Dochodziła
już dwudziesta druga. Była czas zamknięcia kawiarni, ale w rogu nadal siedział
jeden z klientów. Był to młody chłopak, który przebywał w kawiarni prawie
codziennie. Przychodził po prostu posiedzieć lub poczytać książkę. Zawszę
zamawiał to samo i po prostu siedział.
Podeszłam do jego stolika i pochyliłam się delikatnie.
- Przepraszam.- zaczęłam aby chłopak zwrócił na mnie uwagę. Podniósł głowę znad książki, którą właśnie czytał i spojrzał na mnie zaskoczony chyba tym, że stoję tak blisko.- Niestety już zamykamy.
- Co?- spojrzał na zegarek.- A tak! Przepraszam.- powiedział szybko i zaczął zbierać swoje rzeczy. Chłopak był niewysoki, ale przystojny. Miał brązowe włosy delikatnie opadające na oczy i miły, szczery uśmiech.- Dowidzenia.- powiedział, uśmiechnął się i wyszedł.
Wraz z moją koleżanką z pracy posprzątałyśmy szybko i przebrałyśmy się z fartuchów w zwykłe ubrania.
- Do zobaczenia!- powiedziała i wsiadła do taksówki. Ja jak zwykle ruszyłam do domu pieszo. Nie mieszkałam daleko więc zawszę po skończeniu pracy robiłam sobie spacer. Trochę się bałam po mojej wieczornej zmianie, ale szkoda mi było pieniędzy na taksówkę skoro mam taki krótki dystans do przejścia.
Szłam ciemnymi ulicami Seulu między młodymi ludźmi, którzy prawdopodobnie wybierali się na jakieś imprezy. Głośno się śmiali i rozmawiali.
Robiło się na dworze coraz zimniej. Nic dziwnego w końcu zbliżała się już zima. Nie chcąc dłużej marznąć skręciłam w boczną, ciemną uliczkę aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Był to niezbyt mądry pomysł. Było już dawno po 23, a w takich miejscach nocami nie jest zbyt bezpiecznie.
I tak właśnie było tego wieczora.
Kiedy zbliżałam się już do wyjścia na bardziej ruchliwą ulicę, usłyszałam za sobą głośny śmiech, od którego aż przeszły mnie lodowate dreszcze. Przyspieszyłam chcąc jak najszybciej się stamtąd wydostać, ale kroki za mną również przyspieszyły. Na plecach poczułam lodowatą stróżkę potu, a serce zaczęło bić zdecydowanie za szybko. Bałam się odwrócić więc tego nie zrobiłam i szłam przed siebie. Kiedy już miałam zacząć biec poczułam miażdżący uścisk na nadgarstku i silne szarpnięcie. I już wtedy wiedziałam, że to był najgorszy pomysł mojego życia. Zachwiałam się na nogach i z głośnym hukiem upadłam na twardą ziemię. Poczułam jak moje spodnie nasiąkają wodą kiedy upadłam w olbrzymią , brudną kałużę.
O mamo! Teraz mnie zgwałcą i zabiją!- pomyślałam. Na mojej twarzy wymalowany był tylko strach. Przede mną stała czteroosobowa grupka chłopaków. Na twarzach mieli przerażające uśmiechy, a w dłoniach każdy trzymał do połowy opróżnioną butelkę piwa.
- Cześć maleńka.- odezwał się jeden z nich. Najwyższy i najbardziej pijany. Kiwał się na nogach i rechotał pod nosem jak rasowy gwałciciel.- Zabawimy się?
Od razu przecząco pokręciłam głową i nie podnosząc się z ziemi zaczęłam się wycofywać. W zawrotnym tempie jeden z nich doskoczył do mnie i przytrzymał moje ramiona przez co znów upadłam w kałuże. Skóra na wewnętrznej stronie dłoni mi się zdarła i zaczęła z niej lecieć krew. Byłam tak przerażona, że nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Krzyk uwiązł mi w gardle.
- Całkiem słodka co nie?- zapytał jeden drugiego.- Ale nam się trafiło!
- Ja już nie wytrzymam!- wrzasnął największy z nich.- Mogę pierwszy ją przelecieć?
Kiedy to usłyszałam zaczęłam się szarpać i wyrywać. Niestety ten który mnie trzymał był strasznie silny i na nic się to nie zdało.
Z mojego gardła wydostał się delikatny pisk. Niestety za cichy aby ktokolwiek rzucił mi się na pomoc.
I co teraz?
Umrę?!
Ale ja się nigdy nawet w moim dwudziestoletnim życiu nawet nie całowałam!
Podeszłam do jego stolika i pochyliłam się delikatnie.
- Przepraszam.- zaczęłam aby chłopak zwrócił na mnie uwagę. Podniósł głowę znad książki, którą właśnie czytał i spojrzał na mnie zaskoczony chyba tym, że stoję tak blisko.- Niestety już zamykamy.
- Co?- spojrzał na zegarek.- A tak! Przepraszam.- powiedział szybko i zaczął zbierać swoje rzeczy. Chłopak był niewysoki, ale przystojny. Miał brązowe włosy delikatnie opadające na oczy i miły, szczery uśmiech.- Dowidzenia.- powiedział, uśmiechnął się i wyszedł.
Wraz z moją koleżanką z pracy posprzątałyśmy szybko i przebrałyśmy się z fartuchów w zwykłe ubrania.
- Do zobaczenia!- powiedziała i wsiadła do taksówki. Ja jak zwykle ruszyłam do domu pieszo. Nie mieszkałam daleko więc zawszę po skończeniu pracy robiłam sobie spacer. Trochę się bałam po mojej wieczornej zmianie, ale szkoda mi było pieniędzy na taksówkę skoro mam taki krótki dystans do przejścia.
Szłam ciemnymi ulicami Seulu między młodymi ludźmi, którzy prawdopodobnie wybierali się na jakieś imprezy. Głośno się śmiali i rozmawiali.
Robiło się na dworze coraz zimniej. Nic dziwnego w końcu zbliżała się już zima. Nie chcąc dłużej marznąć skręciłam w boczną, ciemną uliczkę aby jak najszybciej znaleźć się w domu. Był to niezbyt mądry pomysł. Było już dawno po 23, a w takich miejscach nocami nie jest zbyt bezpiecznie.
I tak właśnie było tego wieczora.
Kiedy zbliżałam się już do wyjścia na bardziej ruchliwą ulicę, usłyszałam za sobą głośny śmiech, od którego aż przeszły mnie lodowate dreszcze. Przyspieszyłam chcąc jak najszybciej się stamtąd wydostać, ale kroki za mną również przyspieszyły. Na plecach poczułam lodowatą stróżkę potu, a serce zaczęło bić zdecydowanie za szybko. Bałam się odwrócić więc tego nie zrobiłam i szłam przed siebie. Kiedy już miałam zacząć biec poczułam miażdżący uścisk na nadgarstku i silne szarpnięcie. I już wtedy wiedziałam, że to był najgorszy pomysł mojego życia. Zachwiałam się na nogach i z głośnym hukiem upadłam na twardą ziemię. Poczułam jak moje spodnie nasiąkają wodą kiedy upadłam w olbrzymią , brudną kałużę.
O mamo! Teraz mnie zgwałcą i zabiją!- pomyślałam. Na mojej twarzy wymalowany był tylko strach. Przede mną stała czteroosobowa grupka chłopaków. Na twarzach mieli przerażające uśmiechy, a w dłoniach każdy trzymał do połowy opróżnioną butelkę piwa.
- Cześć maleńka.- odezwał się jeden z nich. Najwyższy i najbardziej pijany. Kiwał się na nogach i rechotał pod nosem jak rasowy gwałciciel.- Zabawimy się?
Od razu przecząco pokręciłam głową i nie podnosząc się z ziemi zaczęłam się wycofywać. W zawrotnym tempie jeden z nich doskoczył do mnie i przytrzymał moje ramiona przez co znów upadłam w kałuże. Skóra na wewnętrznej stronie dłoni mi się zdarła i zaczęła z niej lecieć krew. Byłam tak przerażona, że nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Krzyk uwiązł mi w gardle.
- Całkiem słodka co nie?- zapytał jeden drugiego.- Ale nam się trafiło!
- Ja już nie wytrzymam!- wrzasnął największy z nich.- Mogę pierwszy ją przelecieć?
Kiedy to usłyszałam zaczęłam się szarpać i wyrywać. Niestety ten który mnie trzymał był strasznie silny i na nic się to nie zdało.
Z mojego gardła wydostał się delikatny pisk. Niestety za cichy aby ktokolwiek rzucił mi się na pomoc.
I co teraz?
Umrę?!
Ale ja się nigdy nawet w moim dwudziestoletnim życiu nawet nie całowałam!
Nie
mogę umrzeć nie doświadczając pierwszej miłości… Prawda?
Jeden z nich podniósł mnie do góry, a drugi zaczął się dobierać do mojego płaszcza. Brutalnie go ze mnie zerwali po czym zaczęli rozrywać moją koszulę.
Kiedy został na mnie już tylko stanik i strzępki koszuli dotarło do mnie, że już nikt mi nie pomoże. To był po prostu koniec.
- Zobaczcie! Zaczyna się jej podobać!- zarechotał i zaczął dobierać się do mojego paska od spodni. Ostatkiem sił kopnęłam zboczeńca prosto w twarz. Z jego nosa polała się krew, a on przeklął pod nosem.
- Ta dziwka złamała mi nos!- wrzasnął po czym z całej siły uderzył mnie w twarz i brzuch. Zabrało mi oddechu, z wargi poleciała krew, a w głowie czułam pulsujący ból.
W pewnym momencie jeden z moich napastników został odepchnięty gdzieś w bok. Nic nie widziałam, bo przez ból głowy na niczym nie mogłam się skupić.
- Zostaw ją!- krzyknął ktoś. Po chwili wylądowałam ponownie w kałuży na chodniku.
W tej chwili poczułam czyjeś ramiona oplatające mnie. Nie znałam tej osoby, ale czułam się w tych objęciach bezpieczna. Słyszałam krzyki, szarpaninę, okrzyki bólu. Później była już tylko ciemność.
Długo nie mogłam się obudzić. Mimo to czułam wszechogarniający mnie ból. Pulsowała mi głowa oraz dolna warga. Czułam odrętwienie wszystkich kończyn.
Chciałam otworzyć oczy, ale nie mogłam.
Leżałam na jakimś miękkim czymś. Po strukturze domyśliłam się, że leże na łóżku, gdyż byłam przykryta czymś co przypominało w dotyku pościel.
Mój oddech przyspieszył.
Gdzie ja jestem?!- pomyślałam. Wszystko co było dookoła nie było moim mieszkaniem. Wiedziałam to mimo zamkniętych oczu. Zapach był inny, wszystko co mnie otaczało było inne. Byłam przerażona. Co jeśli jestem w domu, któregoś z tych zboczeńców? Co jeśli mnie zgwałcili?
Ale nie czuje bólu … Tam w dole.
Co teraz?!
- Kto to w ogóle jest?- usłyszałam gdzieś koło siebie. Był to miły i ciepły głos. Nie mógł należeć do złej osoby… Prawda?
- Znam ją z tej kawiarni niedaleko stąd. Pracuje tam.- odezwał się ktoś inny.
- Co zrobimy kiedy się obudzi? Może pomyśleć, że to my chcieliśmy jej coś zrobić. A po za tym bardzo krwawiła z wargi. Zatamowałem to, ale nie jestem pewien czy nie powinien tego obejrzeć lekarz.
- Jak się obudzi to ją tam zabiorę.
Kto to do jasnej cholery jest?! Głos jednego z nich jest taki… znajomy.
Bardzo skupiłam się na tym aby w końcu otworzyć oczy. Po kilku minutach prób w końcu mi się udało. W pokoju, w którym leżałam było zupełnie ciemno przez co kompletnie nic nie widziałam. Kiedy podnosiłam się do pozycji siedzącej wydałam z siebie mimo woli głośnie jęknięcie. To przez ostry ból w okolicach brzucha.
Jeden z nich podniósł mnie do góry, a drugi zaczął się dobierać do mojego płaszcza. Brutalnie go ze mnie zerwali po czym zaczęli rozrywać moją koszulę.
Kiedy został na mnie już tylko stanik i strzępki koszuli dotarło do mnie, że już nikt mi nie pomoże. To był po prostu koniec.
- Zobaczcie! Zaczyna się jej podobać!- zarechotał i zaczął dobierać się do mojego paska od spodni. Ostatkiem sił kopnęłam zboczeńca prosto w twarz. Z jego nosa polała się krew, a on przeklął pod nosem.
- Ta dziwka złamała mi nos!- wrzasnął po czym z całej siły uderzył mnie w twarz i brzuch. Zabrało mi oddechu, z wargi poleciała krew, a w głowie czułam pulsujący ból.
W pewnym momencie jeden z moich napastników został odepchnięty gdzieś w bok. Nic nie widziałam, bo przez ból głowy na niczym nie mogłam się skupić.
- Zostaw ją!- krzyknął ktoś. Po chwili wylądowałam ponownie w kałuży na chodniku.
W tej chwili poczułam czyjeś ramiona oplatające mnie. Nie znałam tej osoby, ale czułam się w tych objęciach bezpieczna. Słyszałam krzyki, szarpaninę, okrzyki bólu. Później była już tylko ciemność.
Długo nie mogłam się obudzić. Mimo to czułam wszechogarniający mnie ból. Pulsowała mi głowa oraz dolna warga. Czułam odrętwienie wszystkich kończyn.
Chciałam otworzyć oczy, ale nie mogłam.
Leżałam na jakimś miękkim czymś. Po strukturze domyśliłam się, że leże na łóżku, gdyż byłam przykryta czymś co przypominało w dotyku pościel.
Mój oddech przyspieszył.
Gdzie ja jestem?!- pomyślałam. Wszystko co było dookoła nie było moim mieszkaniem. Wiedziałam to mimo zamkniętych oczu. Zapach był inny, wszystko co mnie otaczało było inne. Byłam przerażona. Co jeśli jestem w domu, któregoś z tych zboczeńców? Co jeśli mnie zgwałcili?
Ale nie czuje bólu … Tam w dole.
Co teraz?!
- Kto to w ogóle jest?- usłyszałam gdzieś koło siebie. Był to miły i ciepły głos. Nie mógł należeć do złej osoby… Prawda?
- Znam ją z tej kawiarni niedaleko stąd. Pracuje tam.- odezwał się ktoś inny.
- Co zrobimy kiedy się obudzi? Może pomyśleć, że to my chcieliśmy jej coś zrobić. A po za tym bardzo krwawiła z wargi. Zatamowałem to, ale nie jestem pewien czy nie powinien tego obejrzeć lekarz.
- Jak się obudzi to ją tam zabiorę.
Kto to do jasnej cholery jest?! Głos jednego z nich jest taki… znajomy.
Bardzo skupiłam się na tym aby w końcu otworzyć oczy. Po kilku minutach prób w końcu mi się udało. W pokoju, w którym leżałam było zupełnie ciemno przez co kompletnie nic nie widziałam. Kiedy podnosiłam się do pozycji siedzącej wydałam z siebie mimo woli głośnie jęknięcie. To przez ostry ból w okolicach brzucha.
-
Obudziłaś się!- powiedział jakiś kompletnie obcy chłopak. Był przystojny, miał
ciemne włosy, a ogólną budowę ciała nie za dużą. Robił wrażenie młodszego niż
prawdopodobnie był w rzeczywistości.
- Gdzie ja jestem?- szepnęłam. W gardle miałam strasznie zaschnięte więc mówienie sprawiło mi ból.
- Gdzie ja jestem?- szepnęłam. W gardle miałam strasznie zaschnięte więc mówienie sprawiło mi ból.
- U
nas w domu. Zemdlałaś i nie wiedziałem gdzie cie zanieść.- powiedział ktoś
wchodząc do pokoju. Rozpoznałam w nim chłopaka z kawiarni, który przychodzi tam
poczytać.
- To ty…
- Czyli mnie poznajesz.- ucieszył się.- Ja jestem SuHo, a to Do KyungSoo, ale mówimy na niego D.O. Pamiętasz co się stało?
- Napadli mnie…- powiedziałam, a głos mi się załamał.- Chcieli zgwałcić…
- Mogłeś zapytać jakoś inaczej!- oburzył się D.O. i podszedł do mnie chcąc mnie uspokoić.- Nie martw się. Jesteś bezpieczna.
- Uratowaliście mnie?- zapytałam wycierając policzki.
- SuHo cie uratował. Ja opatrzyłem twoje rany kiedy cie tu przyniósł.- opowiedział pospiesznie KyungSoo.- Boli cie coś? Chcesz tabletkę przeciwbólową?
- Nie trzeba.- szybko pokręciłam głową czego pożałowałam, bo rozbolała mnie bardziej.- Dziękuje… Za wszystko.
- Nie musisz.- uśmiechnął się stojący w drzwiach SuHo. Miał bardzo uroczy uśmiech.- Chodź coś zjeść. D.O. zrobił kurczaka!
Nie czekając w ogóle na moją odpowiedź zaciągnęli mnie do kuchni gdzie czekała przygotowana kolacja. Podczas jedzenia dowiedziałam się co nie co o moich wybawicielach.
Wbrew pozorom mimo tego, że mieszkali ze sobą nie byli oni parą. W sumie bardzo dobrze bo szkoda by była takich dwóch przystojniaków żeby byli gejami.
SuHo studiuje na Seulskim uniwersytecie, a D.O. szkoli się na kucharza w jednej z najlepszych restauracji w mieście. Mieszkają razem gdyż tak jest po prostu taniej no a po za tym SuHo wykorzystywał D.O do gotowania obiadów. A trzeba przyznać, że chłopak ma do tego niesamowity talent.
Spojrzałam na zegar zawieszony na ścianie ich kuchni i zamarłam. Była prawie trzecia w nocy, a my jedliśmy kurczaka.
- Musze już iść. Dziękuje wam za pomoc!- ukłoniłam się w pół przed nadal siedzącymi przy stole chłopakami.
- Ale mowy nie ma!- wykrzyknął oburzony D.O.- Zostań do rana. Jest bardzo późno. I nie musisz się martwić możesz spać u mnie. Ja już i tak przygotowałem sobie miejsce na kanapie.
- Ale…
- D.O ma racje.- uśmiechnął się SuHo.- Zostań.
Mimo tego, że zupełnie ich nie znałam to miałam do nich zaufanie. Coś w środku podpowiadało mi, że są oni dobrymi ludźmi. Więc zostałam.
***
- To ty…
- Czyli mnie poznajesz.- ucieszył się.- Ja jestem SuHo, a to Do KyungSoo, ale mówimy na niego D.O. Pamiętasz co się stało?
- Napadli mnie…- powiedziałam, a głos mi się załamał.- Chcieli zgwałcić…
- Mogłeś zapytać jakoś inaczej!- oburzył się D.O. i podszedł do mnie chcąc mnie uspokoić.- Nie martw się. Jesteś bezpieczna.
- Uratowaliście mnie?- zapytałam wycierając policzki.
- SuHo cie uratował. Ja opatrzyłem twoje rany kiedy cie tu przyniósł.- opowiedział pospiesznie KyungSoo.- Boli cie coś? Chcesz tabletkę przeciwbólową?
- Nie trzeba.- szybko pokręciłam głową czego pożałowałam, bo rozbolała mnie bardziej.- Dziękuje… Za wszystko.
- Nie musisz.- uśmiechnął się stojący w drzwiach SuHo. Miał bardzo uroczy uśmiech.- Chodź coś zjeść. D.O. zrobił kurczaka!
Nie czekając w ogóle na moją odpowiedź zaciągnęli mnie do kuchni gdzie czekała przygotowana kolacja. Podczas jedzenia dowiedziałam się co nie co o moich wybawicielach.
Wbrew pozorom mimo tego, że mieszkali ze sobą nie byli oni parą. W sumie bardzo dobrze bo szkoda by była takich dwóch przystojniaków żeby byli gejami.
SuHo studiuje na Seulskim uniwersytecie, a D.O. szkoli się na kucharza w jednej z najlepszych restauracji w mieście. Mieszkają razem gdyż tak jest po prostu taniej no a po za tym SuHo wykorzystywał D.O do gotowania obiadów. A trzeba przyznać, że chłopak ma do tego niesamowity talent.
Spojrzałam na zegar zawieszony na ścianie ich kuchni i zamarłam. Była prawie trzecia w nocy, a my jedliśmy kurczaka.
- Musze już iść. Dziękuje wam za pomoc!- ukłoniłam się w pół przed nadal siedzącymi przy stole chłopakami.
- Ale mowy nie ma!- wykrzyknął oburzony D.O.- Zostań do rana. Jest bardzo późno. I nie musisz się martwić możesz spać u mnie. Ja już i tak przygotowałem sobie miejsce na kanapie.
- Ale…
- D.O ma racje.- uśmiechnął się SuHo.- Zostań.
Mimo tego, że zupełnie ich nie znałam to miałam do nich zaufanie. Coś w środku podpowiadało mi, że są oni dobrymi ludźmi. Więc zostałam.
***
I tak
jakoś po tej całej aferze zaprzyjaźniliśmy się. Chłopcy często odwiedzali mnie
w kawiarni i za każdym razem kiedy miałam wieczorną zmianę, któryś z nich
przychodził i odprowadzał mnie do domu aby tamta sytuacja już się więcej nie
powtórzyła.
Byłam im za to naprawę wdzięczna. Bałabym się wracać nocami sama.
- Dziękuje i zapraszam ponownie.- powiedziałam z uśmiechem do klienta, który właśnie opuszczał kawiarnie. Po chwili dzwoneczek nad drzwiami zadzwonił ponownie kiedy ktoś wchodził do środka. Podniosłam głowę i zobaczyłam niewysokiego, drobnego chłopaka.
- Cześć!- wykrzyknęłam radośnie. D.O. pokiwał mi radośnie i zajął swoje standardowe miejsce przy ladzie.- Co cie do mnie sprowadza?- zapytałam. Dzisiaj miałam poranną zmianę więc do domu szłabym sama.
- Chciałem cie zaprosić jutro na kolacje.- zaśmiał się.- Nauczyłem się nowego przepisu i musze na kimś przetestować. Czyli na tobie i SuHo.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Szczerze mówiąc ostatnim czasem trochę krępowało mnie towarzystwo SuHo. Nigdy nie zrobił nic po czym mogłabym pomyśleć, że coś do mnie czuje. Zachowywał się w stosunku do mnie grzecznie, z szacunkiem, ale tak jak robi to starszy brat dla swojej siostry… A ja głupia uroiłam sobie coś w głowie i za każdym razem kiedy go widzę moje serce wariuje.
- Przyjdę z przyjemnością.- zaśmiałam się głośno.- Tylko, że jutro kończę o 22.
- Wiem. Już mam wszystko zaplanowane. Ja będę gotował, a SuHo cie odbierze i zabierze do nas. Pasuje?
- Jasne. A w ogóle to dziękuje wam… Za wszystko.- wzruszyłam ramionami.
- Nie masz za co. Jesteśmy w końcu przyjaciółmi.
Kocham tego chłopaka jak rodzonego brata. Przysięgam.- pomyślałam posyłając mu szeroki uśmiech.
Niestety minusem tego wszystkiego było to, że D.O. mnie przejrzał i wiedział o tym, że czuje coś do jego przyjaciela. Wiedział to w zasadzie szybciej niż ja.
Następny dzień strasznie mi się dłużył. Nie mogłam się doczekać już wieczoru spędzonego z chłopakami. Zawszę kiedy się spotykaliśmy robiliśmy głupie i śmieszne rzeczy, cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Nie pamiętałam już jak wyglądało moje nudne życie bez nich. W kawiarni było jak na złość mało klientów przez co czas leciał jeszcze wolniej. Na szczęście gdzieś koło 20 przyszedł SuHo. Cieszyłam się, że będę miała chociaż z kim porozmawiać.
Usiadł przy ladzie i z uśmiechem obserwował jak robie kawę. Kiedy podniosłam wzrok aby na niego spojrzeć jakoś dziwnie się speszył i szybko się odwrócił.
- Coś się stało?- zapytałam.
- Nie.
Przyglądałam mu się jeszcze przez chwilę po czym wróciłam do pracy.
Przez następne dwie godziny rozmawialiśmy o najróżniejszych pierdołach. Nie ważny był temat. Potrafiliśmy rozmawiać o wszystkim.
W końcu nadeszła godzina zamknięcia. Pospiesznie wszystko posprzątałam i ruszyliśmy do domu chłopaków. Ulice były dość ciemne, ale już się nie bałam. Nie kiedy szłam z chłopakiem.
Dotarliśmy na miejsce dużo szybciej niż myślałam. Wspięliśmy się na ostatnie piętro gdzie znajdowało się ich mieszkanie i zadzwoniliśmy do drzwi.
Byłam im za to naprawę wdzięczna. Bałabym się wracać nocami sama.
- Dziękuje i zapraszam ponownie.- powiedziałam z uśmiechem do klienta, który właśnie opuszczał kawiarnie. Po chwili dzwoneczek nad drzwiami zadzwonił ponownie kiedy ktoś wchodził do środka. Podniosłam głowę i zobaczyłam niewysokiego, drobnego chłopaka.
- Cześć!- wykrzyknęłam radośnie. D.O. pokiwał mi radośnie i zajął swoje standardowe miejsce przy ladzie.- Co cie do mnie sprowadza?- zapytałam. Dzisiaj miałam poranną zmianę więc do domu szłabym sama.
- Chciałem cie zaprosić jutro na kolacje.- zaśmiał się.- Nauczyłem się nowego przepisu i musze na kimś przetestować. Czyli na tobie i SuHo.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Szczerze mówiąc ostatnim czasem trochę krępowało mnie towarzystwo SuHo. Nigdy nie zrobił nic po czym mogłabym pomyśleć, że coś do mnie czuje. Zachowywał się w stosunku do mnie grzecznie, z szacunkiem, ale tak jak robi to starszy brat dla swojej siostry… A ja głupia uroiłam sobie coś w głowie i za każdym razem kiedy go widzę moje serce wariuje.
- Przyjdę z przyjemnością.- zaśmiałam się głośno.- Tylko, że jutro kończę o 22.
- Wiem. Już mam wszystko zaplanowane. Ja będę gotował, a SuHo cie odbierze i zabierze do nas. Pasuje?
- Jasne. A w ogóle to dziękuje wam… Za wszystko.- wzruszyłam ramionami.
- Nie masz za co. Jesteśmy w końcu przyjaciółmi.
Kocham tego chłopaka jak rodzonego brata. Przysięgam.- pomyślałam posyłając mu szeroki uśmiech.
Niestety minusem tego wszystkiego było to, że D.O. mnie przejrzał i wiedział o tym, że czuje coś do jego przyjaciela. Wiedział to w zasadzie szybciej niż ja.
Następny dzień strasznie mi się dłużył. Nie mogłam się doczekać już wieczoru spędzonego z chłopakami. Zawszę kiedy się spotykaliśmy robiliśmy głupie i śmieszne rzeczy, cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Nie pamiętałam już jak wyglądało moje nudne życie bez nich. W kawiarni było jak na złość mało klientów przez co czas leciał jeszcze wolniej. Na szczęście gdzieś koło 20 przyszedł SuHo. Cieszyłam się, że będę miała chociaż z kim porozmawiać.
Usiadł przy ladzie i z uśmiechem obserwował jak robie kawę. Kiedy podniosłam wzrok aby na niego spojrzeć jakoś dziwnie się speszył i szybko się odwrócił.
- Coś się stało?- zapytałam.
- Nie.
Przyglądałam mu się jeszcze przez chwilę po czym wróciłam do pracy.
Przez następne dwie godziny rozmawialiśmy o najróżniejszych pierdołach. Nie ważny był temat. Potrafiliśmy rozmawiać o wszystkim.
W końcu nadeszła godzina zamknięcia. Pospiesznie wszystko posprzątałam i ruszyliśmy do domu chłopaków. Ulice były dość ciemne, ale już się nie bałam. Nie kiedy szłam z chłopakiem.
Dotarliśmy na miejsce dużo szybciej niż myślałam. Wspięliśmy się na ostatnie piętro gdzie znajdowało się ich mieszkanie i zadzwoniliśmy do drzwi.
Nikt
nie otworzył.
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni po czym zadzwoniliśmy jeszcze raz.
Nadal nic.
Gdzie do cholery jest D.O.? Zapomniał, że się umawialiśmy?
W końcu SuHo wyciągnął pęczek kluczy i otworzył drzwi. W całym mieszkaniu było ciemno, tylko z kuchni dochodziło do nas słabe światło. Ruszyliśmy więc w tamtym kierunku bojąc się, że może coś się chłopakowi stało. Jednak nie było go w domu.
W kuchni paliły się dwie świeczki, a na stole uszykowana była kolacja dla dwóch osób. Na samym środku pięknie ozdobionego stołu stała karteczka. Chłopak podniósł ją i zaczął czytać na głos.
„Wybaczcie coś mi wypadło. Kolacja jednak nie może się zmarnować. Zjedzcie i powiecie mi co myślicie o daniu.
XOXO
D.O.”
W tym momencie dostałam sms’a. To co w nim było sprawiło, że zakrztusiłam się powietrzem.
„Skorzystaj z okazji, że jesteście sami J Namęczyłem się nad tą kolacją. Nie zmarnuj szansy. Ale wujkiem jeszcze nie chce być. W szafce nocnej koło mojego łóżka są gumki! Całe opakowanie więc możecie szaleć! Nie wracam na noc.
D.O”
Momentalnie zrobiłam się czerwona z zawstydzenia. Na szczęście SuHo nic nie zauważył.
- No to zjemy sami.- powiedział radośnie. Odsunął dla mnie krzesło, na którym usiadłam po czym nałożył nam smakowicie wyglądające spaghetti z serowym sosem i bazylią. D.O. to naprawdę zna się na rzeczy.
Siedzieliśmy, jedliśmy i piliśmy wino. Było naprawdę miło. Tylko… Nic między nami nie było…
Nie chciałam robić pierwszego kroku. Bałam się jak chłopaka na to zareaguje, a ja nie chciałam stracić takich cudownych przyjaciół przez taką głupotę.
Chłopak ani razu nie wykonał żadnego gestu. Nawet tak prostego jak dotknięcie mojej dłoni. Nic. Kompletne zero! NULL!
Po skończonym posiłku chciałam iść do domu. Bo było mi trochę niezręcznie. Ale SuHo mi nie pozwolił. Nie chciał żebym wracała sama po nocy więc musiałam zostać. Zajęłam sypialnie D.O.
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni po czym zadzwoniliśmy jeszcze raz.
Nadal nic.
Gdzie do cholery jest D.O.? Zapomniał, że się umawialiśmy?
W końcu SuHo wyciągnął pęczek kluczy i otworzył drzwi. W całym mieszkaniu było ciemno, tylko z kuchni dochodziło do nas słabe światło. Ruszyliśmy więc w tamtym kierunku bojąc się, że może coś się chłopakowi stało. Jednak nie było go w domu.
W kuchni paliły się dwie świeczki, a na stole uszykowana była kolacja dla dwóch osób. Na samym środku pięknie ozdobionego stołu stała karteczka. Chłopak podniósł ją i zaczął czytać na głos.
„Wybaczcie coś mi wypadło. Kolacja jednak nie może się zmarnować. Zjedzcie i powiecie mi co myślicie o daniu.
XOXO
D.O.”
W tym momencie dostałam sms’a. To co w nim było sprawiło, że zakrztusiłam się powietrzem.
„Skorzystaj z okazji, że jesteście sami J Namęczyłem się nad tą kolacją. Nie zmarnuj szansy. Ale wujkiem jeszcze nie chce być. W szafce nocnej koło mojego łóżka są gumki! Całe opakowanie więc możecie szaleć! Nie wracam na noc.
D.O”
Momentalnie zrobiłam się czerwona z zawstydzenia. Na szczęście SuHo nic nie zauważył.
- No to zjemy sami.- powiedział radośnie. Odsunął dla mnie krzesło, na którym usiadłam po czym nałożył nam smakowicie wyglądające spaghetti z serowym sosem i bazylią. D.O. to naprawdę zna się na rzeczy.
Siedzieliśmy, jedliśmy i piliśmy wino. Było naprawdę miło. Tylko… Nic między nami nie było…
Nie chciałam robić pierwszego kroku. Bałam się jak chłopaka na to zareaguje, a ja nie chciałam stracić takich cudownych przyjaciół przez taką głupotę.
Chłopak ani razu nie wykonał żadnego gestu. Nawet tak prostego jak dotknięcie mojej dłoni. Nic. Kompletne zero! NULL!
Po skończonym posiłku chciałam iść do domu. Bo było mi trochę niezręcznie. Ale SuHo mi nie pozwolił. Nie chciał żebym wracała sama po nocy więc musiałam zostać. Zajęłam sypialnie D.O.
Kiedy
już leżałam w łóżku dostałam kolejnego sms’a od chłopaka.
„ I jak?”
„ Bardzo się napracowałeś i jestem wdzięczna, ale mówiłam ci, że on nic do mnie nie czuje…”- odpisałam.
„ Ale z niego dupek…”
„Mimo to dziękuje ci. Kolacja była pyszna J”
„ I jak?”
„ Bardzo się napracowałeś i jestem wdzięczna, ale mówiłam ci, że on nic do mnie nie czuje…”- odpisałam.
„ Ale z niego dupek…”
„Mimo to dziękuje ci. Kolacja była pyszna J”
„Dla
ciebie wszystko.”
***
Kilka dni później miałam wolny dzień. Chciałam wykorzystać go żeby poleżeć sobie na spokojnie w łóżku. Nic nie robić cały dzień tylko siedzieć, oglądać TV i odpoczywać. Niestety nie było mi to długo dane gdyż zadzwonił mój telefon.
- Musisz szybko przyjść do parku koło twojego domu!- to był D.O. Po tym po prostu się rozłączył. Wystraszona nie na żarty założyłam w biegu spodnie i jakąś kurtkę i wybiegłam z domu. Nawet nie pamiętam czy zakluczyłam drzwi.
W zawrotnym tempie przebiegłam przez ulice nie zwracając na to, że przebiegłam na czerwonym świetle, a jadące auta trąbiły na mnie i hamowały z piskiem opon.
Przebiegłam przez wielką czarną bramę, która odgradzała park od ulicy. Biegłam rozglądając się w poszukiwaniu D.O.
- JeaYu!- usłyszałam gdzieś za sobą. Odwróciłam się natychmiast i wpadłam prosto… w ramiona SuHo. Z ogromną zadyszką na niego patrzyłam licząc, że może wyjaśni mi co się dzieje.
Patrzył na mnie chwile po czym trochę się zaczerwienił.
- Lubię cie!- powiedział czerwieniąc się jeszcze bardziej.
- Co?- zaskoczył mnie zupełnie.
- Nie powiedziałem ci wtedy na kolacji, bo… Myślałem, że wolisz KyungSoo. Ale kiedy następnego dnia opierdolił mnie, że zrobił to żebyśmy byli sami to…- zaśmiał się zawstydzony.- Lubię cię, proszę umów się ze mną.- wyciągnął przed siebie bukiecik ślicznych konwalii. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Kątem oka zauważyłam schowanego za drzewem D.O., który mi pomachał po czym zniknął.
Stałam naprzeciwko SuHo, który wyglądał jakby lada moment miał zemdleć. Nie chciałam go już dłużej trzymać w niepewności i tylko pokiwałam twierdząco głową. Przytuliłam się do chłopaka słysząc jak zaczyna się z ulgą śmiać.
***
Kilka dni później miałam wolny dzień. Chciałam wykorzystać go żeby poleżeć sobie na spokojnie w łóżku. Nic nie robić cały dzień tylko siedzieć, oglądać TV i odpoczywać. Niestety nie było mi to długo dane gdyż zadzwonił mój telefon.
- Musisz szybko przyjść do parku koło twojego domu!- to był D.O. Po tym po prostu się rozłączył. Wystraszona nie na żarty założyłam w biegu spodnie i jakąś kurtkę i wybiegłam z domu. Nawet nie pamiętam czy zakluczyłam drzwi.
W zawrotnym tempie przebiegłam przez ulice nie zwracając na to, że przebiegłam na czerwonym świetle, a jadące auta trąbiły na mnie i hamowały z piskiem opon.
Przebiegłam przez wielką czarną bramę, która odgradzała park od ulicy. Biegłam rozglądając się w poszukiwaniu D.O.
- JeaYu!- usłyszałam gdzieś za sobą. Odwróciłam się natychmiast i wpadłam prosto… w ramiona SuHo. Z ogromną zadyszką na niego patrzyłam licząc, że może wyjaśni mi co się dzieje.
Patrzył na mnie chwile po czym trochę się zaczerwienił.
- Lubię cie!- powiedział czerwieniąc się jeszcze bardziej.
- Co?- zaskoczył mnie zupełnie.
- Nie powiedziałem ci wtedy na kolacji, bo… Myślałem, że wolisz KyungSoo. Ale kiedy następnego dnia opierdolił mnie, że zrobił to żebyśmy byli sami to…- zaśmiał się zawstydzony.- Lubię cię, proszę umów się ze mną.- wyciągnął przed siebie bukiecik ślicznych konwalii. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Kątem oka zauważyłam schowanego za drzewem D.O., który mi pomachał po czym zniknął.
Stałam naprzeciwko SuHo, który wyglądał jakby lada moment miał zemdleć. Nie chciałam go już dłużej trzymać w niepewności i tylko pokiwałam twierdząco głową. Przytuliłam się do chłopaka słysząc jak zaczyna się z ulgą śmiać.
~Ohorat