wtorek, 22 lipca 2014

Delikana, krucha, wrażliwa - YiFan

Witajcie kochane xx
Dla AyaAnakin i Pandzioszka xx
To opowiadanie dedykuję dwóm wspaniałym fanką YiFan'a, które kochają go tak mocno jak ja. Czuje, że to opowiadanie powinno być dedykowane im... Mam nadzieję, ze nie zawiodłam was. Pisałam te opowiadanie z wielkim uczuciem, bo YiFan jest jednym z moich ulubieńców, a historia ta tak bliska memu sercu... Powiedzmy, że niektóre fakty są z mego życia wzięte. 
Oby wam sie spodobało. I mówię tu do wszystkich czytelniczek! Bo tak naprawdę jest ono dla każdej z was. 
Imię głównej bohaterki... Cóż jeśli wam to przeszkadza mogę zmienić, ale inne jakoś tak... Ach nazwałam ją Edith, ze względów osobistych. Utożsamiam się z bohaterką bardzo, dlatego, że jej wydarzenia są z mego życia wzięte. Nie całkiem ale jednak... 
Saranghae. ♥


Siedziałam w samolocie, rozmyślałam na temat wszystkich wydarzeń z ostatnich kilku miesięcy. To przez nie na moim ciele widniało kilkanaście śladów po cięciu... wszystko zaczęło sie od wyjazdu YiFan`a.  Jedynego przyjaciela jakiego miałam. Poznałam go kilka lat temu, przyleciał do Kanady z Chin. Rodzice wysłali go tutaj ponieważ chcieli aby ich syn uczył sie w najlepszej szkole. Poznałam go dzięki moim rodzicom, którzy przyjęli go pod swój dach. Znali rodziców YiFan`a, kiedyś razem robili interesy. Ja ich nigdy nie poznałam. Kevin bo takie imię przyjął w kanadzie traktował mnie jak młodsza siostrę. Zaprzyjaźniliśmy sie mimo różnicy wiekowej. Dopiero po jego wyjeździe zrozumiałam, ze go kocham... dwa lata minęły od naszego ostatniego widzenia.
YiFan wyjechał z kanady w poszukiwaniu sławy... dostał sie do wielkiej wytworni. Został liderem exo m... tak mój przyjaciel stał sie sławny. Dopóki chłopak był w kanadzie wszystko było w porządku. Nikt mi nie dokuczał bo bał sie, iż on im cos zrobi. Poza tym był bardzo lubiany w śród chłopców a dziewczyny leciały na niego. Jednak gdy wyjechał... mój koszmar sie zaczął. Znienawidziłam liceum juz od pierwszego roku. Zaraz po rozpoczęciu Kris odszedł, zostawiając mnie z hienami społecznościowymi szkoły. Z początku było zwykle dogryzanie, że jestem odludkiem. A ja po prostu nie lubiłam upokarzania innych i to sprawiło, że trzeba było upokarzać mnie . Najpierw wyzwiska, potem chowanie rzeczy, wysyłanie liścików z groźbami a potem.... stało sie najgorsze. Dwóch chłopaków ze szkoły nagrało filmik jak sie kąpałam po wychowaniu fizycznym... puścili w internet. Nie wytrzymałam, przestalam jeść jak tylko dostawałam liściki, a potem przeszłam do cięcia. Filmik przeważył szalę… Postanowiłam się zabić. Niestety moja matka odnalazła mnie bardzo szybko po tym jak podcięłam sobie żyły.

Leżałam na podłodze tuż obok wanny. W ręku trzymałam żyletkę. Tym razem nie miałam zamiaru zrobić kresek na ciele… Czas nadszedł na ostateczne cięcie. Usiadłam i oparłam się o chłodnę kafelki na ścianie. Wzięłam dwa głębokie oddechy, już nie miałam sił na walkę ze światem. Tęsknota za Kevin’em, który nie odzywał się już trzy lata jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że czas to zrobić. Miałam dość, czasem napisał sporadycznie sms’a i pytał co u mnie. Ale było to raz na dwa miesiące. A ja go potrzebowałam. Szczególnie teraz, gdy tak cholernie mnie raniono. Kiedyś obiecał, że nie pozwoli bym cierpiała. „Złamałeś obietnicę YiFan” pomyślałam. Przyłożyłam żyletkę do idealnie widocznej żyły na moim ręku. Najpierw delikatnie przejechałam wzdłuż niej. Zaśmiałam się cicho. Kolejne przejechanie po niej było już o wiele mocniejsze. Najpierw po woli spływała krew, potem zrobiłam to samo z drugą ręką. Chciałam jak najszybciej skończyć z sobą. Innego wyjścia nie było. Poza tym rodzice mogli wrócić lada moment. Bardzo szybko krew ze mnie uciekała, zaczęłam gasnąć. Słabłam bardzo szybko… Przeraźliwy krzyk… Ciemność.

Wytarłam łzę, która zabłądziła na moim policzku. Jeszcze kilka chwil i samolot miał lądować. Na lotnisku miało czekać na mnie państwo Wu… Znałam Chiński, mój ojciec bardzo chciał bym go potrafiła. Kevin pomagał mi w nauce jego bardzo. Moi rodzice też go znali, matka na poziomie komunikacyjnym, ojciec perfekcyjnie. Cóż zawsze robił interesy w Chinach. Co nakłoniło mnie do przyjazdu tutaj? Zostałam zmuszona. Rodzice rozmawiali na mój temat z rodzicami chłopaka. Myśleli, że może udałoby im się zrobić coś aby Kris ze mną porozmawiał. Jaki wielki zwód przeżyli gdy dowiedzieli się, że sami mają z nim kiepski kontakt przez tą karierę… Jednak postanowili, żebym do nich przyjechała. Poznam nowy świat i nowych ludzi.  Miałam do wyboru to albo psychiatry. Wybór był prosty. Ze świrami nie chciałam żyć… Chociaż sama do normalnych nie należę czyż nie?
Wysiadłam z samolotu, powędrowałam po odbiór bagażu, zagubiona wśród ludzi rozglądałam się po lotnisku… Znałam twarze rodziców Kris’a, ale tylko ze zdjęć. Spostrzegłam kobietę podobną do tej ze zdjęć. Obok niej stał mężczyzna dość postawny, trzymał w rękach wysoko tabliczkę z napisem „Witaj Edith”.
Czas na nową, beznadziejną, szarą rzeczywistość. Na nowe okrutne życie – pomyślałam i ruszyłam w ich stronę.
Minął dokładnie tydzień od mojego przylotu do państwa Wu. Z początku czułam się tu okropnie, tak obco. Ale przyzwyczaiłam się, w końcu w domu też się czułam obco bez YiFan’a. Cóż miałam spędzić tu dwa miesiące wakacji na próbę. Jeszcze przed próbą samobójczą zdałam egzaminy. Na zakończeniu jednak się nie zjawiłam. Przebywałam w szpitalu. Dość szybko mnie wypuścili, ponieważ zagroziłam rodzicom, że zrobię to ponownie i tym razem skutecznie jeśli mnie nie zabiorą do domu. Jeśli poczułabym tu się lepiej miałam kontynuować naukę właśnie w Chinach. Trzy miesiące temu skończyłam dziewiętnaście lat.
Dom państwa Wu był całkiem przytulny, matka Kris’a nie pracowała. Ale tez nie było takiej potrzeby. Ojciec Fan’a to szanowany biznesmen i zarabia nie mało. Pani Wu zajmuje się domem i charytatywnie pomaga w szpitalu. Każdego ranka wstaje bardzo wcześnie by jej mąż był w stanie przed pracą zjeść coś pożywniejszego niż jedna grzanka i kawa. Kochające się małżeństwo. Podobnie do moich rodziców się zachowywali. Chociaż u mnie rodzice oboje zarabiali na dom. Zostałam ulokowana w starym pokoju Kevin’a gdyż pokój gościnny specjalnie urządzony niedawno dla mnie jeszcze nie był gotowy do końca. „Ciocia” bo tak kazała siebie nazywać matka mojego przyjaciela uznała, że nie może mnie wpuścić do pomieszczenia, w którym śmierdzi jeszcze farbą. Pokój chłopaka miał granatowe ściany. Na jednej z nich były trzy wiszące półki na książki a dookoła tych półek zdjęcia. Jego z rodzicami, jego z przyjaciółmi. Zdjęcie EXO, oraz różne takie. Jedno mnie zaskoczyło. Że chłopak umieścił tam też zdjęcie ze mną z Kanady. Cóż jak odwiedził rodzinę musiał swoją kolekcje zdjęć powiększyć o zdjęcia EXO i przy okazji umieścił moje. Cieszyło mnie to trochę, chociaż dalej byłam zła na niego za taki nikły kontakt. W pokoju było biurko z laptopem chłopaka, nie korzystałam z niego. Miałam swój własny od rodziców. Łóżko niby jedno osobowe ale dość sporych rozmiarów. Cóż, zwykły pokój należący do chłopaka.
Spędziłam cały tydzień z panią domu na poznawaniu miasta, oraz razem robiłyśmy w ogródku za domem. To był raj cioci. Pełno krzewów z kwiatami, różnego rodzaju drzewka i inne takie. Wszystko idealnie ze sobą współgrało.  Było tam dużo miejsca, więc oczywiste było iż znajdzie się też ławeczka wśród dwóch niewielkich drzew, oraz niewielkie oczko wodne. Polubiłam pomaganie jej w pielęgnowaniu tamtego miejsca.
Wstałam dość wcześnie tego dnia, zazwyczaj sypiałam do dziesiątej. Tego ranka jednak obudziłam się dokładnie pięć po szóstej. Słyszałam jak rodzice Kevin’a żegnają się w progu. Trzask drzwi. Tak. Wujek wyszedł. Wczorajszej niedzieli udało spędził cały dzień z nami na spacerowaniu i innym takim. Dziś wracaliśmy do rzeczywistości, czas zarabiać – pomyślałam. Owinęłam się moim jasno różowym szlafrokiem i wyszłam z pokoju Fan’a. Pospiesznie ruszyłam do łazienki zrobić mniej więcej porządek ze swoim wyglądem. Uczesałam włosy w misterny kok, ale jednak jakiś. Umyłam zęby i twarz. Dopiero teraz mogłam pokazać się pani domu. Weszłam do kuchni i zobaczyłam jak przygotowuje sobie śniadanie i nuci cicho. Gdy usiadłam na jednym z wysokich krzeseł tuż obok wyspy ( Kuchnia to jedyne miejsce urządzone całkowicie w nowoczesnym stylu ), spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Wcześnie dziś wstałaś- zaśmiała się. Odwzajemniłam uśmiech.- Masz ochotę na tosty z jajkami?
- Nie dziękuje, nie jestem głodna. Ale mogłabym zrobić sobie kawę?
- Edith… Ty praktycznie nic nie jesz… Trochę obiadu i kolacji… Ale to jest bardzo niewiele –powiedziała, ale nie wpychała mi jedzenia na siłę. Cóż od trzech lat praktycznie się głodziłam. Nic dziwnego, że żołądek się skurczył trochę… Postawiła przede mną kubek z kawą i uśmiechnęła się promiennie.- YiFan możliwe, że odwiedzi nas jutro. Ma wizytę u lekarza kontrolną i musi na niej być. Może znajdzie godzinkę by się przywitać- widac było, że kobieta okropnie za nim tęskni. Miałam tak samo jak ona, tylko ja teraz nie chciałam go widzieć. Kiwnęłam głową i sztucznie uśmiechnęłam się. Matka chłopaka zaczęła wywód na tego co dziś zamierza zrobić w ogrodzie. A ja słuchałam chociaż nie do końca uważnie.
Zmęczona położyłam się bardzo szybko spać. Co noc dręczyły mnie koszmary, mimo to nie budziłam się. Zazwyczaj moje okrutne sny dotyczyły tego co było, oglądałam co noc powtórkę z mego życia… Płakałam przez sen, rzucałam się po łóżku. Czułam się okropnie. Tej nocy śniło mi się coś znacznie gorszego…
Jeden z chłopaków ze szkoły odważył się na coś więcej niż głupie dogryzanie. Poczułam czyjąś dłoń na moim biodrze. Właśnie sięgałam po książki do szafki. Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka z mojej klasy. Koledzy jego stali i przyglądali się poczynaniom kumpla. Odchrząknęłam aby mnie zostawił. Pociągnął mnie mocno za nadgarstek i rzucił na szafkę obok. Przygniótł swym ciałem i nachylił się by mnie pocałować. Szarpałam się, ale on z całej siły mnie trzymał. Pocałował mnie nachalnie a  z moich oczu poleciały łzy. Ugryzłam go w dolną wargę. Syknął z bólu i uderzył mnie prostą dłonią w sam środek policzka. Złapał mnie mocniej w pasie i…
- Nie!- wykrzyczałam przez łzy podnosząc się machinalnie. Rozejrzałam się dookoła i omal nie zleciałam z łóżka, gdy dostrzegłam jak czyjeś zdezorientowane oczy wpatrują się we mnie. Zapaliłam szybko lampkę nocną i zamurowało mnie. Owa osoba okazała się być moim najlepszym przyjacielem. Wpatrywał się we mnie zdezorientowany tak jak ja. Wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczyma. – Kevin…- wyszeptałam.
- Co ty tu robisz?- oboje spytaliśmy jednocześnie. Przerażeni wpatrywaliśmy się w siebie. Przyjrzał mi się badawczo i dostrzegł słone krople, które ciągle spływały mi po policzkach. Usiadł naprzeciwko mnie, złapał moją twarz w obie dłonie i kciukami starł łzy. Rzuciłam mu się w ramiona. Tak cholernie tego potrzebowałam. Tyle lat w strachu, ten koszmar… W jego objęciu czułam się taka bezpieczna.
Siedziałam na jednym z krzeseł w kuchni i patrzyłam jak YiFan robi herbatę. Po zalaniu kubków wodą podał jeden mi. Usiadł naprzeciwko mnie i patrzył. Miał podkrążone oczy ze zmęczenia i był blady. Widać było że wiele kosztowało go zrobienie rodzicom takiej niespodzianki. Chciał wrócić w nocy by z rana pokazać się im. Przyglądał mi się badawczo. Zarumieniłam się. Kompletnie nie wiedziałam co mam robić. Wytrzymałam jego spojrzenie, co więcej moje byłe pełne gniewu i żalu. Powiódł wzrokiem od mojej twarzy po ramieniu aż po dłonie zaciskające się na kubku. Przyjrzał się uważniej moim rękom. Widziałam jak szeroko otwiera oczy ze zdziwienia. Potem znowu przeniósł wzrok na moją twarz. Cisnęły mi się na język różne wredne sugestie co do jego zachowania teraz. „To jego wina” przeszło mi przez myśl. Skarciłam się, bo miał prawo dążyć do marzeń. „Mógł się odzywać!!” kolejny głos sprzeciwu odezwał się w mojej głowie.
Starałam się panować nad sobą, ale najchętniej rzucałabym w niego obelgami. Nie odzywał się jednak. Widziałam jak jego oczy wypełniają się powoli smutkiem. Przykry widok. Nigdy nie chciałam widzieć tego w jego oczach. Upiłam kolejny łyk herbaty. Chciałabym się okryć czymś aby nie patrzył dłużej na blizny. Niestety miałam na sobie zaledwie piżamę składającą się z krótkich różowych spodenek i szarej koszulki luźnej na ramiączkach. Nie widzieliśmy się tyle czasu, ale żadne z nas nic nie mówiło. Miałam dość tego milczenia, ale pierwsza nie zamierzałam się odezwać. Wstałam i ruszyłam do wyjścia z kuchni. Powstrzymał mnie jednym sprawnym ruchem. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Nawet nie słyszałam jak wstawał. Poczułam ból na ręku. Blizny nie było do końca zagojone po mojej próbie samobójczej. Syknęłam z bólu a on poluzował uścisk, ale nie puścił mnie.  Jakby bał się, że ucieknę – pomyślałam.
- Co to do cholery ma znaczyć?- spytał gniewnie przystawiając mi do twarzy moją rękę.
- To co widzisz- odpowiedziała również głosem pełnym złości.
- Edith…- wyszeptał. W tym momencie do kuchni wszedł zaspany ojciec chłopaka. Zdziwił go widok jaki zastał, ale po chwili uśmiechnął się gdy zorientował się, że jego syn przyjechał.
- YiFan!- wykrzyczał radośnie. Chłopak puścił moja rękę. Wykorzystałam sytuację, że zajął się ojcem i witaniem z nim. Umknęłam szybko do pokoju chłopaka. Usłyszałam po chwili, że matka chłopaka także wstała zaalarmowana krzykami.
YiFan już nie wrócił do swojego pokoju. Został ulokowany przez matkę na sofie. Gdy wstałam rano ojca chłopaka jak zawsze nie było. Matka jego biegała po całym domu szukając swoich rzeczy. W biegu krzyknęła, że musi iść do szpitala z grupy charytatywnej w której jest. Wspomniała coś o śniadaniu, które mam zjeść i jeszcze na odchodnym obudziła chłopaka przypominając mu o wizycie u lekarza.
- Za jakieś dwie godziny będę!- usłyszałam i zaraz trzasnęły drzwi. Nie chciałam być z chłopakiem sam na sam.
 Ruszyłam bez słowa do łazienki. Po trzydziestu minutach wyszłam umyta i całkowicie ubrana. Na dworze już było gorąco więc wybór padł na krótkie szorty oraz krótka luźną koszulkę pokazującą brzuch. W kuchni zobaczyłam siedzącego przy wyspie chłopaka z dziwną miną. W ręku miał kubek z kawą. Spojrzał na mnie gdy weszłam i poczułam coś dziwnego. Przyglądał mi się tak cholernie badawczo, a jednocześnie w jego wzroku było coś… coś jakby zachwyt? Zrobiłam sobie kawę i spojrzałam na talerz leżący na blacie. Na talerzu były dwie grzanki i jajecznica, do tego obok stała karteczka „ Dla Edith”. Westchnęłam. Wzięłam do ręki jedną grzankę i ruszyłam na taras popijając jednocześnie kawę. Słońce nie świeciło jeszcze, aż tak bardzo, więc śniadanie na świeżym powietrzu było idealne.  Usłyszałam jak Kevin wchodzi zaraz za mną. Usiadł obok mnie i przyglądał się. Już miałam dość tego!
- Możesz przestać przyglądać mi się?!- wydarłam się w końcu.
- Wytłumacz mi proszę co to do cholery ma znaczyć! Jedyne czego dowiedziałem się w nocy od ojca to, to że masz tu spędzić wakacje i może nawet więcej. Wspomniał coś o próbie samobójczej, ale powiedział że mi to wytłumaczysz. Więc bądź tak łaskawa i mnie oświeć!- nie podobał mi się jego ton głosu.
- Nie krzycz na mnie- wysyczałam.
- Cholera jasna! Zacznij mówić!- chciałam odejść, ale znowu mnie powstrzymał jak w nocy.
Nie wytrzymałam. Z oczu poleciały mi łzy. Zaczęłam mówić bez ładu i składu. O tym jak mnie wyśmiewano, jak mi dokuczali i o tym filmiku. Co czułam wtedy i co robiłam. Że zaczęłam się głodzić, ciąć aż w końcu usiłowałam się zabić. Chłopak coraz szerzej otwierał oczy ze zdziwienia. Miałam wrażenie, że zaraz przyciągnie mnie do siebie i okryje ramionami. Niestety, nic takiego nie nastąpiło. „Jaka ja głupia” skarciłam się za to jak bardzo zaczęłam fantazjować na temat chłopaka.  Nic nie mówił przez dłuższy czas. Usiadłam i popijałam kawę. Łzy spływały po moich policzkach. Było jednak mi lżej na sercu, że mu powiedziałam. Nie wspomniałam tylko o cholernej tęsknocie i  uczuciach, które żywię do niego.
- Dlaczego mi nie mówiłaś?- spytał poważnie po dłuższym czasie milczenia.
- Nie odzywałeś się praktycznie- wypomniałam mu co go cholernie zasmuciło. Jeszcze bardziej niż moje wyznanie o ile się dało.
- Dorwę tego gnojka- wyszeptał jakby nie chciał abym tego słyszała. Więcej się nie odezwał.
- Po co idziesz do tego lekarza?- spytałam gdy stał w drzwiach już wychodził praktycznie.
- Kontrolne badania na serce- uśmiechnął się widząc moje przerażenie. – Spokojnie młoda, idziesz ze mną? w jego oczach zobaczyłam cos co mnie zaskoczyło. Chłopak wyraźnie chciał abym tam szła. Skinęłam głową.
 Miał kłopoty z sercem już od bardzo dawna.  Szliśmy uliczkami miasta, rozglądałam się chociaż nie zbyt uważnie. Już spędziłam tu trochę czasu i znałam je prawie, że na pamięć! Czułam się jak dawniej, chłopak zawsze był dużo wyższy ode mnie mimo iż podrosłam nic się nie zmieniło. Rozmowa nie szła tak jak zawsze, ale jednak rozmawialiśmy. Ach jak ja go potrzebowałam! Kevin nie pytał więcej o zdarzenia z Kanadzie, był wściekły na siebie, że praktycznie się nie odzywał.  Mój gniew na niego ustępował. Serce fikało koziołki gdy tak spacerowałam obok niego. Wiele dziewczyn patrzyło się na nas. Nic dziwnego właśnie spacerowała przez miasto z najprzystojniejszym facetem na świecie, do tego sławnym! Widziałam zazdrosne spojrzenia i uwielbienie narysowane na ich twarzach widząc go. Nie przejmowałam się tym. Ja byłam jego przyjaciółka, zanim stał się sławny! Przyjaciółką… jak bardzo chciałam aby ten stan się zmienił… Mimo długiej rozłąki i tego, że tak bardzo byłam zła na niego wcześniej dalej go kochałam…
Weszliśmy do szpitala, potem ruszyliśmy prosto przez wielki korytarz. Schodami na górę, potem prosto i w prawo. Chwilę później już siedzieliśmy przed gabinetem lekarza. Długo nie musieliśmy czekać, zaraz wyszła jakaś starsza pani i spojrzała na nas czule. Z gabinetu doszedł głos lekarza, że można wejść. I zostawił mnie. Siedziałam przed tym pokojem dobre pół godziny. Strach ogarniał mnie całą. Obiecywał zawsze, że będzie dbał o siebie. Zaczęłam wędrować po korytarzu w tą i w drugą. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, wyszedł. Uśmiechnięty od ucha do ucha. Szybkim krokiem znalazłam się tuz przed nim. Zaśmiał się widząc moją przerażoną minę.
- Spokojnie, wszystko jest dobrze- uśmiech gościł na jego twarzy chociaż widziałam w oczach coś… jakby lekki strach. – Cały zespół ma wolne i mam zamiar spędzić ten czas w domu. Chodź już bo nie lubię szpitali- pociągnął mnie za rękę i ruszyliśmy do wyjścia. Przez cały czas w szpitalu trzymał mnie za rękę, gdy wyszliśmy  puścił ją. Poczułam delikatne ukłucie w sercu.
 Po drodze do domu zaszliśmy na lody, zdziwił mnie fakt iż nadal pamięta jakie są moje ulubione,  „sorbet mango”.  Opowiadał jak to z chłopakami ćwiczy i tym podobne, nie zmuszał mnie do opowiadania o tym co się wydarzyło. Widział, że już więcej nie chce rozmawiać o tym. O dziwo dostali oni miesiąc wolnego, ale mieli w tym czasie jakieś wywiady wiec czasem będzie znikał. Wspomniał coś, że ma przyjść Tao dzisiaj. „Nawet jak mają wolne nie mogą bez siebie żyć?” przeszło mi przez myśl. Poczułam gniew, zazdrość… Za mną tak nie tęsknił. Weszliśmy do domu i zastał nas cudowny zapach dochodzący z kuchni. Chłopak prawie, ze pędem ruszył do kuchni. Ja dreptałam za nim z niewesołą miną. Nie miałam największej ochoty jeść, ani słuchać więcej opowiadań Kevina. Byłam zazdrosna i to cholernie. Bo do cholery tęsknił bardziej za kumplami niż za mną. Przywitałam się z „ciocią” , która oznajmiła mi że moje rzeczy już są w moim pokoju. Zjadłam pospiesznie w milczeniu obiad, chociaż tak naprawdę pogrzebałam w nim tylko i zostawiłam ich samych.
Poszłam do pokoju. Jasno zielone ściany, na jednej tej do której przylegał zagłówek łóżka był wymalowany na biało kwiat wiśni. Niewielki kremowy dywanik był na środku podłogi. Małe białe biurko tuż pod oknem, dwie szafki narożne i stolik nocny obok łóżka. Wszystko w białym kolorze. Na jednym ze stolików stała lampka z białą „stopką” i kremowym okryciem żarówki. Zasłony również były w kremowym kolorze. „Idealnie” pomyślałam. Usiadłam na łóżku, zrobionym  nie z drewna lecz metalowe z  pięknym zagłówkiem również w kolorze białym. Pościel zielona, w kremowe i białe ślaczki. Nogi skuliłam i oparłam na nich brodę. Wpatrywałam się w jasno brązowe drzwi. Czekałam… Chciałam aby w nich pojawił się YiFan, żeby mnie przytulił, powiedział, że tęskni. Znałam go i wiedziałam, że nigdy nie był dobry w wyrażaniu uczuć. Tylko matce mówił o uczuciach. Był z nią silnie związany. Po moich policzkach spłynęły pierwsze słone krople. Aż do jego przyjazdu czułam się świetnie w tym domu, teraz jednak już nie… Chciałam wrócić do Kanady, schować się przed nim. A dlaczego? Skoro tak cholernie za nim tęskniłam… Właśnie, tęskniłam tylko ja. On kompletnie miał gdzieś mnie. Dotarło to do mnie zbyt późno. Usłyszałam kroki na korytarzu, zbyt głośne aby należały do kobiety. Oznaczało to, że należą do YiFan’a. Myślałam, że idzie do siebie, ale nie. Ciche pukanie dotarło do mych uszu. Nie czekał jednak na pozwolenie wejścia, widząc moja zapłakaną twarz zamknął drzwi i szybkim krokiem znalazł się przy mnie. Usiadł obok na łóżku i otarł moje łzy.
- Czemu płaczesz?- spytał tak cicho jakby nie chciał wymawiać tych słów.
- Nienawidzę cie- wysyczałam patrząc mu prosto w oczy. Zdziwiło go to, ale nic nie mówił. Patrzył na mnie z bólem i złością. – Nienawidzę Cie YiFan! Wyjdź stąd! – wydarłam się po dłuższej chwili milczenia.
- Nie, powiedz mi co ci jest- ton jego głosu wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie zniesie sprzeciwu. Uderzyłam go w twarz. Dopiero po tym ocknęłam się. Zrobiłam to odruchowo, ze złości. Nie chciałam jednak tego, ale nie przeprosiłam go. W sumie, należało mu się.
- To za wszystkie dnie, które przecierpiałam z tęsknoty za tobą! Jesteś największym kretynem świata Kevin. Tęskniłam każdego dnia coraz bardziej, a ty jakby w ogóle naszej przyjaźni nie było- powiedziałam gniewnie.- Wyjdź stąd do cholery, bo przysięgam jeszcze dziś spakuje się i wrócę do Kanady a tam zrobię to co ostatnio mi nie wyszło.
- Przestań…- powiedział, a do jego oczu naszły łzy. – Jesteś egoistką, jak możesz krzywdzić siebie. To najbardziej egoistyczna postawa jaką człowiek może przyjąć. Robisz to bo tak chcesz, nie myśląc o tym co czują twoi rodzice, co czuję ja…- wyszeptał ostatnie trzy słowa.
- Ty postąpiłeś egoistycznie nie kontaktując się praktycznie ze mną! Nic dla ciebie nie znaczyła nasza przyjaźń! A tak naprawdę przetrwałabym te docinki ludzi bez cięcia się gdybyś do cholery jasnej chociaż się odzywał! To tęsknota za tobą  przygnębiła mnie najbardziej do cholery! Jesteś dupkiem YiFan! Wyjdź- zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Coraz głośniej szlochałam, byłam gotowa uderzyć go jeszcze raz jeśli powie jeszcze cokolwiek. Miałam dość słuchania jego nędznych wymówek, pouczeń i kazań.
- Jeśli myślisz, że nie tęskniłem za tobą to się mylisz… Żałuję, że nie mogłem poświęcać więcej czasu na rozmowy z tobą. Czułem, że coś jest nie tak, że coś cie męczy. Czułem to mimo, iż nic nie wiedziałem. Co jakiś czas dzwoniłem do twojej mamy, ale ona nigdy nic nie mówiła. Wiedziałem, że ty mi prawdy byś nie powiedziała, więc nie było sensu pytać. Ale martwiłem się. Nie pozwolę wrócić ci do Kanady, bo gdy będziesz tutaj będę mógł częściej się z tobą kontaktować. Egoistyczne wiem. Ale inaczej być nie może. Nie pozwolę też abyś więcej cierpiała – patrzyłam na niego z szeroko otartymi oczami. Nie wiedziałam co powiedzieć, nagle moja złość zaczęła odchodzić. Na jej miejsce wstępowało pożądanie i miłość…
- YiFan…- chciałam coś powiedzieć, ale nie potrafiłam zebrać słów.
- Kocham Cię- powiedział najczulej jak potrafił. Nie byłam pewna czy to czasem nie jest sen. Ale gdy przyciągnął mnie do siebie i pocałował rozumiałam, że nawet jeśli to nie chcę się z niego budzić. – Najbardziej na świecie…- wyszeptał mi do ucha.
- Ja zrozumiałam, że cię kocham jak tylko wyjechałeś…- powiedziałam przez łzy.

- Ja dużo wcześniej- uśmiechnął się i ponownie złączył nasze usta w pocałunku. Tak czułym i delikatnym, jakby bał się, że zaraz mnie straci. Tak krucha i cudowna miłość kryła się w nas od tylu lat… Ta chwila była najważniejsza w naszym życiu, była przełomem. Bo oto z przyjaźni przeszliśmy w miłość. Delikatna, krucha i wrażliwa. Namiętna i czuła. Jak wiatr, którego nie widać ale czuć. Jak ogień świecy, o który trzeba dbać. Nasza miłość, wyjątkowa miłość. 





Wasza Yehet~

3 komentarze:

  1. ;-; Doprowadziłaś mnie do łez wiesz? Każde słowo czytałam to z co raz szybszym biciem serca i na sam koniec nie mogłam się uspokoić. Tak cholernie dobrze opisałaś wszystko, że aż zapiera dech, naprawdę.
    Dziękuje za dedykację kochana :*
    Nie wiem co mam jeszcze napisać, bo zwyczajnie nie umiem opisać tego co czuje i pod jak wielkim wrażeniem jestem~ Coś mi się wydaje, że będę mieć do tego shota bardzo duży sentyment i jeszcze wiele razy do niego wrócę :3
    Weny kochana ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. To było piękne ;;
    *nie wie co napsiać, nigdy nie była dobra w pisaniu kom*
    Weny życzę ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuję za dedykacje!
    Przepraszam, że tak późno komentuję, ale wcześniej nie byłam w stanie >.<
    TAK KOCHAM KRISA! I TAK TAK TAK TAK TAK TAK KOCHAM TO OPOWIADANIE!
    Widzę, że włożyłaś w nie duuuuużo serca <3
    Jeszcze raz dzięki dzięki dzięki!
    Uwielbiam Cię!
    ~Anakin ^^

    OdpowiedzUsuń