Boję się, że wam się nie spodoba to opowiadanie.
Napisałam je w dzień kiedy cover Lu wszedł do internetu.
To ona była moją weną.
Cóż słuchając tego taka historia utowrzyła się w mojej głowię.
Zapraszam do czytania i komentowania!
Ale aby czytać musicie słuchać też tego ( słuchawki na uszy i słuchamy!) :
https://www.youtube.com/watch?v=6QEQN6Btr40
Pisk opon, trzask, krzyk, ciemność.
Pamiętaj o mnie zawsze.
…
Pot spływał po moim czole, czułem jak koszulka oblepia moje
ciało. Strach ogarniał mnie całego, czarne wizje przelatywały mi w głowie. Co
kolejna to gorsza. Cholera jasna!- krzyknąłem w myślach. Pędziłem samochodem,
nie zwracając uwagi na znaki drogowe, jakie przepisy łamię i na to, że wszyscy
na mnie trąbią. Liczyła się tylko dziewczyna leżąca w szpitalu, ta która nosiła
w sobie moje dziecko. Ta sama, którą dzisiejszego ranka całowałem i
przytulałem. „ Pana żona trafiła właśnie
do szpitala, musi się pan jak najszybciej zjawić”
Na parking szpitalny wjechałem z piskiem opon. Nie zwracając
uwagi na ludzi przechodzących wbiegłem do szpitala potrącając jakiegoś
mężczyznę. „ Przepraszam” wyszło z moich ust. Biegłem ile miałem sił do
rejestracji a potem do sali na której leżała ona. Niewysoka dziewczyna, śniada
cera, brązowe włosy, przepełnione czułością oczy. Stróżka krwi spływała z jej
skroni, na jej pięknej twarzy widniał grymas bólu. Tak bardzo chciałem jej
pomóc, ale nic nie mogłem. Złapałem ją za rękę i starałem się uspokoić. Siniaki
zdobiące jej ciało, przeraziły mnie. Spojrzałem an lekarza, który wykonywał
właśnie badanie USG sprawdzając czy dziecku nic nie grozi.
- Musimy szybko wykonać cesarkę!- wydarł się po chwili i
zawołał do siebie dwie pielęgniarki. – Niestety musi pan wyjść z sali. Pana
żona i dziecko są w stanie zagrożenia życia. Przykro mi- powiedział i wypchnął
mnie wręcz siłą z pomieszczenia. Widziałem jak moja ukochana porusza ustami,
chcąc powiedzieć coś ważnego. Wyczytałem z ruchów jej warg „ ratuj ją”. Łzy
spływały po moich policzkach. Nie wiedziałem nic o wypadku, nie miałem pojęcia
kto go spowodował i jak to się stało. Nie chciałem tego wiedzieć.
Uderzyłem pięściami w ścianę tuż obok drzwi pokoju, w którym
odbywała się akcja ratunkowa mojej ukochanej i naszego dziecka. Oboje za młodzi
na zostanie rodzicami, jednak poważnie zabraliśmy się za układanie naszego
życia. Usiadłem na podłodze nie wiedząc co robić, łzy spływały a godziny
mijały. Wszystko szło jak dla mnie w zwolnionym tempie.
Co jeśli dziecko albo
ona umrze?
Nie poradzę sobie.
Nie może mnie zostawić.
Tyle jeszcze przed
nami.
Sekunda za sekundą, minuta za minutą. Zegarek na moim ręku
cykał w swoim rytmie. Wszystko w tym momencie doprowadzało mnie do szału. Bałem
się. Czułem, że zawiodłem na każdym możliwym polu. Osiem miesięcy oczekiwania
na przyjście na świata naszego owocu miłości. Młodzieńcza miłość miała być
wieczna.
Kolejne minuty czekania doprowadzały mnie do obłędu.
Chodziłem w jedna i drugą, uderzałem co chwila o ściany pięściami. Nagle
wszystkie wspomnienia przelatywały przez moją głowę. Nasze pierwsze spotkanie,
pierwszy pocałunek, moje oświadczyny. Wszystko.
…
Życie na pozór tak długie, a jednak tak krótkie. Wiele w nim można
przewidzieć tak mało zrozumieć. Często zaskakuje, czasem przeraża, wiele razy
nie wiesz co dalej, zawsze inaczej… Brniemy przez to, aż do upadłego. Śmierć
nie jest czymś przyjemny, nigdy nie była i nie będzie. Śpieszmy się kochać
ludzi, tak szybko od nas odchodzą… Tak niewiele czasu mamy aby kochać, śmiać
się i cieszyć. Czasem dostajemy drugą szansę, ale nie warto liczyć na nią. Nie
biegnijmy niepotrzebnie, czasem trzeba przystanąć aby nie zginąć.. Czasem
trzeba żyć powoli, aby nie umierać za szybko…
„Śmierć jest minimum. Minimum wszystkiego. Podczas tych
godzin, gdy jesteś tak blisko drugiej osoby, z dwojga niemal stajecie się
jednym... Minimum... Miłość jest śmiercią: śmiercią odrębności,
śmiercią dystansu, śmiercią czasu. W trzymaniu się z dziewczyną
za ręce najpiękniejsze jest to, że po chwili zapominasz,
która ręka jest Twoja. Zapominasz, że są dwie,
nie jedna. „
…
- Przykro mi… Nie udało nam się uratować pańskiej żony-
powiedział wysoki mężczyzna w kitlu. Widać było jak bardzo jest mu źle z tym,
że nie był w stanie jej uratować. Zacząłem płakać jeszcze gorzej, jak małe
dziecko. Zupełnie się rozkleiłem. Ze złości szarpnąłem nim raz czy dwa. W
totalnym amoku, kompletnie przestałem myśleć o tym co robię.- Pana córka jednak
żyje… Będzie długo w szpitalu przebywać, jednak to dlatego, iż jest
wcześniakiem. Żadnych większych szkód nie odniosła- powiedział spokojnie, gdy
puściłem jego fartuch za który wcześniej trzymałem. Spojrzałem na niego
zaskoczony. Córka…
Mamy córkę kochanie…
…
Patrzyłem na zwiniątko leżące w inkubatorze. Zaróżowione,
maleńkie, takie delikatne. Kolejny raz łzy spłynęły tego dnia po moich
policzkach. Minął tydzień od wypadku, przez ten czas nie potrafiłem przyjść i
popatrzeć na małą. Każdego dnia przychodziłem pytałem co i jak, ale nigdy nie
odważyłem się na nią spojrzeć. Dziś jednak nie mogłem inaczej. Urodziła się
dokładnie tydzień przed urodzinami swojej matki, mojej ukochanej… Rodzice byli
przy mnie 24 godziny na dobę. Nie pozwalali całkowicie się załamać, jednak ja
nie umiałem inaczej. Całe siedem dni płakałem zamknięty w swoim pokoju przez
większość czasu. Wczoraj był pogrzeb, kobiety którą kochałem całym sercem.
Nie potrafiłem spojrzeć na małą przez cały tydzień, jednak
tego dnia przyszedłem. Moja mama przyprowadziła mnie siłą. Jednak do sali dla
noworodków wszedłem sam. Gdy spojrzałem na cudne maleństwo leżące w
inkubatorze, przypięte do specjalnych sprzętów wystraszyłem się. Mała jest
zdrowa jak ryba, tylko jest wcześniakiem- powtarzał lekarz każdego dnia. Była
malutka, moja mała księżniczka. Pokochałem ją na nowo po zobaczeniu. Od razu
zobaczyłem w niej swoją ukochaną. Całkowita ona. I dobrze, będziesz najśliczniejszą królewną skarbie.
- Han SeoMin… Tak skarbie, będziesz SeoMin… Po mamusi-
powiedziałem, a łzy spłynęły po moich policzkach.
…
Patrzyłam przez wielkie okno w moim pokoiku. Ogromne drzewa
wyglądały jak namalowane. Promienie
słoneczne tak czule pieściły liście, którymi były porośnięte pnie. Widziałam
nie raz jak biegały wśród nich elfy wołające mnie do zabawy. Tak śmiesznie
ubrane, w czapki z długimi ogonami, niebieskie spodnie i czerwone bluzeczki. Wszystkie
wirowały w rytm muzyki, jaką tworzył wiatr grając na gałęziach i listkach.
Kilka razy w śród nich tańcowały wróżki, które za pomocą swojego
czarodziejskiego pyłku sprawiały, że rośliny rosnące dookoła ożywały i również
się bawiły. Ile razy chciałam tam pobiec i razem z nimi cieszyć się muzyką.
Jednak za każdym razem kiedy tam się zjawiałam one znikały. Nie uciekały w
popłochu przed większą od siebie istotą, one po prostu rozpływały się w
powietrzu. Biegałam tak kilkanaście razy, aż w końcu przestałam. Cieszyłam się,
ze chociaż mogę podziwiać ich z mojego okna.
- SeoMin skarbie obiad na stole- do mojego pokoju weszła
babcia a elfiki zniknęły.
- Już idę babciu- podskoczyłam na krzesełku i pobiegłam w
jej stronę. Przytuliła mnie ciepło.
Moja babcia zawsze emanowała ciepłem i radością. Uwielbiałam
spędzać z nią czas, pomagać w kuchni. Często też na mnie krzyczała, ale wtedy w
mojej obronie stawał dziadek. Jeden z najsilniejszych panów jakich znałam.
Spędzał dużo czasu w garażu na reperowaniu wszystkiego co wskoczyło mu w
dłonie, albo naprawiał coś w domu. Niestety gdy tylko chciałam iść do jego
pracowni by razem z nim coś „pomajstrować” jak to mówią starsi babcia
krzyczała, że to nie jest dla dziewczynek.
Usiadłam na krzesełku przeznaczonym już dla dorosłych ludzi.
Tak bardzo byłam dumna z siebie, że nie muszę już siedzieć w specjalnym dla
dzieci. 6 lat to oznaka dorosłości! Spojrzałam na różową miseczkę wypełnioną
ryżem. Dookoła były różne inne miski z warzywami, mięsem dla mnie i dla
dziadka. Wszystko wyglądało tak kolorowo
i pięknie.
- Moja wnuczka pewnie głodna jak wilk!- usłyszałam twardy
głos. Dziadek wszedł do kuchni i od razu zaczął jeść.
- Tak!- krzyknęłam radośnie, za co babcia spojrzała na mnie
karcąco. Uśmiechnęłam się do niej przepraszająco, a ona westchnęła i pokiwała
głową zrezygnowana.
…
Siedziałam na podłodze patrząc w drzwi wejściowe. Babcia
powiedziała „ za kilka minut wróci twój tata” , więc czekałam an niego uparcie
twierdząc, że muszę przywitać go w wejściu. Ubrana w zieloną piżamkę z misiami
i różowe skarpetki zrobione z włóczki przez babunię siedziałam uparcie
twierdząc, że wcale nie jest mi zimno. Pomimo gęsiej skórki na całym ciele nie
mogłam iść do łóżka i czekać tam, aż przyjdzie i da mi buziaka na dobranoc.
- Ja chce tatę dzisiaj ukołysać do snu! – wykrzyczałam
bliska łez dziadkowi, który właśnie wziął mnie na ręce z zamiarem zabrania z
zimnej podłogi. Szamotałam się i piszczałam aby mnie puścił, aż usłyszałam
trzask drzwi. Zostałam wyswobodzona z żelaznego, ale czułego uścisku.
- Co tu się dzieje?- spytał najprzystojniejszy chłopiec
jakiego znałam i wiedziałam, że nikt nigdy nie będzie lepszy od niego.
- Tatuś!- pobiegłam prosto do niego rzucając się mu w
ramiona.
- Czemu moja mała księżniczka nie jest w łóżku?- zapytał i
mimo groźnej miny jaką zrobił wiedziałam, że żartuję. Po chwili śmiał się i
połaskotał mnie.
- Dzisiaj ja usypiam tatusia- powiedziałam poważnym głosem i
spojrzałam mu w oczy. Wszyscy mówili, że mamy je takie same. – Ale najpierw
musisz zjeść ciasteczko jakie zrobiłam!- nagle przypomniałam sobie o wypieku
jaki zrobiłam dzisiaj z babcią.
…
Trzask, skrzypniecie, moje serduszko biło jeszcze głośniej.
Schowałam się cała pod kołdrę, tak aby ani jeden fragment mojego ciała nie
wystawał. W głowie wirowało tysiące przerażających dźwięków. Doskonale
widziałam jak do szafy chowa się jeden z tych strasznych potworów. To oni
przeganiają elfy, gdy nadchodzi ciemność. Muszę
się dostać do tatusia, tatuś mnie obroni. On nie pozwoli aby te potwory mnie
jadły. Ja nie chce być jedzona! Wiatr szalał na dworze niezadowolony,
piszczał przy każdym ruchu jaki wykonał. Wariował, przemierzał drogę w jedna i
w drugą. Tak strasznie chce do tatusia!
Usłyszałam głośny huk dobiegający z zewnątrz. Deszcz dzwonił o parapety, wręcz
uderzał z wielką mocą aby pokazać, że też ma coś tu do powiedzenia. Wszystko
takie straszne i głośne. Oczami wyobraźni widziałam jak potwór jeden wychodzi
spod mojego łóżka a drugi wyłazi z szafy, w której się schował.
- Tatusiu!!!!!!!!!!!!!!- wykrzyczałam najgłośniej jak
potrafiłam, ale bałam się, że to i tak za cicho. Powtórzyłam czynność jeszcze
raz. Łzy spływały po policzkach, tak bardzo przerażały mnie te stwory.
- Kochanie co się dzieje?- usłyszałam i już wyskoczyłam z
kołdry aby znaleźć się w ramionach ojca. Zapalił światło i porwał mnie na ręce.
- Tatusiu tu są potwory!- załkałam. Jeden tu pod łóżkiem a
dugi w szafie. Tatusiu ja się boję!- uczepiłam się mocno za jego szyję i
obięłam nogami w pasie. Gładził mnie po plecach, a ja szlochałam przerażona. –
Chce spać z tobą, nie zostawiaj mnie tu, nie chce tu być tatusiu- powiedziałam
przez łzy i spojrzałam w jego oczy.
…
Widząc tak przerażone oczka mojej córki nie mogłem nie
reagować. Zawsze bała się burzy, będąc jeszcze w kołysce robiła wielkie
zamieszanie gdy była burza. Płakała w niebogłosy, chociaż jej pokoik miał
szczelne okna takie, które tłumiły dźwięk
nawet te najgłośniejsze wydawały się takie cichutkie. Przytuliłem ją
jeszcze mocniej do siebie i zgasiłem światło. Zabrałem do swojej sypialni i
położyłem po jednej stronie dwuosobowego łóżka. Te łóżko kupiliśmy wraz z matką
małej tuż przed jej wypadkiem… Nikogo więcej prócz niej nie miałem. Nie
szukałem nikogo, ale też nie potrzebowałem. Miałem mój mały skarb i czego
więcej mi potrzeba? Krucha, delikatna tak podobna do niej dziewczynka, nasza
córka. Teraz trzęsła się ze strachu i płakała. Zawsze uśmiechnięta i radosna, w
czasie burzy zmieniała się o sto osiemdziesiąt stopni.
- Ciii… Cichutku skarbie… Nie płacz proszę bo tatusia boli
jak jego aniołek jest smutny- powiedziałem. Usiadłem na łóżku, a mała zaraz
wskoczyła mi na kolana. Okryłem ją kołdrą i kołysałem. Po chwili zacząłem nucić
jedną z kołysanek, które napisała jej matka, moja ukochana. Jeszcze zanim ona
odeszła, pisała teksty piosenek a ja je śpiewałem. Postanowiliśmy, że nasze
dziecko będzie musiało co wieczór słyszeć te melodie i słowa. Ona miała jej
czytać wierszyki a ja śpiewać kołysanki… Jednak zostawiła nas na tym świecie
samych i mała mogła tylko słuchać mojego głosu…
Drobne ciałko zaczynało się rozluźniać. Śpiewałem coraz
ciszej, z każdym kolejnym wersem mała robiła się spokojniejsza. Odgarnąłem
pukiel włosów zaplątany na jej pięknej twarzyczce. Oczy miała przymknięte,
oddychała miarowo. Nie ma słów, które opisują uczucia jakie targają człowiekiem
w takiej chwili. Trzymając w objęciach cały swój świat i szczęście byłem
poruszony, jak za każdym razem w takiej
chwili kilka kropel łez spłynęło z moich oczu. Szkoda, że tego nie widzisz kochanie. Jest taka cudowna, byłabyś
szczęśliwa… Dziękuję za taki prezent Jagiya… Dziękuję ci najdroższa.
Wasza Yehet~
Ok.. to jest naprawdę piękne! Początkek smutny i poruszający.. ;; najbardziej podoba mi się ta część opowiadania, w której SeoMin jest narratorką. Taki widok na świat oczami małego dziecka ;3 wyszło bardzo uroczo :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życze weny Anakin ~~^^
Bardzo mi się podoba ten blog. Ciekawe historię, naprawdę. Ten opowiadanie jest śliczne, takie.. Prawdziwe. Czekam na kolejne opowiadania i na wspaniałą kontynuację Sehuna. Pozdrawiam i życzę weny :D
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać, zatkało mnie. Niesamowite :D
OdpowiedzUsuńSuuuuper :3 Luhan tatuś ❤ chciała bym mieć takiego xd
OdpowiedzUsuńSuuuuper :3 Luhan tatuś ❤ chciała bym mieć takiego xd
OdpowiedzUsuń