piątek, 22 sierpnia 2014

1 Rozdział ~ ...

Witajcie!
Mam dla was pierwszy rozdział tego nowego opowiadania. Zgadniecie szybko kto jest tym wspaniałym wybrankiem naszego opowiadania! :)
Mam też nadzieję, że nie poległam na tym opowiadaniu. Jest ono naprawde wielkim wyzawniem dla mnie i dla Ohorat a ten rozdział pisałam ja sama... I boję się, że coś spieprzyłam. Serio.


Idąc przez biały korytarz, którego jasność wręcz oślepia moje oczy, nie myślę gdzie jestem, po co i dlaczego. Zastanawia mnie tylko co mnie tu czeka. Nic prócz oślepiającego białego nie widać. Wszystko jest takie nieskazitelne, piękne, niewinne. Stanęłam na środku wielkiego korytarza. Rozejrzałam się dookoła. Pustka.
Co się ze mną dzieje?
Dlaczego tu jest tak przyjemnie?
Kim jestem?
            Po mojej głowie krążyło wiele pytań, na które nie chcę nawet znać odpowiedzi. Nie potrzebuje tego. Wszystko i nic. Nie ma znaczenia to co tu robię, jak długo tu jestem i wszystko inne.
Jestem szczęśliwa?
Ale co to jest szczęście?
Skąd znam te słowo?
Wzięłam dwa głębsze oddechy i ruszyłam dalej. Tak po prostu szłam w kierunku czego?
***
- Doktorze to już kolejny miesiąc kiedy ona się nie budzi- powiedziała pulchna pielęgniarka.
- Wiem… - wyszeptał młody lekarz w okularach.
-Musicie jej pomóc- odezwał się wysoki chłopak o ciemno brązowych oczach. Wszedł właśnie do pomieszczenia szpitalnego, w którym się znajdowałaś.
- Robimy co tylko się da - odpowiedział doktor ze smutną miną.
- Uratuj ją – poważny ton chłopaka zdziwił personel szpitalny. Zawzięty i wrogi. Jak nie on.
- Ty już ja uratowałeś braciszku- lekarz postarał wymusić na sobie delikatny chociaż uśmiech.
***
Usiadłam na niewielkiej ławeczce w parku. Wszystko wyglądało tak znajomo a zarazem tak obco. Ludzie przechodzili obok mnie, ale tak szybko, że nie byłam w stanie nawet rozpoznać ich twarzy. Wszystko działo się jakby w zdwojonym tempie a ja przyglądałam się temu bez większego zaciekawienia. Po prostu przyglądałam. Wszystko takie zamazane, nijakie barwy, takie… bez wyrazu. Nieświadomie przyłożyłam rękę do klatki piersiowej. Sama nie wiem czego tam szukałam.
Czy tu nie powinno coś bić?
            Bije… ale zbyt delikatnie.
            Kolejne spojrzenie na zabieganych ludzi. Nic się nie zgadzało, a może to moje wyobrażenie? Wszystko nikło w mych oczach. Stawało się coraz bledsze i bledsze.
Oślepiająca biel ogarnęła przestrzeń. Dziwne pomieszczenie. Wszędzie biało. Rozejrzałam się, ale nic nie zobaczyłam. Siedziałam na białej ławeczce zrobionej z jakiegoś metalu.
- Pewnie się zastanawiasz co tu robisz- to było bardziej stwierdzenie niż pytanie. Spojrzałam się na boki i po prawej stronie, gdzie przedtem nikogo nie było teraz siedział chłopak.
Nie zdziwiło mnie to, ale czy ja wiem co to jest zdziwienie?
- Nie, nie zastanawiam się- odpowiedziałam uczciwie.
- Kompletna niewiedza cię nie złości?- zapytał nie patrząc nawet na mnie. Wysoki, szczupły, ciemno brązowe włosy, duże piękne oczy i odstające uszy.
- Nie, ale jeśli masz ochotę opowiedz mi o tym – poczułam jak moje usta wyginają się w dziwny grymas. „Uśmiech” przeszło mi przez myśl.
- Jesteś na krawędzi życia- zaśmiał się.
- Czego?- przekrzywiłam głowę i poczułam chęć dowiedzenia się czegoś więcej. Tak. Poczułam jak ciekawość powoli pojawia się w mojej głowie.
- Życia. Cóż to coś w rodzaju drogi, kroczysz po niej napotykając różne przeciwności, różne osoby i inne takie. Nie zawsze jest to wszystko przyjemne. Czasem jest okrutnie boleśnie, ale wszystko da się przezwyciężyć. Człowiek dąży w kierunku szczęścia, czuje strach, czasem ból, tęskni za kimś lub za czymś. To wszystko pojawia się na tej drodze usłanej nie tylko płatkami róż- uśmiechał się przez cały czas, ale mimo to miał poważny ton głosu.
- Czym jest szczęście? Czym jest strach? Co to tęsknota? Co to jest ból? – zadawałam mnóstwo pytań. On tylko się zaśmiał.
- Odpowiedzi na te pytania poznasz już niedługo – zaśmiał się.
***
Czułam jak coś przeszywa moją głowię. Słyszałam szepty, ciche pikanie, szum wiatru. Ciemność ogarnęła mnie całkowicie. Całe moje ciało było zdrętwiałe i obolałe. Było mi zimno. Starałam się skupić wszystkie swoje mięśnie, już myślałam że otworzę oczy ale gdy tylko delikatnie je uchyliłam zamknęły się na nowo. W głowie mi huczało, a okropny ból całego ciała coraz bardziej mi doskwierał. „Spróbuję jeszcze raz” pomyślałam. Kolejny raz skupiłam się mocno. Kolejne otwarcie powiek, tym razem szerzej, aczkolwiek dalej niewystarczająco. „Jeszcze raz” usłyszałam głos w mojej głowię. Tak. Musze spróbować jeszcze raz.
 Ponownie skupiłam się na tej jednej czynności, kilka nieznacznych mrugnięć.
Jeszcze większe skupienie. Kolejne mrugnięcie tym razem dłużej wytrzymałam mając otwarte oczy.
Z całych sił zmusiłam się do większego skupienia. Otworzyłam je. Jasność pomieszczenia oślepiła mnie na moment. Zaczęłam gwałtownie i szybko mrugać chcąc przyzwyczaić wzrok do światła.
Gdy mój wzrok przyzwyczaił się do jasności w pomieszczeniu, dokładnie się rozejrzałam.  Na ścianach były kafelki biało zielone. Praktycznie żadnych mebli, zaledwie jedno łóżko na którym leżałam, obok niewielka szafka, na której był wazon z bukietem żółto-czerwonych tulipanów. Z drugiej strony łóżka było jakieś urządzenie, do którego byłam podłączona. To ono tak pikało. Nagle poczułam okropny ból głowy, przed oczyma widziałam :
potłuczone szkło,
krew,
oraz inne niespójne ze sobą obrazy.
Drzewa ustawione pod dziwnym kątem.
Jeszcze więcej szkła.
Jeszcze więcej krwi.
Zaczęłam szamotać się na łóżku nie wiedząc co się dzieje. Poczułam jak z oczu spływają mi niewielkie słone krople. Nieświadoma tego co się dzieję usłyszałam krzyk. To był mój krzyk. Serce biło coraz mocniej i mocniej. Dłonie miałam całe spocone. Dokładniej się sobie przyjrzałam byłam cała podłączona do tego dziwnego urządzenia. Wszystko było takie… przerażające? Moje myśli były przerażające. Szybko pociągnęłam z całej siły za kabelki podłączone do mojej klatki piersiowej. Ogromny ból, który czułam w każdym mięśniu zwiększył się. Spojrzałam nadgarstek, do którego również było cos podłączone. Wyrwałam to, a z tego miejsca zaczęła sączyć się rew. Kolejne krzyki wydobyły się z mojego gardła. Jakaś pulchna kobieta ubrana na biało szybko chwyciła mnie  za ramiona i zaczęła uspokajać. Dalej płakałam i wydzierałam się. Gdy mnie tak trzymała z całych sił moje serce podeszło mi do gardła. Strach narastał. Po chwili przybiegł mężczyzna w niebieskiej koszuli a na to miał biały fartuch narzucony. Wstrzyknął mi coś.
Ciemność.





W orginale jest podane imię owego chłopca, ale usunęłam specjalnie abyście miały trochę tajemniczości tutaj.;) Jak oceniacie? Poległam aż tak bardzo?!;c 

~Yehet.

2 komentarze:

  1. W ogóle nie poległaś!!!!!
    To jest, to jest, to jest MEGA!!!!!! *.*
    Taki tajemniczy nastrój wgl lsjf;lajf;ajfe ;awef a;jf
    Eh.. jak czytam blogi innych coraz bardziej załamuję się nad swoim pisanie.. xD
    Czekam na ciągdalszy!
    Pozdrowionka Anakin ~~^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Poleglaś? Oczywiscie że nie ;3
    Kocham tajemniczość w opowiadaniach, świetnie napisany rozdział, czyta się bardzo przyjemnie :3
    No i mega wciąga ^^
    Z niecierpliwoscią wyczekuję dalszego ciągu :)
    HWAITING! ;3

    OdpowiedzUsuń