smakuje to okropnie. Ja zamówiłabym frytki albo sałatkę, ale niestety nie miałam prawa zadecydować gdyż wyręczył mnie nowopoznany mężczyzna. Wkurzył mnie tym, bo chciałam zjeść coś co jest chociaż jadalne, ale opanowałam się dla swojego własnego dobra. Gdybym coś odwaliła mama chybaby mnie zamordowała po powrocie do domu, a ja jednak chce jeszcze trochę pożyć.
Siedzieliśmy w restauracji do nocy! Mama i SunKyung śmiali się i rozmawiali, a ja potwornie się nudziłam. W połowie tego jakże „cudownego’ wieczora wyciągnęłam telefon i zaczęłam pisać sobie z KyungSoo. Pisaliśmy o zupełnych pierdołach takich jak to co chłopak jadł na obiad, poprzez delikatne przeklinanie na siebie jak to mieliśmy w zwyczaju. 
Wszystko lepsze od słuchania tej beznadziejnie przesłodzonej gadki dwóch zakochanych w średnim wieku.
- Możesz odłożyć ten telefon?- zapytała mnie mama przerywając pisanie eseju w smsie do KyungSoo, w którym opisywałam obrzydliwy obiad jaki właśnie miałam okazje zjeść. Niechętnie podniosłam głowę i na nich spojrzałam.
- Słucham.- powiedziałam najgrzeczniej jak tylko potrafiłam. Byłam zła, że muszę być z nimi na tej dziwnej randce. Rozumiałam, ze mama chciała abym poznała jej faceta, ale dlaczego w takiej sytuacji?!
Nie miałam nic przeciwko temu aby kogoś miała. Niech szaleje, niech się bawi, ale niech mnie w to nie miesza za bardzo.
- Chcieliśmy ci coś powiedzieć.- zaczęła znów się uśmiechając. To było dla mnie tak strasznie dziwne.- Wiem, ze może cie to trochę wystraszyć, ale… Musisz wiedzieć, że bardzo dużo o tym myśleliśmy i rozmawialiśmy.
Zaczęła plątać się w tym co chciała mi powiedzieć, co mnie trochę przeraziło.
- Dobrze… Powiem to.- wzięłam głęboki wdech i pomyślała chwile po czym w końcu wykrztusiła to z siebie, a ja zamarłam.- Ja i SunKyung postanowiliśmy się pobrać.
Siedziałam w szoku przez dobre dziesięć minut. Nie wiedziałam co powiedzieć, jak zareagować. Właśnie poznałam faceta, a dowiedziałam się, że ma on zostać moim ojczymem.
Na początku był szok, ale później byłam już tylko wściekła.
- Co?- mruknęłam marszcząc brwi chcąc aby to wszystko było tylko jakimś dziwnym omamem słuchowym.
- Wiem, że jest to nieco zaskakujące, ale…
- Zaskakujące?! Kpicie sobie?!- wykrzyknęłam wstając z krzesła odsuwając je z głośnym skrzypnięciem.- Właśnie go poznałam, a dowiedziałam się, że będzie twoim mężem. Jestem w szoku! Jak mogłaś zwlekać tak długo z powiedzeniem mi o tym wszystkim!? Ile czasu w ogóle jesteście razem?!
- Trzy lata.- mruknęła zawstydzona.
- Trzy lata?! I dopiero teraz informujesz mnie o jego istnieniu?
Nie wytrzymałam już. Byłam wściekła jak jeszcze nigdy. Wzięłam leżący na krześle obok plecak i wyszłam z restauracji nie zwracając uwagi na krzyki i wołanie mojej mamy.
Na dworze było już ciemno, dosyć późna godzina i znów zanosiło się na deszcz. Nie wiedziałam co mam zrobić. Telefon w mojej kieszeni dzwonił nieprzerwanie, ale nie zamierzałam go odbierać. Potrzebowałam trochę czasu aby wszystko do mnie dotarło.

Krążyłam po ulicach miasta przez najbliższe dwie godziny. Telefon który ciągle dzwonił bardzo mnie irytował więc w końcu go wyłączyłam i wrzuciłam na dno plecaka.
Deszcz w końcu zaczął padać, a ja nie zwracałam na niego po prostu uwagi i szłam dalej. Płakałam. Byłam strasznie zła i zirytowana, a właśnie tak na to reagowałam. Zupełnie nieświadomie dotarłam do znajomej dzielnicy i znajomego domu. Po chwili dopiero dotarło do mnie, że to dom mojego przyjaciela. Chciałam być sama, ale podświadomie widocznie chciałam go zobaczyć, bo ciało zaprowadziło mnie właśnie w to miejsce.
Stanęłam pod drzwiami domu, zupełnie przemoczona, zapłakana. Uniosłam dłoń i zadzwoniłam do drzwi. Przez chwile nic się nie działo, ale jakiś czas później usłyszałam za drzwiami jakieś ruchy. Otworzyły się szeroko, a w nich stanął nie kto inny jak KyungSoo. Była bardzo zaskoczony tym, że mnie widzi, ale dopiero po chwili zauważył mój stan.
- Znowu nie masz parasola.- mruknął po czym bez żadnych pytań wciągnął mnie do środka. Pociągnął mnie za rękę do łazienki, posadził na toalecie i wyciągnął z szafki ręcznik, którym zaczął suszyć mi głowę.
Nie zwrócił uwagi na to, ze cicho łkam pod ręcznikiem. Za dobrze mnie znał. Nienawidziłam kiedy ktoś widział moje łzy więc chłopak starał się je zignorować. Chciał poczekać aż się wypłaczę żeby zapytać co się stało.
Tak więc płakałam przez dwadzieścia minut przez które KyungSoo wycierał moje włosy. W końcu się uspokoiłam . Wzięłam kilka głębokich wdechów.
- Sam ci coś suchego do ubrania.- to powiedziawszy wyszedł z łazienki wracając do niej po dwóch minutach. Dal mi chwile na przebranie i ruszył do kuchni zrobić cos do picia. Założyłam na siebie dresowe spodnie w jasnoszarym kolorze i czarną koszulkę z jakimś nadrukiem, powiedziałam moje rzeczy aby trochę przeschły i poszłam do kuchni.
Czekała tam na mnie pyszna gorąca czekolada z bitą śmietaną i syropem waniliowym. Usiadłam przy wsypie kuchennej i spojrzałam na chłopaka naprzeciwko.
- Moja mama wychodzi za mąż.- palnęłam, a KyungSoo wyszczerzył oczy w szoku.
Opowiedziałam mu o wszystkim. O tym, że mama jest w związku od trzech lat, że chce wyjść za tego faceta za mąż i nic mi o tym wcześniej nie powiedziała, a nawet nie napomknęła między słowami. Powiedziałam mu, że mnie to zabolało i wkurzyło.
Słuchał uważnie i nie przerywał.
- I co ja mam teraz zrobić?- zapytałam.
- Nie wiem.- odpowiedział szczerze. Nie chciałam kontynuować tego tematu, chłopak to wiedział. Nie naciskał.
- Chcesz zostać dzisiaj na noc?- zapytał, a ja kiwnęłam głową. Nie był to pierwszy raz kiedy miałam u niego spać. Często robiliśmy sobie całonocne maratony filmowe, przy których najczęściej zasypialiśmy więc było to dla nas normalne.
Wkurzało mnie to, że zakochałam się w KyungSoo. Gdybym przez przypadek się wygadała to zniszczyłabym nasza przyjaźń i już nie moglibyśmy tak swobodnie ze sobą przebywać. Dlatego postanowiłam, że  chłopak nigdy się o tym nie dowie i zamierzałam się tego trzymać za wszelką cenę.
Chłopak rozłożył kanapę i przygotował na niej pościele. Chyba myślał, że nie chce rozmawiać tylko po prostu iść spać, ale ja potrzebowałam jakiegoś oderwania od rzeczywistości.
- Obejrzymy film?- zapytałam siadając na rozłożonej kanapie.

***

I stało się. Moja mama dwa miesiące później była szczęśliwą mężatką. Nie obchodziło ja nic co nie było związane z nią i z jej nowym mężem.
Bardzo rzadko bywałam w domu. Nie lubiłam tam być, nie lubiłam patrzeć na mamę z SunKyung’iem. Oni w sumie nigdy się mną nie przejmowali, nie obchodziło ich to gdzie jestem i co robie. Większość czasu spędzałam z JinJoo i KyungSoo.
Najgorsza jednak rzecz stała się pół roku po ich ślubie. Była to zwyczajna środa, wieczór. Jak zawszę byłam zamknięta w swoim pokoju, unikając jakiegokolwiek kontaktu z resztą domowników.
Dochodziła pora kolacji więc mój żołądek zaczął domagać się pożywienia. Na palcach więc wyszłam z pokoju nie chcąc zwrócić na siebie uwagi. Kiedy już miałam skręcić do kuchni usłyszałam krzyki. Wystraszyłam się i zesztywniałam przysłuchując się wszystkiemu jednocześnie. Mama i SunKyung pierwszy raz się kłócili. Nie była to zwykła małżeńska sprzeczka. Krzyczeli na siebie, wyzywali się od najgorszych.
Zrobiła kolejny krok aby znaleźć się w salonie. Miałam nadzieje, że jak mnie zobaczą to może przestaną. Niestety kiedy weszłam nie zdążyłam nawet zareagować. SunKyung uniósł rękę i z całej siły uderzył mamę w twarz. Kobieta zatoczyła się i upadła na kanapę. Nie wiedziałam co zrobić.
- Ty parszywy gnoju!- wrzasnęłam.- Za kogo ty się uważasz?!
Nim cokolwiek zrobiłam ja też oberwałam. Z mojej wargi poleciała stróżka krwi plamiąc dywan.
- SunKyung nie!- krzyknęła mama chwytając go za pięść, którą przygotował aby ponownie mnie uderzyć.- Nie bij jej, proszę. To moja wina.
- Mamo… co ty…?- zapytałam z niedowierzaniem.
- To moja wina. Zasłużyłam sobie.- powtórzyła i przyłożyła dłoń do czerwonego, lekko opuchniętego policzka. Cicho pociągając nosem ruszyła do sypialni, a zaraz za nią SunKyung chcąc ją przeprosić. To było dla mnie chore. To nie mogło się dziać naprawdę.
W zawrotnym tempie znalazłam się w swoim pokoju, wyciągnęłam spod łóżka torbę podróżną i na oślep zapakowałam do niej wszystkie moje rzeczy. W mojej panice i złości nie zajęło mi to za dużo czasu.
- Co ty robisz? Gdzie idziesz?- zapytała mama z przerażeniem widząc jak ruszał do wyjścia z wielką torbą.
W tym momencie czułam się paskudnie, byłam zła, a nawet wściekła i mimo woli zaczęłam obwiniać o wszystko moją matkę.
- To twoja wina.- warknęłam.- Po co ci był ten ślub?- tym razem wrzasnęłam.- Wybieraj. Ja czy on?- postawiłam ja przed prostym wyborem. Była zszokowana i nie wiedziała co powiedzieć.- Podejmij decyzję córka czy mąż?!
- Jak możesz kazać mi wybierać?- z jej oczu poleciały łzy, a ja z lekkim zdziwieniem stwierdziłam, że kompletnie mnie to nie obchodzi.- Więc wybierasz jego… Pamiętaj tylko, że to ty sama wybrałaś sobie takie gówniane życie.- mruknęłam i otworzyłam drzwi wyjściowe.
- Gdzie ty idziesz?
- To już nie jest twój interes.- zatrzasnęłam drzwi za sobą drzwi i szybkim krokiem wyszłam z bloku.
Na początku chciałam iść do JinJoo, ale  ona i JongIn mają swoje życie, swoje sprawy. Później chciałam iść do KyungSoo, ale to też nie był dobry pomysł. Moja mama na pewno będzie mnie tam szukać.
Nie wiem jak i kiedy znalazłam się w parku. Usiadłam na jednej z ławek kładąc torbę obok siebie.
I co ja mam teraz zrobić?- pomyślałam.
Nie żałowałam, że uciekłam. Nie pozwolę się bezkarnie bić. Moja mama sama sobie to wybrała, ale ja zostałam zmuszona.
Było zimno, zaczął padać śnieg, a ja byłam tylko w cienkiej bluzie gdyż w złości zapomniałam zabrać kurtkę. Powietrze które wydychałam zamieniało się w obłoczki zimnej pary, moje nogi zaczęły marznąć.
Musiałam się gdzieś schować, bo inaczej bym zamarzła. Mimo to siedziałam  tak przez ponad dwie godziny.
- EunMi!- usłyszałam więc szybko wstałam będąc gotową do szybkiej ucieczki. W moją stronę biegła znajoma postać.
- KyungSoo…
- Zwariowałaś?!- wrzasnął znajdując się obok mnie. W rękach trzymał kurtkę, którą od razu na mnie założył. Teraz poczułam jak bardzo było mi zimno.
- Co ty tu robisz?- zapytałam.
- Twoja mama dzwoniła.- odpowiedział biorąc moją torbę do ręki.- Chodź.- chwycił mnie za dłoń i pociągnął. Zaczęłam mu ja wyrywać.
- Nie! Nie wrócę tam!- krzyknęłam od razu zalewając się łzami. Nim się zorientowałam jego ręce szczelnie mnie oplotły zamykając mnie w ciepłym uścisku.
- Idziemy do mnie.- wyjaśnił chcąc mnie jakoś uspokoić.- Nie musisz wracać do domu jeśli nie chcesz.
- Nie chce.- powiedziałam szybko.

- To chodź.- znów chwycił moją dłoń i pociągnął za sobą.- Zrobię ci gorącą czekoladę.




~Ohorat