sobota, 8 listopada 2014

Beznadziejne życie ~ Kris

Witajcie wszyscy!! <3
Chciałam się z wami podzielić opowiadaniem, które napisałam specjalnie dla Yehet. Jej się podobało z czego bardzo się cieszę i mam nadzieje, że wam również ono przypadnie do gustu.
Zapraszam wszystkich do czytania :)
***

Głęboki wdech i kolejne odbicie piłki o betonową powierzchnie boiska do koszykówki. Uwielbiałam to. Koszykówka była dla mnie całym moim życiem. Od kiedy pierwszy raz wzięłam do ręki pomarańczową piłkę do kosza wiedziałam, że to jest to. Moja pasja.
Zaczęłam grać kilka lat temu. Chciałam uciec od problemów, moi rodzice się rozwiedli, mnie dręczyli w szkole. Będąc na boisku nic innego się nie liczyło. Uwielbiałam ćwiczyć aż do utraty tchu. Często wracałam do domu już późno w nocy, mocno spocona całodniowym bieganiem, ale byłam dzięki temu choć na chwilę szczęśliwa.
- To znowu ona? Czemu jest tutaj za każdym razem?- usłyszałam jakiś oburzony głos piskliwej dziewczyny. Podniosłam na nią wzrok i zorientowałam się, że to po raz kolejny napalone fanki chłopaka, który często przychodził na boisko. Zazwyczaj nie zwracałam na niego większej uwagi, skupiałam się na celnym rzucaniu. Niestety on dosyć często lubił mi dokuczać, twierdził, że koszykówka nie jest dla dziewczyn, że powinnam sobie darować. Mówił to z dużym drwiącym uśmieszkiem. Za każdym razem kiedy pojawiał się on, pojawiały się też te dziwne fanki. Nie wiedziałam co w nim widzą, owszem był przystojny, nawet bardzo, ale był totalnym gburem i ponurym dupkiem.
- Nadal grasz w kosza?- usłyszałam za sobą męski głos Krisa.- Nie uważasz, że to mało kobieca gra?- uśmiechnął się drwiąco.
- Powiedział koleś w różowych trampkach.- odparłam chcąc aby się ode mnie odczepił. Byłam w złym humorze i wolałam tego nie pogarszać kolejną kłótnią.
- One są filetowe!- odparł od razu. Chyba zezłościłam go krytykując jego zmysł modowy.
- Jasne… Jak uważasz.- mruknęłam i zaczęłam zbierać z ziemi swoje rzeczy. Nie miałam ochoty go oglądać, słuchać jęków tych napalonych dziewczyn. Chciałam być sama.
Niestety jak mieć pecha to po całości, prawda?
Kiedy pakowałam rzeczy do mojej sportowej torby, na boisku pojawił się MinYong. Bezczelny, paskudny, obrzydliwy dupek, który nie daje mi normalnie żyć. Bardzo chciał mnie MIEĆ. Nic innego go nie interesowało. Chciał mnie na własność i tyle. Bywał agresywny, ale zawsze udawało mi się uciec.
- Witaj SoYeon. Tęskniłaś?- powiedział, a ja myślałam, że zwymiotuje. To w jaki sposób on to wypowiadał. Bueh!
- Raczej nie bardzo.- odparłam.
- Co jesteś taka oschła skarbie?
- Nie mów do mnie tak!- krzyknęłam.
Szczerze mówiąc trochę się go bałam. Na początku po prostu używał wobec mnie jakiś tani podryw, ale z czasem stał się odważniejszy. Dotykał moich kolan, ramion. Obrzydzało mnie to i przerażało, a najbardziej kiedy pierwszy raz brutalnie szarpnął mnie za ramię. Przez kilka tygodni miałam ślady jego paznokci na skórze.
Chciałam go ominąć w bramie, ale poczułam, że chwyta mnie za nadgarstek. Gwałtownie odwrócił mnie twarzą w swoją stronę i spojrzał w oczy.
- Będziesz moja. Zapamiętaj to sobie.- mruknął i z miną rasowego zboczeńca oblizał dolną wargę. Wszystkiemu z oddali przyglądał się Kris. Jego twarz nie wyrażała większych emocji, po prostu na nas patrzył jakby czekał co dalej wyniknie z tej sytuacji.
Szybko wyrwałam rękę z brutalnego uścisku i biegiem ruszyłam do domu. W oczach stanęły mi łzy. Byłam wściekła, że MinYong upokorzył mnie na oczach Krisa i jego bezmózgich fanek. Nie chciałam aby ktokolwiek widział jaka potrafię być słaba, bezużyteczna…
Kiedy dobiegłam do domu oczywiście nikogo w nim nie było. Po rozwodzie moja mama, z którą mieszkałam zaczęła bardzo dużo pracować aby mogła utrzymać nas na w miarę dobrym poziomie. Tata oczywiście płacił alimenty, ale te pieniądze były moje. Uzgodnili tak z mamą i tak właśnie było. Miałam na własne wydatki i nie mogłam narzekać na brak środków na koncie. Niestety nie miałam ich gdzie wydawać gdyż nie chodziłam do kina, nie spotykałam się ze znajomymi w kawiarniach, a to dlatego, że po prostu nie miałam znajomych. Wszyscy unikali kontaktu ze mną przez tego popapranego MinYong. Wszyscy się go bali więc nie chcieli zadawać się z kimś kogo on nachodzi. Proste i logiczne.
Z wściekłością rzuciłam się na łóżko i po prostu zaczęłam płakać. Bo co innego miałam zrobić?

***


Po tym incydencie przestałam na jakiś czas chodzić na boisko. Nie chciałam pokazać się YiFan’owi na oczy. Nie po tym jak zobaczył jaka jestem beznadziejna. Miałby kolejny powód do tego aby się ze mnie naśmiewać.
Niestety nie wytrwałam w moim postanowieniu zbyt długo. Boisko do kosza przyciągało mnie niczym magnes. Musiałam grać. To było dla mnie jak powietrze. Bez tego nie da się żyć. Jednak aby uniknąć chłopaka wybrałam się na boisko jeszcze przed wschodem słońca.
Powietrze na zewnątrz, mimo lata było dosyć zimne. Ubrana w moje niebieskie, krótkie spodenki, białą bokserkę i cienką bluzę ruszyłam na boisko. Całą drogę obracałam piłkę w dłoniach i nie spuszczałam z niej wzroku co skończyło się dosyć niebezpiecznym potknięciem. O mało co nie wylądowałabym na twarzą prosto na chodniku, ale jakoś udało mi się utrzymać równowagę.
Rozgrzałam trochę swoje mięśnie i zaczęłam kozłować piłkę.
Wiedziałam, że gra w kosza nie idzie mi najlepiej. Grałam całkiem dobrze, ale chciałam być jeszcze lepsza. Chciałam wszystkim udowodnić, że ja tez coś potrafię. Że dziewczyna może być najlepsza w takiej grze.
Kiedy tylko trochę wprawiłam się w grę na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Nie ten sztuczny, który przyklejałam do twarzy każdego ranka aby nie wzbudzać u mamy jakichkolwiek podejrzeń. To był całkiem szczery uśmiech wyrażający szczęście które mnie ogarniało.
- Cierpisz na bezsenność?- usłyszałam za sobą męski głos przez co upuściłam trzymaną piłkę. Poturlała się w stronę nowoprzybyłej osoby, która zatrzymała ją swoją stopą.
- Kris…- mruknęłam pod nosem.
Co on do jasnej cholery robi na boisku o piątej rano?! Czy ja nie mogę mieć chociaż chwili spokoju?!
Chłopak podniósł piłkę i jak gdyby nigdy nic zaczął kozłować. Uśmiechnął się nie znacznie pod nosem, po czym rzucił piłą trafiając idealnie w siatkę. Był naprawdę dobry…
- Zagramy?- zapytał. Nie za bardzo rozumiejąc jego intencje tylko wzruszyłam ramionami. Nigdy z nikim nie grałam, chciałam zobaczyć jak to jest.
I tak jakoś… Minęły nam trzy godziny. Biegałam, skakałam, kozłowałam. Cieszyłam się tym. To naprawdę było cudowne uczucie mieć z kim grać.
Chłopak kiedy nie było dookoła zupełnie nikogo był całkiem otwarty. Śmiał się, zagadywał mnie, żartował. Robił rzeczy o które nigdy bym go nie podejrzewała.
Po tych kilku godzinach bezustannego grania usiadłam na ziemi ciężko oddychając. Byłam mokra od potu, ale szczęśliwa jak nigdy. Chłopak usiadł nie daleko mnie i podał mi puszkę z napojem. Przyjęłam ją z niemałą wdzięcznością. W ustach miałam istną Saharę od tego skakania i biegania.
- Nie powinnaś pozwolić się tak traktować.- powiedział po chwili naszego dosyć swobodnego milczenia.
- Jak?- zapytałam.
- Ten chłopak ostatnio…
- MinYong jest… Jest skończonym dupkiem, który nie daje mi spokoju.- mruknęłam nie panując nad swoim językiem. Nigdy wcześniej nie powiedziałam nikomu o tym, że chłopak mnie nagabuje. A Krisowi powiedziałam od razu wszystko. O tym jak mnie szarpie, o tym jak mówi, że będę tylko jego. Po prostu o tym, że się go boje.
- Nie powinnaś tego zgłosić?- zapytał. Wyglądał na przejętego tym co powiedziała, ale nie mogłam mu tak od razu zaufać. Zawszę się ze mnie śmiał, a teraz niby jest dla mnie miły i dobry?
- Gdzie?
- Chociażby na policje?
- Policja nic z nim nie zrobi.- powiedziałam pewna. Mimo iż mieliby podstawy aby to zrobić. Jakoś wcześniej nigdy nie pomyślałam o tym aby postraszyć go policją.- Dzięki za mecz.- dodałam i wstałam chcąc iść do domu.
- Przyjdziesz jutro?- zapytał kiedy już ruszyłam.
- Przyjdę.- odparłam nim zdążyłam ugryźć się w język. Sama nie wiem dlaczego, ale chciałam przyjść. W jego towarzystwie czułam jakbym miała chociaż namiastkę normalnego życia. Mogłam udawać, że przyjaźnimy się z chłopakiem, że to jak wczesnej się kłóciliśmy nigdy się nie wydarzyło.

***

Stanęłam przed dużym lustrem w moim pokoju i spojrzałam na moje odkryte przez czarną bokserkę ramiona. Jedno z nich, prawe zdobił olbrzymi filetowy siniak przyozdobiony krwistymi śladami od paznokci. Jeśli by się dobrze przyjrzeć, w siniaku można było dostrzec zarys męskiej dłoni.
Tego dnia, po meczu z YiFan’em, spotkałam na ulicy MinYong’a. Doszło do szarpaniny, chwycił mnie za ramię i w ten oto sposób zostałam obdarzona wielkim filetowym siniakiem. Postraszyłam chłopaka policją i sobie poszedł. To był dla mnie wielki szok. Naprawdę wystarczyło postraszyć go policją i uciekł.
Zrezygnowana pokręciłam głową i naciągnęłam bluzę na ramiona. Zdecydowałam, że nie pokarzę się tak na boisku. Sama nie wiem czemu nie chciałam aby Kris zobaczył mnie w takim stanie.
Może znów pomyślałby o mnie, że jestem beznadziejna?

Pogoda była tego dnia cudowna. Nie myśląc za dużo założyłam koszulkę zakrywającą moje ramiona i wyszłam z domu. Nogi jakoś same poniosły mnie do pobliskiego parku gdzie kupiłam sobie kawę i ruszyłam alejkami osłoniętymi drzewami. Przyjemnie spacerowało się po dróżkach osłoniętych od prażącego słońca, popijało mrożoną kawę z karmelem.
Nie myślałam o niczym konkretnym. Skupiłam moje zmysły na otoczeniu. Przyjrzałam się dzieciom biegającym po wielkim placu zabaw, były uśmiechnięte, wesołe. Później zobaczyłam parę staruszków, ścisnęło mnie serce kiedy zobaczyłam ich splecione dłonie. Miło było zobaczyć, że gdzieś na świecie istnieją takie pary, które przyrzekły sobie miłość do grobowej deski i wciąż się tego trzymają.
Delikatny wiatr przyjemnie pieścił moje odkryte przez shorty nogi, targał moje rozpuszczone włosy. Czułam się dobrze. Było przyjemnie. Jeden z nielicznych dni kiedy nie myślałam o moim beznadziejnym życiu towarzyskim.
Podeszłam do jednego z parkowych śmietników aby wyrzucić pusty kubeczek po kawie i wtedy ich zobaczyłam.
Wysoki blond włosy chłopak stojący do mnie tyłem, kłócił się z jakąś olśniewająco piękną dziewczyną. Miała ona długie, proste, brązowe włosy, śliczną porcelanową cerę, długie nogi idealne dla modelki. Była wysoka, a do tego ubrała wysokie czerwone szpilki, dosyć krótką, ale nadal podkreślającą jej kształty czarną sukienkę.
Chciałam ich zignorować, ale w ostatnim momencie dostrzegłam, że blond włosy chłopak to nie kto inny jak Kris. Dziewczyna coś krzyczała, piszczała, szarpała Krisa za końcówkę jego kraciastej koszuli. Chłopak nie okazywał żadnych emocji, stał i nie robił sobie nic z tego, ze dziewczyna zaraz podrze mu ubranie. Podskoczyłam lekko zdziwiona kiedy dziewczyna z całej siły spoliczkowała Krisa. Słychać było towarzyszące temu głośnie plasknięcie. Chłopak stał z rękami w kieszeni tak jak wcześniej, mruknął coś pod nosem i odwrócił się aby sobie pójść. Jego twarz zwrócona była prosto w moją, nasze oczy się spotkały, ale nie potrafiłam się odwrócić. Po prostu stałam zszokowana i czekałam na to co zrobi chłopak. On jednak szybko odwrócił wzrok i po prostu sobie poszedł. Przeszedł zaraz obok mnie, ale nie odezwał się słowem, nie powiedział zwykłego, głupiego „cześć”.
Zabolało, ale co mogłam zrobić? Nie powinnam była spodziewać się tego, że chłopak po tym jednym meczu zacznie ze mną normalnie rozmawiać prawda?
Otrząsnęłam się z tego mojego chwilowego zawieszenia i ruszyłam dalej. Spacer nie był już taki przyjemny jak wcześniej…

Dotarłam do domu godzinę później. Na dworze już się ściemniało, było duszno bo zbliżała się typowo letnia burza. Weszłam do środka, zdjęłam sandały i ruszyłam do kuchni napić się czegoś zimnego. Zdziwiłam się kiedy okazało się, że mama już jest w domu. Zazwyczaj wracała późnymi wieczorami, rzadko się widywałyśmy. Jakoś tak odruchowo powędrowałam oczami do wiszącego na ścianie kalendarza. Zbliżał się dzień, który nie koniecznie lubiłam. A mianowicie… Moje urodziny. Nie lubiłam ich, ale u nas w rodzinie jakoś specjalnie się je obchodziło. Cała rodzina wydzwaniała z życzeniami, mama zamawiał jakiś fikuśny obiad, ona i ojciec obsypywali mnie prezentami, które nie miały dla mnie kompletnie żadnego znaczenia. Jednak tego dnia zawszę czułam, że są oni ze mną. Że mam kogoś na tym bezsensownym świecie.
- Skarbie!- wykrzyknęła mama szukając mnie po domu. W końcu dotarła do kuchni.- O! Tutaj jesteś.- uśmiechnęła się i nalała sobie lemoniady. Kiedy upiła jeden łyk jej twarz trochę się zmieniła. Jakby zamyślona, zdenerwowana.- Chciałam ci coś powiedzieć…
- Co takiego?- chciałam, bardzo chciałam udawać zainteresowaną, ale chyba mi nie wyszło.
- Wyjeżdżam w delegacje.- palnęła.- I niestety nie będzie mnie na twoich urodzinach. Zrobiłam wszystko aby przełożyli ten wyjazd, ale nie chcieli się zgodzić…- miała wyrzuty sumienia. Lub coś do tego podobne.
- Nie ma sprawy.- odpowiedziałam. Zabrzmiało to zaskakująco szczerze.- Będą przecież inne dni.- uśmiechnęłam się sztucznie. Kobieta bez najmniejszego zająknięcia uwierzyła w to co powiedziałam, uwierzyła w mój wymuszony uśmiech.
- Bałam się, że będziesz na mnie zła.- podeszła i mocno mnie przytuliła.- Nadrobimy to, obiecuje. Pójdziemy na zakupy.- zaszczebiotała i zniknęła w swojej sypialni pewnie się pakując.
Nienawidzę zakupów…- pomyślałam i również zniknęłam w swoim pokoju. Tylko tam czułam się swobodnie, normalnie, nie byłam zmuszona do sztucznego uśmiechania się. Mogłam płakać w poduszkę jeśli chciałam. I tak nikt nic nie słyszał.

Zegarek na mojej ścianie wybił godzinę dwunastą w nocy, a ja nadal nie zmrużyłam oka. Nie mogłam spać, a może nie chciałam. Sama nie wiem. Myślałam o tym, że w urodziny zostanę sama, że nic w moim życiu nie układa się tak jak powinno.
Musiałam w poprzednim życiu zrobić coś naprawdę okropnego skoro teraz mi się tak nie układa.
Wygrzebałam się z pościeli i pospiesznie założyłam leżące niedaleko dresowe spodnie i bluzę. Chwyciłam piłkę do kosza i po prostu wyszłam. Mama już dawno spała, następnego dnia miała jechać w tą całą delegację, nawet nie zauważy, że mnie nie ma.
Całą drogę bawiłam się piłką, podrzucałam ją, kozłowałam. Latarnie oświetlały ulice, nikt się po nich nie kręcił. Taka mała zaleta mieszkania na takim osiedlu, nie kręcił się tutaj nikt podejrzany. Dotarłam na boisko i zadowolona stwierdziłam, że palą się na nim latarnie idealnie je oświetlając. Cieszyłam się, że nie będę musiała grać w zupełniej ciemności. Zdjęłam z siebie bluzę i stanęłam przed koszem w samej czarnej bokserce. Mojego sinego ramienia i tak nikt nie zobaczy więc nie martwiłam się tym.
Odbiłam piłkę kilka razy i rzuciłam. Trafiony za dwa punkty.
Uśmiechnęłam się i powtórzyłam tą czynność.
Kolejne dwa punkty.
Kolejny rzut i następne punkty.
Ostatnio szło mi coraz lepiej. Ale nie satysfakcjonowało mnie to. Nie miałam się z kim zmierzyć więc jaki był sens grania. Czy to co robie w ogóle można było nazwać grą w kosza? Ja tylko rzucam na sucho piłkę…
- Nie było cie rano.- usłyszałam za sobą, o mało co nie dostając mini zawału. Wystraszyłam się nowo przybyłej osoby.
Odwróciłam się do przybysza jednocześnie uginając trochę nogi, gotowa rzucić się w razie czego do ucieczki. Oczywiście nie musiałam uciekać gdyż był to tylko Kris. Tak… TYLKO Kris.
- I co?- mruknęłam odwracając się ponownie do kosza. Rzuciłam i kolejne celne trafienie.
- Coraz lepiej ci idzie.- powiedział zmieniając temat.
Teraz ze mną rozmawia.- pomyślałam.- Ale powiedzieć cześć na ulicy to już nie łaska!
Prychnęłam tylko pod nosem i ruszyłam usiąść na jednej z ławek. Pociągnęłam nogi pod brodę i objęłam je ramionami. Nie chciałam z nim rozmawiać. Nie chciałam z nikim rozmawiać.
- Co tu robisz?- zapytałam w końcu nie wytrzymując. Nawet nie wiedziałam dlaczego, ale kiedy tylko byliśmy samie to… musiałam z nim rozmawiać. Po prostu musiałam.
- Przyszedłem zagrać.- odparł siadając obok.
- W nocy?
- Ty też przyszłaś w nocy.
Wzruszyłam tylko ramionami. Wzrok chłopaka powędrował do nich i chyba zauważył mój wielki siniak. Zaczął on jakoś tak dziwnie zmieniać kolory, idealnie było widać odciśnięte palce chłopaka.
- Co ci się stało?- zapytał… zmartwiony?
- Nieprzyjemny wypadek.
- To ten chłopak?
Pokiwałam tylko głową. Widząc jak przygląda się moim ramionom po prostu naciągnęłam na nie moją bluzę.
- Zgłosiłaś to gdzieś?- dopytywał.
- Postraszyłam go tylko policją.
Przez jakiś czas siedzieliśmy w ciszy. Noc była wyjątkowo ciepła, przyjemna. Miło było po prostu posiedzieć w milczeniu, napawając się ciszą letniej nocy.
Nie wiem jak to się stało, kiedy to się stało, ale Kris wyciągnął ode mnie dlaczego jestem przygnębiona. Nigdy nikomu nie zwierzałam się z moich problemów, a jemu tak po prostu wszystko powiedziałam. Powiedziałam o tym, że rodzice się rozwiedli, że nikogo nie mam, że moja mama zostawia mnie nawet w moje urodziny. Chyba już nie mogłam wytrzymać tego, że sama się tym zadręczam i po prostu musiałam o tym komuś powiedzieć bo inaczej skończę w wariatkowie. Chłopak nic nie mówił, nie przerywał, tylko słuchał i delikatnie potakiwał ze zrozumieniem. Nie spodziewałam się zrozumienia z jego strony.
Nim w ogóle zdążyłam zareagować z moich oczu pociekły łzy. Nie planowałam i nie chciałam płakać, ale kiedy tylko wyrzuciłam z siebie wszystkie moje żale, tak po prostu się stało. Łzy płynęły same, nie mogłam ich opanować. Lekkie chlipanie przerodziło się w mocny szloch. Chłopak wystraszył się, ale nie uciekł. Położył tylko dłoń na moim zdrowym ramieniu i delikatnie mnie objął. Chciał abym się uspokoiła, ale nie mogłam.
Płakałam i płakałam. Nie mogłam się uspokoić chyba przez dwie godziny. Kris siedział i tylko delikatnie mnie obejmował nic nie mówiąc przez ten czas.
- Przepraszam.- mruknęłam wycierając twarz od łez. Nie podobało mi się to, że widział mnie w takim stanie.
- Płacz czasami pomaga.- odparł tak po prostu.- Lepiej ci?
- Mhmm.- przytaknęłam. Wstałam na równe nogi odsuwając się tym samym od chłopaka.- Zagramy?- zaproponowałam.
To właśnie tego teraz potrzebowałam.

Wróciłam do domu koło piątej nad ranem. Oczywiście mama nie wiedziała, ze mnie nie było więc po prostu położyłam się do łóżka i usnęłam. Nie słyszałam jak wychodzi z domu. Nie obudziła mnie żeby się pożegnać tylko wyszła i pojechała.
Spałam do południa, po czym zjadłam późne śniadanie i zaczęłam jak gdyby nigdy nic oglądać telewizję. Telefon w mojej kieszeni zawibrował więc zaciekawiona odczytałam sms’a. Spodziewałam się wiadomości od mamy, że dojechała na miejsce w całości, sms’a od operatora sieci, ale nie czegoś takiego.
„Odwal się od Krisa szmato, ale gorzko tego pożałujesz.”
Prychnęłam pod nosem. Nie wystraszyłam się tego, ale bardzo mnie to rozłościło. Wściekłam się na te parszywe laski, które myślą, że Kris należy tylko do nich. Ale z jednej strony była to jego wina więc wstałam z kanapy i wyszłam z domu ruszając na boisko. Nie myliłam się. Zastałam tam chłopaka grającego z jakimś nie wysokim brunetem.
Podeszłam do niego i z całej siły szturchnęłam go w ramię. Zdziwił się kiedy mnie zobaczył, jego przeciwnik również.
- Mógłbyś trzymać swoje chore, napalone fanki z dala od innych ludzi?!- wrzasnęłam. To nie była jego wina, ale byłam strasznie wściekła i musiałam się na kimś wyładować, a tylko na nim mogłam. Spojrzał na mnie zupełnie zaskoczony. Podstawiłam mu do twarzy telefon z wyświetlonym sms’em. Przeczytał go po czym zmarszczył brwi w grymasie złości.
- Jezu co za dziewczyna.- jęknął.- Słucha… Nie przejmuj się nią. Powiedziałem, że ma się od ciebie odczepić, ale widocznie do niej nie dotarło. Załatwię to przy najbliższej okazji.- powiedział. Pożegnał się z chłopakiem, który z nim grał i zaciągnął mnie na ławkę.
Zdziwiło mnie to co powiedział. Domyśliłam się, że mówił o tej dziewczynie z parku kiedy ich ostatnio widziałam, ale nie widziałam żadnego logicznego wytłumaczenia dla tego co powiedział.
Po co kazał jej się ode mnie odczepić.
- SoYeon! Słońce ty moje!- wykrzyknął jakiś męski głos obok mnie. Dopiero teraz zauważyłam, że boisko zrobiło się jakoś tak przeraźliwie puste. Przede mną stanął nie kto inny jak MinYong. Myliłam się myśląc, że wystraszyłam go policją.
- Spieprzaj stąd koleś.- warknął Kris nim zdążyłam jakkolwiek zareagować. Zaskoczył mnie tym więc na niego spojrzałam. Miał grymas złości na twarzy, ciskał piorunami z oczu w stronę MinYong’a.
- Że co?- zdziwił się.
- Nie słyszałeś co mówię?! Wynoś się stąd!
- Ty odwal się od mojej kobiety.
- Ona nie jest twoja.- powiedział Kris z pewnością w głosie.- Gdyby była nigdy w życiu nie podniósł byś na nią ręki.- warknął i zsunął z mojego ramienia koszulkę pokazując wielkiego siniaka.
- Nie twój interes co robie ze swoją kobietą.
- Ona nie jest twoja!
Długo się kłócili. Modliłam się żeby nie doszło do rękoczynów. Już widziałam jak Kris zaciska ręce w pięści, jak MinYong zaciska szczęki ze złością.
- Ty i Ja.- warknął Kris.- Mecz koszykówki.
- I co jak wygram?- zaśmiał się szyderczo.
- Nie będę się wtrącał, ale jeśli wygram ja… To zostawiasz SoYeon w spokoju.
- Czyli gramy o SoYeon… Zgadzam się.

To była jakaś abstrakcja. Akcja jak z jakiegoś posranego filmu. Kris i MinYong stali naprzeciwko siebie gotowi do ataku. Nie wiedziałam co się dzieje.
Jakim cudem Kris chce wygrać mnie w meczu koszykówki?
Był dobry w tym to fakt, ale nie miał pojęcia, że MinYong był kapitanem szkolnej drużyny w liceum.  Był nie pokonany w tym co robił. Kris nie miał szans nie ważne jak dobry był.
Nie chciałam na to patrzeć.
Przez większość czasu zasłaniałam oczy i patrzyłam między palcami.
Tego nie można było nazwać uczciwą grą w kosza. MinYong przy każdej możliwej okazji faulował Krisa, podkładał mu nogę, kopał, deptał po stopach. Blondyn mimo wszystko starał się grać w miarę uczciwie. Zaczął unikać głupich ataków swojego przeciwnika , ale nie wszystkie dało radę.
Siedziałam i zdenerwowana podrygiwałam nogą. To było straszne, nie chciałam aby wygrał MinYong, trzymałam więc kciuki za Krisa. Szli niby łeb w łeb, ale to MinYong zawszę pierwszy zdobywał punkty.
Jakiś chłopak, który przechodził przez boisko zgodził się być sędzią w tej rozgrywce. Musieliśmy mieć pewność, że będzie świadek tego zajścia.
- Jak im idzie?- zapytałam podenerwowana.
- 68 do 66 dla tego bruneta.
Wstrzymałam oddech. Minyong prowadził.
- Zostały trzy minuty!- wykrzyknął chłopak, a ja zamarłam.
Trzy minuty…
Obaj byli już wykończeni, Kris dodatkowo trochę poobijany przez przeciwnika i jego nieczystą grę. Czas leciał nieubłaganie, a wynik wciąż był ten sam. Do oczu naszły mi łzy i nie wiedziałam co zrobić.
- 10, 9, 8, 7…- nasz sędzia zaczął odliczanie.
W tym momencie Kris rzucił piłką po raz ostatni. Przeleciała ona bezpiecznie nad rękami MinYong’a, który oczywiście próbował ją odepchnąć.
- 3, 2, 1…
Czas się skończył, piłka uderzyła o obręcz. Wszyscy wstrzymali oddech.
Kręciła się chwilkę po obręczy, zachwiała niebezpiecznie na jej skraju, po czym spadła. Spadła idealnie do kosza. Kris stał za linią, co oznaczało, że zdobył rzut za trzy punkty, pokonując tym MinYong’a jednym punktem.
Łzy spłynęły po policzkach. Łzy radości.
- 69 do 68!- wykrzyknął chłopak robiący za sędziego.- Wygrywa blondyn!
- To jakiś debilny żart!- wrzasnął MinYong i rzucił się z pięściami na Krisa. Akcja potoczyła się szybko, kilka uderzeń, kilka uników i pięść Krisa z całej siły znalazła się na twarzy chłopaka. Upadł on na ziemie zalewając się krwią.
Przeklinał, krzyczał, ale wstał i uciekł z boiska.
To… to koniec…- pomyślałam. Nie wiedziałam co mam zrobić. Płakać czy krzyczeć z radości? Mogę zacząć skakać i piszczeć?
Zamiast tego opadłam powrotem na ławkę i pogrążyłam się w moim płaczu szczęścia.

Przestałam płakać kiedy zostaliśmy już sami z Krisem. Chłopak milczał i tylko mi się przyglądał.
- Dziękuje.- powiedziałam kiedy wstałam z ławki.- Naprawdę dziękuje.
- Chodź ze mną.- powiedział, chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.

- Ale… Gdzie?
- Zabieram moją wygraną w kosza na obiad.- zaśmiał się, odwrócił i cmoknął mnie w czubek głowy.
Uśmiechnęłam się pod nosem czując, że moje policzki się czerwienią, a serce przyspiesza.
Może teraz moje życie jednak nie 
będzie takie beznadziejne?






~Ohorat

























2 komentarze:

  1. Omo *0*
    Idealne opowiadanko *0*
    Kosz Kris idealnie *0*
    Kocham wasz blog no ♥
    Przepraszam za nieskladnie komentarze ale feelsy xD
    Zyczę wenny ^^~~ hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny ff a końcówka tak mega urocza! Tak bardzo uwielbiam koszykówkę (i Krisa xd) więc zawsze się wczuwam w ff z tym związane ;p
    Weny i powodzenia ^^

    OdpowiedzUsuń