Ja i Junmyeon znaliśmy się od zawsze. Przyjaciele od
pieluchy. Nasze mamy znały się od podstawówki i oczywiste było to, że ich
dzieci muszą być ze sobą blisko.
Spędzaliśmy ze sobą każdą możliwą chwilę. Byliśmy w tym
samym przedszkolu, przez całą szkołę byliśmy w jednej klasie, wakacje też
spędzaliśmy razem. Byliśmy nierozłączni.
Odkąd skończyłam czternaście lat zaczęłam się w nim
podkochiwać. Był dla mnie wzorem idealnego chłopaka. Miły, opiekuńczy, zawszę
uśmiechnięty i gotowy aby mi pomóc. Myliłam jego gesty z uczuciem. Ja zawsze
byłam jego siostrzyczką z wyboru.
Przez uczucie, które cały czas mi towarzyszyło nigdy nie
umówiłam się z żadnym chłopakiem. Nie narzekałam na brak zainteresowania moją
osobą. Byłam można powiedzieć całkiem ładna. Zgrabna, długie, proste włosy,
blada. Jednak każde zaproszenie na randkę, każde wyznanie uczuć ignorowałam. Bo
osoba, która mi to mówiła nie była NIM. Próbowałam przestać czuć się tak jak
się czułam, próbowałam go ignorować, ale nie potrafiłam. Był mi potrzebny tak
jak oddychanie. Bez niego mogłoby mnie nie być na tym świecie.
Długo myślałam nad tym co mam zrobić. Wiedziałam, że
jeśli wyznam mu swoje uczucia już nic nie będzie takie jak dawniej. Jednak
zdecydowałam się to zrobić.
Może jakimś cudem on czuje to samo?
Drżącymi dłońmi chwyciłam telefon chcąc do niego
zadzwonić. Przez piętnaście minut wgapiałam się w ekran telefonu nie mogąc się
zebrać w sobie aby wdusić zieloną słuchawkę. To co miałam zamiar zrobić miało
zmienić całe moje życie. Miało być przełomem w tej całej historii.
Niespodziewanie jednak mój telefon zadzwonił strasząc
mnie przy tym niesamowicie.
„JunMyeon <3”
Od zawsze wiedziałam, że chłopak prawie czyta w moich
myślach. Robiliśmy wszystko bez słów, bo po prostu ich nie potrzebowaliśmy.
- Halo?- mój głos mimo woli stał się radosny. Wystarczył
jego głos aby wszystko co złe zniknęło z mojego życia.
- Cześć Haneul.- jego głos też był wesoły. Moje serce od
razu przyspieszyło radośnie.- Jest coś bardzo ważnego co muszę ci powiedzieć.
Moglibyśmy się spotkać?
- Oczywiście.
W tym momencie zdecydowałam, że na pewno powiem mu co
czuje. To była ta chwila.
Umówiliśmy się w naszej ulubionej kawiarni. Była ona
idealnie po środku między naszymi domami. Spędzaliśmy w niej tyle czasu, że
swobodnie rozmawialiśmy już ze wszystkimi pracownikami, a nawet właścicielami
kawiarni. Zawsze mówili, że jesteśmy nierozłączni i pewnie zawsze tak już
będzie.
Ubrałam się w moją najładniejszą i najbardziej dziewczęcą
sukienkę, buty na obcasie, a włosy rozpuściłam aby idealnie ułożyły się na
moich ramionach i plecach.
Przez całą drogę uśmiech nie schodził z mojej twarzy.
Drogę, którą zazwyczaj szłam w ponad dwadzieścia minut tym razem pokonałam w
nieco ponad dziesięć. Byłam zbyt podekscytowana tym co zamierzałam zrobić i po
prostu nie mogłam nad tym zapanować.
Przywitałam się radośnie z właścicielką kawiarni, która
obsypała mnie komplementami po czym zajęłam jeden ze stolików na końcu Sali.
Nie mogłam zapanować nad radosnym, a jednocześnie nieco
zdenerwowanym biciem serca. Starałam się równomiernie oddychać aby trochę się
uspokoić jednak w ogóle to nie pomogło.
Spoglądałam na zegarek odliczając każdą minutę, a nawet
sekundę. Chciałam go zobaczyć. Mimo tego iż widziałam go na zajęciach w piątek,
a była dopiero niedziela ja i tak już tęskniłam.
Ale chyba na tym polega miłość prawda?
W końcu jednak się pojawił. Poczułam delikatne
rozczarowanie gdyż nie był sam. Przez to nie mogłam powiedzieć mu tego co
chciałam.
Podszedł do stolika z szerokim uśmiechem. Od razu
podskoczyłam i mocno go przytuliłam. Pachniał cudownie, jak zwykle biło od
niego ciepło.
Usiedliśmy przy stoliku cały czas się uśmiechając. Nie
wiedziałam wtedy jeszcze, że nie powinnam być aż taka radosna.
- Haneul... jesteś moją najlepszą przyjaciółką, jesteś
jak moja rodzina. Właśnie dlatego chciałem abyś dowiedziała się zanim dowie się
ktokolwiek inny.
Spojrzałam na niego zaskoczona kompletnie nie wiedząc o
co mu chodzi. Siedząca obok niego dziewczyna, której prawie nie zauważałam
lekko się zaczerwieniła, ale i uśmiechnęła.
- Zakochałem się.- powiedział i objął ramieniem siedzącą
obok dziewczynę.
I właśnie wtedy mój świat się zawalił.
Nigdy wcześniej nie czułam się aż tak źle. Bo jak inaczej
mogłabym się czuć?
Mój świat runął.
Junmyeon i Hani poznali się kilka tygodni wcześniej. Kiedy
o tym opowiadał moje serce rozpadało się na kawałki, bolało tak jakby ktoś
bezdusznie kroił je nożem. Ale ja tylko się uśmiechałam. Nie mogłam pozwolić na
to aby widział jak cierpię. Jego szczęście było dla mnie najważniejsze.
Byłam jego przyjaciółką i moim obowiązkiem było się
cieszyć razem z nim. A chłopak był szczęśliwy. Widać było to w jego oczach, w
każdym geście który wykonywał w stronę dziewczyny.
Bardzo cierpiałam. Byłam zazdrosna, chciałam być na
miejscu Hani. Byłam na siebie wściekła za to, że tak długo czekałam z tym aby
powiedzieć mu o tym co czuje, bo może jednak coś by to zmieniło. Jednak teraz
było za późno.
Chciałam nienawidzić Hani, przeklinać ją za to co mi
zrobiła. Chciałam ją obwiniać za moje cierpienie i nieszczęście. Jednak nie
mogłam tego zrobić. Ona nie była niczemu winna, po protu się zakochała. A po za
tym nie potrafiłam jej znienawidzić. Była zbyt dobrym człowiekiem. Szczera,
radosna, piękna. Przypominała anioła. Jak mogłabym ją nienawidzić?
Najważniejsze było szczęście mojego przyjaciela.
Trzy lata później Junmyeon jej się oświadczył.
Moje uczucie nie zelżało, ciągle bolało tak samo. Ale nic
nie mogłam zrobić. Oni byli szczęśliwi więc i ja starałam się cieszyć ich
szczęściem.
W międzyczasie próbowałam ograniczyć nasz kontakt. Miałam
nadzieje, że jeśli nie będę widywać przyjaciela to może coś się zmieni. Nie
wytrzymywałam jednak w moim postanowieniu. Potrzebowałam go więc mimo wszelkich
starań i tak ciągle do niego wracałam. Był moim szczęściem, moim powietrzem.
Jednak jeśli świat ma się walić to wali się w całości
prawda?
Hani poprosiłą mnie abym została jej druhną.
Zgodziłam się, bo co innego mogłam zrobić?
Przypominało to trochę katowanie samej siebie. Ale byłam
gotowa zrobić wszystko aby tylko zobaczyć uśmiech na twarzy przyjaciela.
Z uśmiechem wykonywałam wszystkie obowiązki druhny.
Chodziłam z panną młodą aby pomóc jej w wyborze sukni ślubnej, pomagałam w
wyborze ozdób do kościoła, bukietów kwiatów. Jednak po powrocie do domu
siadałam i wypłakiwałam wszystkie smutki w poduszkę.
Wielokrotnie pytałam sama siebie czym zasłużyłam sobie na
taki los. Jedyna osoba , na której aż tak bardzo mi zależało była przeznaczona
komuś innemu, był szczęśliwy nie ze mną i mimo tego iż bardzo tego chciałam to
nie mogłam z tym nic zrobić.
Dzień przed ich ślubem nie zmrużyłam oka. Niejednokrotnie
wracała do mnie myśl, że nie powinnam iść na ten ślub. Powinnam uciec jak
najdalej aby odciąć się od tego wszystkiego. Jednak jak zwykle szczęście
chłopaka było ważniejsze.
Tak więc z uśmiechem pojawiłam się u Hani aby pomóc jej z
sukienką. Z uśmiechem pojechałam z nią do kościoła i życzyłam wszystkiego co
najlepsze. Przez cały czas byłam przy jej boku aby mogła w każdej chwili na
mnie liczyć.
- Dziękuje Haneul.- powiedział Junmyeon i przytulił mnie
mocno. Wyglądał cudownie w czarnym garniturze i białej koszuli. Jego krawat był
w idealnie takim samym, zielonym kolorze jak buty Hani. Pasowali do siebie w
każdym calu.
- Nie masz za co.- odpowiedziałam śmiejąc się
jednocześnie poprawiając mu krawat.
- Mam. Dziękuje za to, że zawsze przy mnie byłaś.
- Na prawdę to nie jest coś za co musisz mi dziękować.-
zapewniłam.- Teraz... zostawiam cię w dobrych rękach. Hani o ciebie zadba.
- Wiem.
Na weselu było mnóstwo gości. Wszyscy tańczyli, bawili
się, cieszyli. Stałam z boku Sali i patrzyłam jak Junmyeon spogląda na swoja
żonę w tańcu. Z czystą miłością i szczęściem.
To koniec Haneul.- pomyślałam.
Kilka razy naszła mnie myśl, że jest jeszcze szansa na
to, że się rozstaną, ale to były złe myśli. Nie powinnam sobie tego robić, bo
tylko cierpiałam.
Ale teraz to był koniec. Nie było już szansy, a mój
przyjaciel był szczęśliwy a tylko na tym mi zależało. Powinnam się cieszyć.
Więc się cieszyłam.
- To koniec.- szepnęłam do siebie.
- Pan młody czy panna młoda?
Podskoczyłam wystraszona słysząc, że ktoś coś do mnie
mówi. Odwróciłam się, a przede mną pojawił się chłopak. Niewysoki,
brązowowłosy. Jego twarz była przyjazna, na pewno można było zaliczyć go do
jednego z najprzystojniejszych chłopaków jakich w życiu widziałam.
- Słucham?
- Spokrewniona z panem młodym czy z panną młodą?- zapytał
uśmiechając się szerzej. Nie wiem dlaczego ja też się uśmiechnęłam.
- Siostra „z wyboru” pana młodego.- wytłumaczyłam.- A ty?
- Brat „z wyboru” panny młodej.- zaśmiał się i wyciągnął
dłoń w moją stronę.- Nazywam się Kim Minseok.
- Park Haneul.
I zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Minseok sprawił, że na
chwilę zapomniałam o tym gdzie jestem, o tym co dzieje się dookoła mnie.
Zatańczyłam z nim kilka razy, a w między czasie wciąż rozmawialiśmy. Było miło,
mieliśmy wspólne tematy.
- Co robisz w następną sobotę?- zapytał tak po prostu.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Całe życie unikałam osób,
które zadawały mi to pytanie. Mój świat kręcił się wokół mojej miłości do
nieosiągalnego mężczyzny. Kątem oka spojrzałam na Junmyeon’a po czym ponownie
odwróciłam wzrok do brązowowłosego.
To koniec.
- Chyba nic.
- Byłabyś zainteresowana kolacją w moim towarzystwie?
Chyba nadeszła chwila abym postarała się zawalczyć o moje
szczęście. Może nie wszystko co miało mi się przydarzyć miało być złe?
Wciąż kochałam mojego przyjaciela. Wciąż bolało mnie to
iż nigdy nie będzie mój, ale... Minseok wydawał się miłym chłopakiem.
Może powinnam spróbować?- przemknęło przez moją myśl.
- Bardzo chętnie.
~Ohorat